czwartek, 11 listopada 2021

HALKA WILEŃSKA NA PŁYTACH

 W kraju, dla którego ważna jest jego polska tożsamość, przebieralibyśmy raczej w nagraniach Halek, a nie w kostkach brukowych, dysponując od dawna zrealizowanymi krytycznymi wydaniami spuścizny twórców tak ważnych, jak Stanisław Moniuszko. O ile w przypadku Halki warszawskiej trochę nagrań się pojawiło, o tyle obecność Halki wileńskiej jest mocno deficytowa. Dlatego wiele radości sprawił mi fakt, że Deutsche Harmonia Mundi (Sony) wydała rejestrację pierwotnej wersji tej najsłynniejszej opery Moniuszki, nagranej z towarzyszeniem instrumentów historycznych (Capella Cracoviensis) pod batutą Jana Tomasza Adamusa. Mam również nadzieję, że przyczyni się ono w jakimkolwiek stopniu do zmiany stereotypu, wedle którego pierwotna wersja Halki to dzieło ułomne, do tego pozbawione najbardziej atrakcyjnych fragmentów dopisanych przez Moniuszkę później. W redakcji wileńskiej Halka jest dziełem niezwykle dramaturgicznie skondensowanym, nie zostawiającym wiele miejsca na oddech czy rozproszenie uwagi. [Można zrozumieć opinię Leona Schillera, przywołaną w zamieszczonym w książęce do albumu tekście, że wersja wileńska przewyższa warszawską jeśli chodzi o kompozycję dramaturgiczną]. Warto natomiast zastanowić się, czy nagranie Adamusa daje radę sprostać tej dramaturgicznej kondensacji?

Moim zdaniem nie (a przynajmniej nie do końca); dlatego że słyszę na tym albumie bardziej (stereotypowe) anielskie oratorium niż operę, teatr z krwi i kości. Wprawdzie bardzo ciekawym doświadczeniem jest usłyszenie Halki realizowanej tak lekko, zwłaszcza, że polskie teatry przyzwyczaiły nas do tego, że Moniuszko brzmi przyciężkawo. Ale lekkość, swoista „kameralność”, jasne i wąskie brzmienie dużej części głosów nie dają rady sprostać wymogowi psychologicznej wiarygodności postaci i charakterowi wydarzeń. Przeszkadzać może nieco kozia emisja Marka Opaski jako Marszałka czy zbyt subretkowe brzmienie sopranu Michaliny Bienkiewicz jako Zofii (choć, przyznam się, przywoływała mi na myśl Tolę Mankiewiczównę z przedwojennego nagrania obszernych fragmentów Halki warszawskiej). Nie rozumiem również, dlaczego Adamus powierzył partię Jontka tenorowi — Przemysławowi Borysowi — a nie barytonowi, choć to grymaszenie dotyczące gatunku głosu, a nie kreacji.  Nieźle wypada także Natalia Rubiś jako Halka — na tle pozostałych solistów jej głos jest wyraźnie ciemniejszy i gęstszy. Artystka nie ma problemów z dźwięcznością w całej skali, co pozwala jej swobodnie używać dźwięków piersiowych, elastyczność głosu zaś pozwala jej na precyzyjną artykulację obecnych w tej partyturze zdobień.

 

Nawet jeśli nie potrafię powiedzieć po prostu: chwilo trwaj! I bez marudzenia zachwycić się tym nagraniem cieszę się, że się ono pojawiło. Chciałbym mieć również nadzieję, że w doczekam chwili, gdy dostępnych na rynku nagrań Halki wileńskiej będzie co najmniej kilka, żeby można było wybierać i porównywać. Warto aby tak było ze względu na wartość tej partytury, o której szlachetności może świadczyć Jontkowe I ty mu wierzysz.


https://open.spotify.com/album/59U5eXzQ4JfjzuLzxherIh

wtorek, 2 listopada 2021

MUZYCZNE WSPOMINKI

 

Odejście Christy Ludwig było dla mnie szczególnie bolesne. Była artystką o niezwykłej kulturze śpiewu, o głosie wymykającym się schematom klasyfikacyjnym, bardzo bogatym i pięknym w brzmieniu, jakby miedzianym w barwie, gdy trzeba — szalenie zmysłowym (takiej Judyty z Zamku Sinobrodego czy Kundry z Parsifala szuka się ze świecą). Szczególnie dla mnie ważne jest Jej nagranie Pieśni o ziemi Gustava Mahlera, na którym śpiewa razem z Fritzem Wunderlichem i Ottonem Klempererem. W chmurnych i emocjonalnie mocno rozedrganych czasach licealnych ten utwór i to nagranie stanowiły dla mnie punkt odniesienia, jakby klucz, który, jak wtedy sądziłem, otwierał drzwi do (samo)zrozumienia. Wciąż żywo pamiętam, jakim wstrząsem były dla mnie już pierwsze dźwięki Toastu o ziemskiej biedzie, słuchane na Placu Dąbrowskiego tuż po tym, jak udało mi się w działającym przy Teatrze Wielkim sklepie upolować kasetę z tym Mahlerowskim arcydziełem. Pamiętam także ten przedziwny spokój, melancholijny, momentami świetlisty nastrój Der Abschied, który Ludwig maluje niczym rasowa malarka-impresjonistka.

 


Drugim szczególnie dla mnie ważnym odejściem jest śmierć Bernarda Haitinka. Dyrygenta o olbrzymiej wyobraźni, trosce o detal, wyczulonego na architekturę utworów, którą potrafił znakomicie pokazywać. Nie sposób zmierzyć, ile mu zawdzięczam. Z całą pewnością jest pośród tego obudzenie miłości do Kawalera z różą, której nie udało się wcześniej obudzić Soltiemu (ten nigdy nie został moim dyrygenckim ulubieńcem) czy zatrzymana w czasie, zaświatowa scena Erdy ze Złota Renu kreślona głosem Jadwigi Rappé.

 


Brak mi również Teresy Żylis-Gary. Nie był to najpiękniejszy czy najbogatszy sopran, jaki znam; był to za to jeden z najszlachetniejszych sopranów. „Jej głos „widzę” jako mleczno-niebiesko-szary . Cenię jej skupiony ton, miękkość ataku, krągłość dźwięku, piękno frazy i subtelność budowania postaci. Nie popada nigdy w skrajne, szalone emocje, które szybko zaczynają nużyć, ale nie jest też zimna. Łatwo taki styl ekspresji pomylić z „pomnikowością”. Jej bohaterki nigdy nie stają się pomnikami. Na odwrót — są psychologicznie bogate, tyle tylko, że na to bogactwo trzeba zwrócić uwagę”.  A chciało się na to zwracać uwagę, bo Żylis-Gara budowała swe bohaterki w sposób przemyślany, operując detalami, wspierając się znakomitym rzemiosłem.

 


Poczucie, że pewien okres historii opery się zamyka miałem też przy okazji śmierci Edyty Gruberovej. Artystki, z którą mam relacje, powiedzmy, dialektyczne. Ona nigdy nie została moją Normą czy Boleną i nie umiem pojąć, na czym polega jej fenomenem w przypadku „wielkiego” belcanto. Wracam za to — także w tym okresie — to jej wcześniejszych nagrań. Choćby Zerbinetta czy Adela to role Gruberovej do których wracam więcej niż z przyjemnością. Ale przy okazji tego wspomnienia na pierwszy plan chcę wysunąć nagranie Leonory Paëra, w którym Gruberova zbudowała świetną postać Marzelliny mając za partnerów Urszulę Koszut (Leonora) czy Siegfrieda Jerusalema (Florestan).






PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...