"Dla współczesnego człowieka
zagadnienie muzyki sfer wydaje się co najwyżej antykwaryczną ciekawostką. Jak
wszystko, co minione, posiada swój urok. Nie wytrzymuje jednak zestawienia ze
zdobyczami przyrodoznawstwa, które w objaśnianiu rzeczywistości kieruje się m.
in. zasadami empiryzmu i materializmu. Muzyka jako osnowa kosmosu? Mit, bajka,
legenda – sądzę, że tak właśnie większość z nas skwitowałaby zagadnienie
muzyczności wszechrzeczy. Tym większe wrażenie robi fakt, że koncept ten
pojawia się ponownie na intelektualnej mapie Zachodu. Nieśmiało, ubrany w
dykcję eseju, przekształcony. Ale jednak! Sprzyjają temu choćby doświadczenia
wykonywane w tzw. komorach bezodbiciowych, w których panuje niemal idealna
cisza (podaje się, że tłumionych jest tam 99,9% dźwięków). Okazuje się, że w
świecie pozbawionym dźwięków i rytmów, człowiek nie jest w stanie przebywać
dłużej niż 45 minut (to rekord jak dotąd chyba nie pobity). A czas tam spędzony
odbiera jak torturę, w trakcie której przechodzi od rozdrażnienia do napadu
paniki spowodowanej tym, że w ciszy absolutnej zaczyna słyszeć pracę swoich
narządów. Aby normalnie funkcjonować
człowiek potrzebuje zatem świata wypełnionego dźwiękami, który – po
doświadczeniach z muzyką konkretną, choć nie tylko – okazuje się światem z
konieczności muzycznym.
Do konceptu muzyki świata doszedł
także filozof Michel Serres. W 2011
roku ukazał się jego esej zatytułowany Musique.
Nie jest to praca akademicka, nie jest to nawet na poły akademicki szkic. Myślę
o tej pozycji raczej w kategoriach świadectwa i medytacji – Serres w sposób
niezwykle obrazowy opisuje w nim swe osobiste doświadczenia związane z
odkrywaniem muzyki. Rozmyślając nad muzyką, nad mitami i wielkimi opowieściami
nauki, w których – nomen omen – gra
ona konstytutywną rolę, Serres odnajduje (wskazuje? zakładając, że wiedział o
tym od początku) mianownik dla swoich wcześniejszych prac; źródło i punkt docelowy
wizji świata, w której wychodzi się nie od substancji i tożsamości, ale od
relacji, interakcji, translacji, ruchu, stabilizowania się chaosu. Zanurzonych
w arche „szumu tła”. „… to książka –
pisze Serres w zakończeniu – o trzech dzieciństwach, trzech Wielkich
Opowieściach słyszanych jako trzy rapsodie, to książka o trzech rzekach
różnych, spływających ku pełni wiadomości [l’information
maximale] … pomieszanie sztuki i
profesji [métiers], emocji i rozumu,
ciała i duszy, nauki i religii: skandal! Rzeczy Świata, działania ludzi,
rozumność dzieł … nareszcie konkrety … odsłaniające skandal codzienności. O
którym śpiewa filozofia (La philosophie
le chante)” [Serres 2011, ss. 165-6].
Serres rozpisał swą medytację na
trzy pieśni zatytułowane Szum, Głos oraz Słowo.
Pierwsza opiewa muzykę,
przepływającą przez życie Orfeusza-kompozytora.
Druga opiewa muzyczność języków
nauki, które nie tworzą odseparowanych od dziedzin, ale głosy subtelnej i
wyrafinowanej polifonicznej całości.
Trzecia opiewa muzykę jako stwórcze
źródło czasu, w stwórczym akcie nieustannie modelujące to, czym czas jest.
Nie będę nieudolnie streszczał
tych pieśni. Chcę za to wyśpiewać trzy inne, szkatułkowo ukryte w medytacji
Serresa.
Pierwsza jest pieśnią o tym, jak
muzyka stworzyła świat. Pretekstem dla niej jest rozmyślanie Serres’a nad
tropami z Bereszit.
Druga jest pieśnią o samotności i
alienacji ludzi, którym rozpadł się świat „wspólnej muzyki”. Pretekstem dla
niej jest rozmyślanie Serres’a nad Symfonią Les
Adieux Josepha Haydna.
Trzecie jest pieśnią o zbawczym
Duchu, który zstąpił na ludzi po to, by różnorodne języki wyrwać z chaosu i
połączyć w harmonię polifonii. Pretekstem jest tu wzmianka Serres’a o Olivierze
Messiaenie, najgenialniejszym XX-wiecznym piewcy „muzyki świata”".
Zapraszam na Festiwal Filozofii do Olsztyna. Gdzie będę o tym wszystkim opowiadał.
Dziękuję za polecenie! Po książkę sięgnę.
OdpowiedzUsuń