piątek, 1 sierpnia 2014

MORALNOŚĆ - ALE JAKA? O TYM, DLACZEGO BOJĘ SIĘ ETYKI W SZKOLE

Ostatnie ruchy Joanny Kluzik-Rostowskiej ws. organizowania szkolnych zajęć z etyki z całą pewnością zasługują na uznanie. Wydaje mi się jednak, że z zadowoleniem nie ma co przesadzać. 
To dobrze, że zajęcia z etyki mają być organizowane nawet dla jednego ucznia. Trzeba jednak postawić pytanie, jaka to będzie etyka?

Problem ten towarzyszy mi od dawna, niemniej ostatnio zacząłem się nad nim zastanawiać bardziej intensywnie. Pretekstem była oczywiście projektowana deklaracja wiary nauczycieli, stanowiąca manifestację jednego tylko typu przekonań światopoglądowych, w tym moralnych. Sam projekt deklaracji, choć - w moim odczuciu - naganny i absurdalny, nie stanowi jednak problemu najbardziej istotnego. O wiele ważniejsze są oficjalne, państwowe dokumenty, regulujące kwestię oświaty, a więc ustawa z 1991 r. i podstawa programowa.

We wstępie do ustawy czytamy znamienne słowa:  

Nauczanie i wychowanie – respektując chrześcijański system wartości – za
podstawę przyjmuje uniwersalne zasady etyki.

Jak widać, ustawodawca w sposób wyraźny wyodrębnia tylko jeden system aksjologiczny, który respektuje. Ów respekt pozwala uznać, że uniwersalne zasady etyki, które przyjmuje się jako podstawę nauczania i wychowania będą zasadniczo proweniencji chrześcijańskiej.
Zapis ten przywodzi mi na myśl preambułę do Konstytucji, w której stwierdza się, co prawda, że wartości moralne można wywodzić z innych źródeł niż Bóg, ale się ich nie dookreśla. W mniemaniu prof. Michała Pietrzaka preambuła dokonuje odróżnienia obywateli wierzących od niewierzących, wprowadzając nierówność w ich traktowaniu. Albowiem "dla zachowania równości praw powinny także być wskazane źródła wartości, do których odwołują się niewierzący".

***
Nasycenie nauczania i wychowania treściami chrześcijańskimi (co, niestety, w naszych realiach oznacza treści katolickie) przejawia się w sposobie konstruowania podstawy programowej. Rzucę tu tylko garść przykładów:
nauczyciele historii kształtują poczucie tożsamości kulturowej odwołując się do trzech źródeł Europy: antyku greckiego i rzymskiego oraz kultury judeochrześcijańskiej; w sformułowaniu tym nie akcentuje się konstytutywnej dla tożsamości europejskiej roli islamu, synkretycznych nurtów religijno-etycznych, czy w końcu laickich i demokratycznych prądów teoretyczno-praktycznych, które symbolicznie wiąże się z oświeceniem;
podstawa programowa etyki dla gimnazujm wyodrębnia blok zajęć dotyczących "wskazań moralnych w religii chrześcijańskiej. Normy społeczne wynikające z nauki społecznej Kościoła". Sformułowanie to może wprowadzić w konsternację, jako że nie istnieje jedna religia chrześcijańska, a wskazania moralne wśród różnych wspólnot religijnych włączonych w chrystianizm bywają różne (widać to doskonale w kwestii relacji wspólnot religijnych do mniejszości seksualnych", poza tym religia chrześcijańska na pewno nie jest równoznacza z Kościołem (katolickim - przydawka ta widać nie jest nawet potrzebna!) i jego nauczaniem społecznym. W podstawie nie wymienia się z imienia innych religii, traktując je hurtowo (wskazania moralne w innych religiach świata), exprssis verbis nie mówi się także nic o etykach laickich (istnieje tylko punkt moralność a religia, wiedza i polityka);
podstawa programowa etyki dla liceum wyodrębnia wprawdzie etyki świeckie, jednak i w niej proporcje nie są zachowane. Wymowuczny jest punkt 10 treści nauczania: 

Przykłady współczesnych przejawów kryzysu moralnego i dylematów
w zakresie wyborów moralnych oraz sposoby ich rozwiązywania na
gruncie etyki chrześcijańskiej oraz innych koncepcji etycznych.

Zasadne wydaje się pytanie, czy istnieje jedna etyka chrześcijańska? Dlaczego wyodrębnia się ją z imienia jako jedyną? I czy nie oznacza ona (jak wcześniej) etyki katolickiej?
Niepokój budzi także punkt drugi treści kształcenia, gdzie spośród koncepcji etycznych wyodrębnia się "Koncepcje etyczne w nurcie filozofii klasycznej". Filozofia klasyczna rozumiana jest u nas jako chrześcijańska kontynuacja filozofii greckiej (to szerokie rozumienie znajduje wyraz w podręczniku Stefana Swieżawskiego), bądź jako synonim.... tomizmu, co skutecznie narzuciła szkoła lubelska.
Licealista bezwzzględnie dowie się również, że relatywizm moralny jest problemem i pozna sposoby jego przezwyciężenia. Sformułowanie to sąsiaduje z zapisem o prawie naturalnym i "Dekalogu jako podstawie życia moralnego" (punkt 7). Nie mam przekonania co do tego, że dekalog jest jakąś uniwersalną podstawą życia moralnego, skoto obchodzili się bez niego antyczni Grecy i Rzymianie, a i dziś nie jest on podstawą moralnego działania konfucjanistów, buddystów czy laików. Nie mam też przekonania, że relatywizm zawsze jest problemem, choćby etyka odpowiedzialności i etyka sytuacjonistyczna pokazują, że uznanie względności naszych przekonań jest warunkiem sine qua non ukształtowania etyczie odpowiedzialnego człowieka.

***
Tak czy owak, wyrażony w ustawie o systemie oświaty respekt wobec wartości chrześcijańskich znajduje swe rzeczywiste odbicie w nauczaniu i wychowaniu. Ma zatem rację poseł Marzena Wróbel mówiąc, że deklaracja wiary nauczycieli nie stoi w sprzeczności z podstawowymi dla oświaty dokumentami. 
Dla mnie świadczy to o jednym - o konieczności rewizji tych dokumentów. Wszystkie zawierają bowiem jawne wartościowanie, w którym to, co chrześcijańskie (katolickie) stawia się wyżej niż to, co niechrześcijańskie (niekatolickie). Mam problem z uznaniem, że nie narusza to równości obywateli i bezstronności światopoglądowej państwa.
Świadczy to także o tym, że - chcąc czy nie - zaprojektowana etyka nie jest wyjściem alternatywnym w stosunku do katechezy, ale jej innym wydaniem. Zważywszy na fakt, że w wielu przypadkach uczyć jej mogą katecheci, sytuacja staje nie kompletnie nienormalna.

Nie mam wątpliwości, że filozofia i etyka są koniecznymi elementami systemu edukacji. Potrzebujemy etyki po to, by wychowywać dojrzałych ludzi. To etyka chroni nasze relacje, zapobiega chuligaństwu, uczy szacunku i obowiązkowości. Itd. Itp.
W edukacji publicznej potrzebujemy jednak etyki niezależnej, która będzie wykładana nie jako zastępnik katechezy, ale dla wszystkich uczniów.  
Etykę niezależną rozumiem za Tadeuszem Kotarbińskim jako etykę wolną od religii, ale także - przy pewnym znaczeniu, które objaśnię - wolną od filozofii czy światopoglądu.

***
Etyka niezależna od religii reguluje jednako życie wszystkich obywateli, nie różnicując ich. Szereg konkretnych spraw pozostawiając indywidualnym decyzjom.
Etyka niezależna od filozofii wychodzi z założenia, że w codziennym życiu dokonujemy aktów wyboru i wchodzimy w relacje i interakcje z innymi ludźmi i nie-ludźmi - zwierzętami, środowiskiem. Wybory i działania powinny być zatem racjonalne, odpowiedzialne i godziwe, niezależnie od tego, czy jako filozofowie toczymy spór o determinizm i nieistnienie wolnej woli, czy uznajemy, że wszystko jest dziełem nadnaturalnej boskiej interwencji, czy w końcu widzimy wokół tylko chaos.
Etyka niezależna proponowana przez Kotarbińskiego jest wyjątkowo prosta. Składa się z trzech powiązanych płaszczyzn - felicytologii, czyli rozważania dotyczącego szczęścią, etyki właściwej, czyli kwestii sumienia (intuicyjnego etycznego reagowania na świat) oraz prakseologii, czyli techniki sprawnego i godziwego działania.

Przestrzeń moralną regulują tu trzy podstawowe zasady:
po pierwsze - nie szkodzić;
po drugie - dbać bardziej o profilaktykę niż terapię;
po trzecie - dokonywać terapii w początkach zaburzeń, póki te nie rozpanoszyły się w siłę.

Wskazania te dotyczą relacji międzyludzkich, wskazując na ważne dla naszego współżycia przymioty, jak rozwaga, ostrożność, troska, empatia, tolerancja, otwartość. Ciekawe jest zwrócenie uwagi na profilaktykę, to znaczy na czułe i troskliwe baczenie, co dzieje się z Innym, na na wysiłek wspierania jego rozowju i przeciwdziałanie możliwym wstrząsom, zapaściom, cierpieniu.
Moim zdaniem należy je także odnieść do siebie - etyka niezależna winna kształtować w nas poczucie własnej wartości i umiejętność troski o siebie samych. Zadania tego nie spełnia nauka katolicka, która traumatyzuje ucząc fałszywej pokory (nic, co dobre, nie pochodzi z człowieka), kultu cierpiętnictwa, zakłóca także harmonijne przeżywanie swojej tożsamości budząc poczucie "bycia skazanym na grzech". Mogę tu podać siebie jako przykład - na katechezie dowiedziałem się, że jako gej jestem zboczeńcem, że jako gej myślę tylko o uprawianiu seksu (co potem potrafi znaleźć odbicie w życiu, ucząc człowieka, jak afirmować ma to, kim jest, prowadzi się to tego, że właśnie w taki sposób tę afirmację uprawia), że odczuwana przeze mnie miłość jest niegodziwa i muszę się z niej spowiadać, a najlepiej z niej zrezygnować. Dorzucając do tego pokazywanie pokory jako samoponiżenia, otrzymujemy mieszankę wybuchową, w tym emocjonalny niedorozwój.

***
Szkoła koniecznie potrzebuje etyki. Ale takiej, która rozbudzi w ludziach marzenia i tęsknoty za wspólnotą braci, wspólnotą solidarności. Nie takiej, która jest w punkcie wyjścia przymiotnikowa i w punkcie wyjścia wyklucza tych "z innym przymiotnikiem" lub nawet "bez przymiotnika". Skazanych na milczący niebyt.  


Sprywatyzowane post scriptum
Pisałem ostatnio o utopijności poliamorii. W tym samym sensie utopijna jest etyka niezależna Kotarbińskiego, bo podstawowym środowiskiem jej praktykowania są wspóloty wielomiłosne (z przypomnieniem, że nie musi chodzić o relacje erotyczne), wspólnoty, w których z troską, opieką i delikatnością podchodzimy do innych.
Utopijność jest dla mnie formą marzenia, a zdrowe, bo potrafiące prowokować zmiany, są dla mnie te społeczeństwa, która marzą. Jak Edward Abramowski o demokracji spółdzielczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...