czwartek, 12 stycznia 2017

HALKA Z MANUFAKTURY

Przed nami jubileusz 50-lecia Teatru Wielkiego w Łodzi. Inauguracji dokonano 19 stycznia 1967 r. spektaklem Halki Stanisława Moniuszki. Kierownictwo muzyczne sprawował Zygmunt Latoszewski, a reżyserował Jerzy Zegalski. Tadeusz Kaczyński w książce Dzieje sceniczne Halki uznał tę produkcję za jedną z najciekawszych wystawień tej opery obok inscenizacji Schillera i Dejmka. Warto od razu podkreślić, że Dejmek reżyserował Halkę na deskach Opery Łódzkiej (obchodzono wtedy stulecie sceniczne Halki i związany z tym Rok Moniuszkowski). Przed nami kolejna łódzka inscenizacja. Cieszę się, że Teatr dba, by nie przeszła niezauważona. Zainteresowani mogą przeczytać wywiad z realizatorami jubileuszowej inscenizacji. Można także wziąć udział w specjalnie na tę okazję przygotowanej grze miejskiej. Plakaty i banery zdobią Teatr. Pomyślano również o specjalnym rocznicowym koncercie, w ramach którego spotkają się  ze sobą obecni i dawni soliści TWŁ.

Pozwalam sobie przypomnieć fragmenty książki Tadeusza Kaczyńskiego dotyczące inscenizacji Dejmka i Zegalskiego. Tym bardziej warto to zrobić, że w obu inscenizacjach występowała zasłużona dla naszej sceny Halina Romanowska. Niech stanowią kontrapunkt do jubileuszu, którego obchodów już nie mogę się doczekać.

„Wśród licznych jubileuszowych wystawień wyróżniała się premiera w Operze Łódzkiej, przygotowana przez Kazimierza Dejmka (reżyseria) i Władysława Raczkowskiego (kierownictwo muzyczne) — szczególnie ze względu na wersję sceniczną odbiegającą od całej dotychczasowej tradycji.
Nowa koncepcja polegała na znacznym ustatycznieniu opery, unieruchomieniu chórów i sprowadzeniu do symbolicznego minimum scenografii, przez co wykonanie przypominało oratorium w kostiumach.
Nie zrezygnowano jednak z aktorskiego rozegrania ansamblów, pozostawiono też na swoim miejscu ustępy baletowe (co, nawiasem mówiąc, niektórzy uznali za niekonsekwencję). Przetasowaniu uległa natomiast kolejność poszczególnych scen, a całkowitej zmianie — scena finałowa. W inscenizacji Dejmka bohaterka opery nie popełnia samobójstwa, ale po prostu oddala się. Opuszczono też końcową partię chóru, dając w to miejsce finał uwertury”.

„Autorzy, Zygmunt Latoszewski i Jerzy Zegalski, oparli inscenizację na zasadzie jedności miejsca i czasu w I i II akcie oraz III i IV akcie , powracając w ten sposób poniekąd do pierwotnej, «wileńskiej» Halki dwuaktowej. […] Spomiędzy wielu świeżych pomysłów inscenizacyjnych warto zwrócić uwagę choćby na nieszablonowe rozwiązanie finału opery: zamiast często stosowanego ostatnio (choć nieprawdopodobnego historycznie) wygrażania panom ciupagami, górale po odśpiewaniu okolicznościowej formułki pod dyktando Dziemby — spiesznie rozchodzą się do domów […]”.  

***

Do 29 stycznia trwa głosowanie publiczności w konkursie kompozytorskim na napisanie opery Człowiek z Manufaktury.  5 stycznia odbyła się publiczna prezentacja fragmentów oper skomponowanych przez czterech twórców wybranych przez jury. Byłem obecny na tym koncercie i biorę udział w głosowaniu, do czego namawiam czytelników. 
Nie pokusiłem się jednak o napisanie recenzji, miałem bowiem poczucie, że na przygotowanie wykonania zespoły miałby zbyt mało czasu. (Nie znam rozkładu prób, ale nie chciałbym skrzywdzić orkiestry i chóru w sytuacji, gdyby niedostatki wynikały z pośpiechu. O tym, że pośpiech był wnioskować można z wypowiedzi Wojciecha Rodka, który podkreślał, że wykonano intensywną pracę w krótkim odcinku czasu). 
Zabieram głos poniekąd po to, by dodać coś do tekstów, które funkcjonują już w sieci, choćby do tego. Przyznaję, że naoliwionej maszyny (która kojarzy mi się i z precyzją, i z bezdusznością) tego wieczoru się nie dosłuchałem. Bezdusznie nie było. Co do precyzji — pamiętam choćby rozjazdy między orkiestrą a chórem. Sam chór zaś nie był wystarczająco dobrze słyszalny (nie da się tego tłumaczyć faktem, że stał w miejscu, w którym zazwyczaj nie stoi, powinno się bowiem zadbać o to, by miejsce było odpowiednie). Nie mogę też z entuzjazmem wypowiedzieć się o wszystkich solistach. Zawód sprawiła mi choćby Joanna Lewińska — przeszkadzała mi m. in. nadmierna wibracja (i jej następstwa), głos nie zawsze był pełny i dostatecznie nośny, nie ma też dla mnie zbyt atrakcyjnej barwy. Nadmierna wibracja dała mi się we znaki nie tylko u niej. Wbrew deklaracjom Małgorzaty Walewskiej, ze soliści ledwo rozczytali nuty, mieliśmy do czynienia z próbami zbudowania postaci. Ale i tu nie wszystko mnie przekonało. Osobną kwestią była dykcja — nie wszystkich solistów dało się zrozumieć. Można uznać, że  ramach koncertu mieliśmy do czynienia z otwartą próbą — takie deklaracje padały ze sceny. Jeśli miało tak być, trzeba było ten fakt zaznaczyć w materiałach, przecież do TWŁ można się wybrać na otwartą próbę. Wydarzenie prezentowane było jednak inaczej — jako pierwsze publiczne wykonanie fragmentów konkursowych kompozycji. Koncert też umożliwił publiczności oddawanie głosów (aby mogli to robić Internauci, był rejestrowany). Wszystko to nakłada na organizatorów szczególne zobowiązania, których otwarta próba nie może zrealizować. Złe wykonanie nie tyle rzutuje w takim przypadku na kompozycję, co jest jej jedynym znanym przedstawieniem. Trudna i bogata partytura może przepaść z kretesem wobec prostszej i mniej ciekawej, jeśli pierwszą zaprezentuje się źle, a drugą wykona przyzwoicie. W konkursie konsekwentnie głosuję na kompozycję, która — moim zdaniem — na wykonaniu straciła najwięcej, a w wielu momentach wyjątkowo mnie zafrapowała. Podobają mi się — z różnych powodów, a żadna w całości — także dwie inne.
Co mnie nie przekonuje? Onomatopeiczność, która sprawdza się w teatrze radiowym. Dość naiwny neoklasycyzm, który w rozkładzie napięć i nastrojów przypomina ilustracyjność muzyki filmowej.

Co doceniam? Choćby pomysł na zadysponowanie partii Poznańskiego na tenor. Partię tę wykonywał Aleksander Kunach — jego jasny, srebrzysty, delikatny, skupiony głos pozwolił wykreować ciekawą postać. Zaintrygowała mnie personifikacja czterech żywiołów, kontrast w pomyśle na zadysponowanie roli Konia-Marynarza wysokimi głosami męskimi (falsetysta (kontratenor) Jan Jakub Monowid i  tenor spinto — Dominik Sutowicz).


Tyle moich uwag — tak ogólnych, jak tylko się dało. Nic nie odbierają one samemu pomysłowi na konkurs, który doceniam. I namawiam do głosowania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...