Szanowna Redakcjo!
Korzystając z urlopu, miałem szansę na spokojną lekturę tekstów dotyczących
sporu o świeckość RP. Muszę przyznać, że dość mocno mnie one rozczarowały.
Ogólnikowością, komunałami, skupieniem bardziej na emocjach niż wyważonej
analizie (tu mam na myśli artykuł-przykład Marka Zająca). Ani pastora
Kazimierza Bema, ani prof. Michała Pietrzaka trudno mi uznać za radykałów
nastawionych antychrześcijańsko. A jednak w świetle ich prac trudno zgodzić się
z opinią o. Macieja Zięby, że konkordat w żaden sposób nie uprzywilejowuje
Kościoła rzymsko0katolickiego, czy że Konstytucja RP, w tym jej preambuła,
faktycznie traktują na równi wszystkich obywateli. Nie jestem także w stanie
zgodzić się z Ziębą, gdy Ten wskazuje na głos abp. Gądeckiego jako na jeden z
wielu głosów płynących z wnętrza Kościoła, który ma prawo wyostrzać opinie
dlatego że jest ważną postacią. Doskonale wiemy bowiem, że biskup jako głowa
Kościoła lokalnego sprawuje urząd pasterski, a więc jego nauczanie ma status
wyróżniony. Abp. Gądecki pełnie też dodatkowo funkcję przewodniczącego
Episkopatu , co stanowi dodatkowe wzmocni ego dla jego wystąpień.
Sygnalizuję tu tylko pola do ewentualnego dialogu i poróżnienia. Sam bowiem
chcę się zająć tylko dwoma kwestiami.
Po pierwsze, tym, co w dyskusji o państwie świeckim i klauzuli sumienia
niepokoi mnie najbardziej, to wyraźne ciążenie naszych biskupów ku doktrynie
lefebrystycznej. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że głosy hierarchii głęboko
lekceważą nauczanie Vaticanum II, które przytacza się wprawdzie, ale odrywa się
je od pełnego kontekstu i reinterpretuje za pomocą stosownych dookreśleń. Kurs
ten daje się streścić lapidarną wypowiedzią abp. Józefa Michalika: „Wolność
jest dla ateistów”. Można także – tytułem ilustracji – odwołać się do
Stanowiska Przewodniczącego KEP ws. Deklaracji wiary nauczycieli. Czytamy tam,
że „że „każdy z nas ma sumienie, aby działać zgodnie z prawym sumieniem,
czyniąc dobro a unikając zła. Sumienie moralne wymaga umiejętności słuchania
prawdy, bycia posłusznym jego wskazówkom”. Fragment ten pojawia się w
kontekście Dignitatis humanae, z której przywołano cytat, iż człowieka „nie
wolno zmuszać, aby postępował wbrew swemu sumieniu. Ale nie wolno mu także
przeszkadzać w postępowaniu zgodnym z własnym sumieniem”.
Warto zwrócić uwagę, że w cytacie z DH nie ma mowy o sumieniu prawym, tylko o
sumieniu. Ono bowiem jest najważniejszą i wiążącą działanie człowieka
instancją. Człowiek ma obowiązek trwać przy prawdzie rozpoznanej przez samego
siebie, bez jakiegokolwiek zewnętrznego nacisku i bez względu na to, czy z
zewnętrznej perspektywy rozpoznanie to uzna się za trafne. Tak mówi o tym DH:
„Z racji godności swojej wszyscy ludzie, ponieważ są osobami, czyli istotami
wyposażonymi w rozum i wolną wolę, a tym samym w osobistą odpowiedzialność,
nagleni są własną swą naturą, a także obowiązani moralnie do szukania prawdy,
przede wszystkim w dziedzinie religii. Obowiązani są też trwać przy poznanej
prawdzie i całe swoje życie układać według wymagań prawdy. Tego zaś
zobowiązania nie zdołają ludzie wypełnić w sposób zgodny z własną swą naturą,
jeśli nie mogą korzystać zarówno z wolności psychologicznej, jak i wolności od
zewnętrznego przymusu. A więc prawo do wolności religijnej ma fundament nie w
subiektywnym nastawieniu osoby, ale w samej jej naturze. Dlatego prawo do owej
wolności przysługuje trwale również tym, którzy nie wypełniają obowiązku
szukania prawdy i trwania przy niej; korzystanie zaś z tego prawa nie może
napotykać przeszkód, jeśli tylko zachowywany jest sprawiedliwy ład publiczny”.
Działanie prof. Chazana (w zakresie wskazania innej placówki niż szpital, w
którym kierował), kampania antygenderowa, utrwalająca negatywne społeczne
stereotypy dotyczące określonych grup obywateli, ostatnie oświadczenia
prezydium i przewodniczącego KEP burzą sprawiedliwy ład społeczny,
uniemożliwiają jego budowanie, a poza tym kłamliwie ukazują problem autonomii
sumienia.
W kwestii kłamliwości. Użyte w oświadczeniu sformułowanie „sumienie moralne”
jest bezsensowne – nie ma innego sumienia, o ile jest „praktycznym” użyciem
rozumu, o czym nauczał klasyk teologii katolickiej, św. Tomasz z Akwinu. Nie
jest więc jakimś tajemniczym (lub nie), zewnętrznym względem człowieka głosem,
ale racjonalnym działaniem osoby rozpoznającej dobro i zło oraz podejmującej
działanie. Człowiek posłuszny jest tym rozpoznaniom każdorazowo, co Tomasz
wyraził w przejmującym fragmencie Summy teologicznej:
„Np. powściągliwość od porubstwa jest pewnym dobrem; ale wola dąży do tego
dobra zależnie od tego, jak rozum jej przedstawi to dobro. Jeśli rozum błądzący
przedstawi woli to dobro jako zło, wówczas wola, dążąc do tego dobra, dążyłaby
doń jako do zła i tym samym byłaby zła, gdyż chce zła, wprawdzie nie tego zła,
które samo w sobie jest złe, ale zła przygodnego, na skutek poznania rozumu.
Podobnie, wierzyć w Chrystusa jest rzeczą samą przez się dobrą i konieczną do
zbawienia. Lecz wola odnosi się do tej sprawy zależnie od tego, jak rozum
przedstawi jej. Jeśli więc rozum przedstawi tę wiarę w Chrystusa jako zło,
wówczas wola, przyjmując tę wiarę, dążyłaby do niej jako do zła, nie jakoby
wiara w Chrystusa była sama przez się zła, lecz dlatego, że byłaby zła
przygodnie, na skutek poznania” (ST, I-II, q. 19, a. 5).
Podkreślanie autonomii sumienia jako instancji nadrzędnej jest więc w gruncie
rzeczy podkreśleniem absolutnego aksjologicznego pluralizmu. Który – czy chce
się tego, czy nie – wymaga regulacji ze strony prawa stanowiącego, ważącego
racje wszystkich stron. Nie ma mowy o wolności sumienia tam, gdzie indywidualny
osąd ceduje się na zewnętrzną instancję, a przecież o to – bo nie o wolność
jednostkowych sumień – idzie w ostatnich działaniach polskiego episkopatu.
Państwo, dla którego wolność sumienia jest ważna, musi być państwem świeckim,
czyli takim, jak trafnie ujęła to w TP Karolina Wigura, które na równi i z
równą godnością traktuje sumienia katolika, Żyda, ateisty czy muzułmanina.
Po drugie, niepokoi mnie także rosnąca ignorancja teologiczna Polaków. Gołym
okiem widać, że katecheza nie przynosi pożądanych efektów. Co gorsza, wciąż nie
przemyślano w kręgach rodzimego katolicyzmu teologii laikatu – wydziały
teologiczne uniwersytetów stereotypowo traktowane są jako miejsce edukacji
kleru. Tak robi to choćby ks. Adam Boniecki we wstępniaku do numeru. Można
tylko pytać – dlaczego? I zastanawiać się, czy słaba znajomość teologii nie
przekłada się na dominację postaw konfrontacyjnych? Symptomatyczny dla mnie
pozostaje również fakt całkowicie marginalnego funkcjonowania w Polsce historii
dogmatów – uświadamianie katolikom dziejowego charakteru doktryny Kościoła,
choćby tego, że Symbole wiary nie należą do niezmiennych reguł, ale do sfery
żywej tradycji ((kto na katechezie uczy o Quicumque? Lub symbolu Pawła VI?),
mogłoby zdziałać wiele dobrego.
Jak sądzę, spór o kształt relacji Kościół-RP powinien wymusić debatę o stanie
samoświadomości polskiego Kościoła rzymsko-katolickiego. O to, na ile
przyswoiliśmy nauczanie ostatniego soboru (a nie było – i nie jest – z tym u
nas dobrze, pamiętam jedno ze wspomnień Stefana Swieżawskiego, dotyczące
cięgów, jakie zebrał od kard. Wyszyńskiego za nauczanie Soboru po kościołach).
Wiara – jako wiarygodne zaangażowanie egzystencjalne – rodzi się zawsze w
obliczu pytań stawianych w danym momencie, hic et nunc. Zamknięcie się na
współczesność, nierozumienie nowoczesności. Nauczanie biskupów, w tym głosy
episkopatu, bardziej przypominają dziś Syllabus, niż dialog. Spór o świeckość
państwa jest tego pierwszym wyrazem.
Z poważaniem,
Marcin Bogusławski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.