niedziela, 29 grudnia 2019

JĘDRASZEWSKI I MATKA ZIEMIA


„Ta siostra [matka ziemia – odniesienie do Kwiatków św. Franciszka — M. M. B.] protestuje z powodu zła, jakie jej wyrządzamy nieodpowiedzialnym wykorzystywaniem i rabunkową eksploatacją dóbr, które Bóg w niej umieścił. Dorastaliśmy myśląc, że jesteśmy jej właścicielami i rządcami uprawnionymi do jej ograbienia. Przemoc, jaka istnieje w ludzkich sercach zranionych grzechem, wyraża się również w objawach choroby, jaką dostrzegamy w glebie, wodzie, powietrzu i w istotach żywych. Z tego względu wśród najbardziej zaniedbanych i źle traktowanych znajduje się nasza uciskana i zdewastowana ziemia, która « jęczy i wzdycha w bólach rodzenia » (Rz 8, 22). Zapominamy, że my sami jesteśmy z prochu ziemi (por. Rdz 2, 7)” (Laudato si, nr 2).



Agaton Koziński twierdzi, że Marek Jędraszewski jest wyjątkowo przenikliwy i inteligentny, a treść jego diagnoz jest słuszna, gorzej bywa z formą. Słuszna ma być także jego krytyka ekologizmu. Wiem, ile dla sprawy klimatu zrobiła Greta Thunberg, budząc choćby aktywność społeczną młodych, których efekty katastrofy klimatycznej dotkną bardziej niż mnie. Patrząc na denializm polityków PiS, ale również osób związanych z innymi formacjami, na zapóźnienia we wdrażaniu zmian, zachodzę też w głowę czy obce mi mistycyzujące nurty ekologii, o ile potrafią docierać do zobojętniałych ludzi, nie powinny być doceniane (to myśl po rozmowie z koleżanką). Ale moje podstawowe pytanie brzmi: 

co Jędraszewski robi na rzecz ochrony przyrody? 

Przyznaję, że nie znam żadnych działań tego typu. Mogą one wynikać albo z mojego niedoinformowania, albo z braku jego działań. Nie znajduję również pozytywnego przesłania w rozmowie, w której dokonał krytyki Thunberg i ekologizmu, widzę za to ślepotę na takie kwestie, jak antropogeniczne źródła kryzysu klimatycznego.
Mam również spore wątpliwości, czy bliskie są mu poglądy Franciszka z Laudato si. Od razu zaznaczę, że Franciszek nie wydaje mi się żadnym rewolucjonistą. Wiele racji ma Edwin Bendyk, który umiejscawia jego nauczanie w kontekście poprzedników i wskazuje na jego konserwatywne elementy. Problemy dotyczące zwierząt w kontekście Laudato si wydobywa zaś Ida Nowak. Nie zmienia to jednak faktu, że w barokowym polskim Kościele rzymsko-katolickim, w którym nagminnie obecne są tematy związane ze sferą tożsamości psychoseksualnej i seksu, na marginesie jest problematyka biedy czy przemocy wpisanej w strukturę współczesnego systemu gospodarczego. W encyklice Franciszka mamy przynajmniej podejście bardziej systemowe, wiążące ze sobą problemy ekologii, gospodarki, egzystencji ludzi pozbawionych żywności i środków do życia. Ziemia zaś ukazana jest jako nasz wspólny dom — a dom z całą pewnością nie jest (nie powinien) być przestrzenią, którą się zawłaszcza, czyni sobie poddaną, traktuje jak przedmiot do podbicia i wyzyskania. Jędraszewski, urzędując w Krakowie, ma spore pole do popisu w realizowaniu przesłania Laudato si, np. poprzez działania na rzecz walki ze smogiem (to nie tylko zaangażowanie na rzecz poprawy samego powietrza, ale np. pomoc osobom niezamożnym w znalezieniu lepszych metod ogrzewania, promowanie środków komunikacji miejskich i inne) czy pomoc biednym — w tym roku nikt z kurii nie zjawił się nawet na wigilii dla bezdomnych, a tłumaczenia, że kuria nie została zaproszona, zostały zdementowane przez organizatorów

Łatwo jest krytykować Thunberg, jej przynajmniej udało się zainteresować sprawą klimatu młode pokolenie, czego dowodem są strajki klimatyczne. Jest ona także doskonałym ucieleśnieniem faktu, że to jej pokolenie (i następne), a nie Jędraszewskiego czy Kozińskiego, stoi wobec konsekwencji katastrofy klimatycznej. 

Osobną kwestią jest dokonywane przez Jędraszewskiego i jego obrońców odróżnianie ekologii od ekologizmu. Nie widzę tu przenikliwości i inteligencji, o której w kontekście Jędraszewskiego pisze Koziński. Widzę za to znakomite opanowanie socjotechniki — w wypowiedzi budzącej bardzo silne emocje i mocno nacechowanej (negatywnie) tworzymy(*) etykietkę o dość rozmytym znaczeniu. Robimy to, by nazwać wroga, wzbudzić lęk, pokazać Kościół i Polskę (w prawicowej wykładni) jako ideologicznie zagrożoną. Z hasłami takimi, jak ekologizm, jest ten problem, że są jak worek. Do worka Jędraszewskiego trafiła Thunberg w towarzystwie samego Engelsa, choć związki między nimi wydają się dość kłopotliwe. Zapewne pod sztandar ekologizmu trafiłby Peter Singer i nowoateistyczni zwolennicy etyki upodmiotowiającej zwierzęta, ale wraz z Rosi Braidotti, Donną Haraway, Bruno Latourem czy Johnem Lovelockiem  bądź Arnem Næssem. Jeśli szukać jakiegokolwiek mianownika dla ich poglądów, to odejście od antropocentryzmu, z zastrzeżeniem, że taki mianownik jest problematyczny: mamy tu do czynienia z różnie pojmowanym antropocentryzmem i różnie pojmowanymi drogami odejścia od niego (co powoduje spory, niekiedy gorące i pryncypialne między niektórymi ze wskazanych autorów). Do tego pamiętać musimy także o jednym z podstawowych antagonizmów — w worku Jędraszewskiego znajdziemy i poglądy neoluddyczne, techno- i nauko-fobiczne, i choćby Latoura, który jasno widzi konieczność zmian ekologicznych, ale także uzasadnione roszczenia modernizacyjne np. mieszkańców Afryki. I nie boi się nauki. Upakowanie tego wszystkiego w jeden worek z etykietą ekologizm jest wygodne i poręczne w budzeniu strachu, całkowicie jednak zaciemnia problemy. Choćby takie, jak wpływ człowieka na procesy przyrodnicze zachodzące w skali globu. A więc także na postępujące zmiany klimatyczne. W ich kontekście podtrzymywanie takiej formy antropocentryzmu, której dewizą jest „czyńcie sobie ziemię poddaną” jest co najmniej niepoważne. Zagrożenia wynikające z katastrofy klimatycznej, ale także masowe wymieranie gatunków zwierząt i roślin, pokazują, jak szkodliwa jest ta dewiza. Jeśli ekologizm oznacza jej odrzucenie, to jest to podejście nie tylko słuszne, ale konieczne — dla dobra samego człowieka. Nie musi to z automatu oznaczać porzucenia wszelkich form antropocentryzmu, ale to kwestia zupełnie osoba (piszę o tym tutaj i w książce Wariacje (post)humanistyczne). O tym, że — jak słusznie zauważył Bendyk, przywołując tu nauczanie JPII — w ekologizmie boli Jędraszewskiego porzucenie antropocentryzmu i że kontekst katastrofy klimatycznej doskonale obnaża takie podejście pośrednio świadczy twitt małopolskiej kurator Barbary Nowak:

Kolejny atak na Abp M. Jędraszewskiego. To przy okazji zapytam o ocenę postawy dorosłych, którzy wysyłają dzieci do wykrzykiwania haseł i serwują im toporną manipulację zamiast edukacji? Może lepiej dać czas dorosnąć dzieciom, poczytać o zmianach klimatu na przestrzeni tysiącleci?

W tej wypowiedzi uderzają mnie dwie rzeczy: (1) teza typowa dla denializmu: klimat zmieniał się na przestrzeni tysiącleci, w domyśle — zmienia się i teraz, zjawisko było, jest i będzie, nie ma więc co podnosić larum oraz (2) obraz dziecka jako pacynki, przedmiotu, którym łatwo się manipuluje, z którego zdaniem nie trzeba się liczyć, ani nawet go wysłuchać. Thunberg, która nie dała się nabrać rozmaitym wyznawcom denializmu, w tym również reprezentantom turbokapitalizmu, dla których uznanie antropogenicznych źródeł kryzysu klimatycznego bywa uważane za zagrożenie dla działalności korporacji na wolnym rynku, jest o wiele bardziej przenikliwa i samodzielna niż Nowak, uzależniona od paska konserwatywnej ideologii katolickiej.

Bendyk ma moim zdaniem rację, gdy stwierdza, że obecny kryzys ekologiczny wymaga współdziałania wszystkich sił. Jest to wykonalne, bo o powinnościach wobec przyrody da się mówić nie tylko wychodząc od przesłanek ekologii głębokiej (Næss) czy polityki natury (Latour), ale także środowiskowej etyki katolickiej, w której — choćby w wariancie Ślipki — mówi się o obowiązkach człowieka względem przyrody. Pewne wspólne minimum da się sformułować. Apel, podobny w duchu, obecny jest swoją drogą w Laudato si:



Kieruję naglące wezwanie, by ponowić dialog dotyczący sposobu, w jaki budujemy przyszłość naszej planety. Potrzebujemy konfrontacji, która nas wszystkich połączy, ponieważ wyzwanie ekologiczne i jego ludzkie korzenie dotyczą i dotykają nas wszystkich. Globalny ruch ekologiczny ma za sobą długą i bogatą drogę, zrodził wiele grup obywatelskich, które pomogły budzić świadomość. Niestety, wiele wysiłków na rzecz znalezienia konkretnych rozwiązań kryzysu ekologicznego zostało zmarnowanych nie tylko przez możnych tego świata, ale również z powodu braku zainteresowania pozostałych. Negacja problemu wynikająca z wygodnej obojętności, rezygnacja lub ślepa wiara w środki techniczne to postawy utrudniające znalezienie właściwych rozwiązań, spotykane nawet wśród wierzących (nr 14).



O różnicach natomiast trzeba dyskutować, także w kontekście przyrastającej wiedzy. Trudno dziś, przynajmniej mnie, uznać zasadność obrony wyróżnionego miejsca człowieka w świecie za pomocą argumentów niesprawdzalnych, jak fakt posiadania duszy nieśmiertelnej. Ale trudno także, jak sądzę, odrzucić jakąkolwiek postać antropocentryzmu. Pozwalam sobie na zakończenie udostępnić Appendix do jednej z części moich Wariacji (post)humanistycznych, który dotyka właśnie tych spraw. 

* Edit: z faktu, że hasła ekologizm używa dziennikarz zadający Jędraszewskiemu pytanie nie wynika, że nie można jej przypisać arcybiskupowi. On nie dystansuje się wobec tego słowa, raczej stara się wyjaśnić czym ów ekologizm jest, tworząc w narracji mieszaninę poglądów na temat klimatu, gender, Engelsa, Thunberg czy antropocentryzmu. Nierzetelny jest już punkt wyjścia: dziennikarz mówi i tym, że Thunberg wiąże kryzys klimatyczny z patriarchatem, wykazując kolonializm i rasizm. W całości diagnoza ta, uznana przez prawicę za lewacką, pokazuje, jak kształtował się antropocen: mężczyźni zaangażowani byli z przemysł, politykę (prawa wyborcze potrafiły być uzależnione także od wysokości dochodów), prowadzenie plantacji, gospodarkę rabunkową w koloniach, niszczenie lokalnych kultur itd. Dziś niektórzy wracają do wiedz indygenicznych choćby dlatego, że przekazują one inne rozumienie relacji człowieka do środowiska, nie oparte na panowaniu i rabunku.  








PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...