piątek, 2 października 2015

WSPÓLNOTA MIŁOŚCI. KS. CHARAMSA I NADZIEJA

„W środowisku myśli rodzą się nasze radości i nasze cierpienia, lęgną się dobre i złe czyny” – pisze ks. Michał Heller. I dodaje: „Myśl zmienia świat – z moralnie neutralnego w przeniknięty wartościami. […] I nie jest tak, że każda mądrość jest cnotą. Zdarza się mądrość na służbie głupoty”.

Myślę, że sprawdzianem czemu służy mądrość – cnocie czy głupocie – świadczy nas stosunek do drugiego człowieka. Gorący czas, sprowokowany tekstem ks. Krzysztofa Charamsy, na pewno podgrzeje jego wyznanie, że jest gejem. To wyznanie to dla mnie probierz – probierz tego, na ile ewangeliczna jest postawa polskich katolików i języka, którym się posługują.
Sytuacja już nie jest prosta. Ks. Charamsa pisze bowiem, że zdecydował się na coming out ze względu na to, z jakim rodzajem krytyki spotkał się jego tekst. „- Żądam od Kościoła, by zaczął nas traktować na poważnie, by spojrzał nam w oczy, jak czynił z każdym człowiekiem Pan Jezus. Żądam, by przestał nas stygmatyzować, zohydzać w oczach świata, poniewierać nami. Dziś czuję, że jestem księdzem po to, by upomnieć się o prawa tej, wciąż jeszcze u nas upokarzanej, części społeczeństwa i Kościoła” – czytamy w Gazecie Wyborczej*.  
Jezus uczy, że przyjęli Go ci, którzy otoczyli miłością chorych, więźniów, wędrowców, głodnych i spragnionych. Tych, którzy kochają niewidzialnego Boga w widzialnych braciach. Znaczna część krytyki skierowana pod adresem tekstu Charamsy, tak jak i wywiad ks. Dariusza Oko dla fronda.pl, w którym wręcz zrównał się z Chrystusem, przeczy tej ewangelicznej logice. Przeczy także logice Katechizmu Kościoła Katolickiego, który uczy o oddzieleniu krytyki grzechu (co daje się rozciągnąć na dyskusję z poglądami) od ataku na człowieka.

Tomasz z Akwinu uczy, że istnieje „mądrość zła”, której celem ostatecznym są dobra ziemskie. Taką złą mądrością jest napaść na człowieka, która pozwala nam umocnić swój autorytet, potwierdzić własne tezy, posiać nienawiść.
Polski Kościół i osoby go reprezentujące stanąłby na wysokości zadania, gdyby rzeczowo odpowiedział na niezwykle merytoryczne zarzuty, które ks. Charamsa stawia w swym tekście, a nie zajął się atakowaniem człowieka czy podważaniem jego argumentów dlatego że sformułował je gej. Taka postawa wymaga jednak dojrzałości – i wiary, i intelektu. Wymaga tego, by dyskurs Kościoła posłużył cnocie, a nie głupocie.
Kwestia intymnego życia ks. Charasmy winna być sprawą między nim, Bogiem, a instytucją, z którą jest związany. Usłyszana zaś winna być historia człowieka, którego nienawiść, stygmatyzacja, próby zohydzenia oddzielają od żywej wspólnoty miłości i nadziei.

Wyznanie ks. Charamsy ani na jotę nie osłabia wymowy jego tekstu. Moralne myślenie – powtórzę to – wymaga, by odpowiedzieć na ten tekst nie personalnie i bez stosowania sztuczek erystycznych. Ale rzeczowo. Wyznanie to nadaje co najwyżej rys ludzkiego tragizmu temu, że wewnątrz wspólnoty miłości, domu duszy, konieczna jest walka o szacunek, bez którego nie da się głosić Dobrej Nowiny.

Jestem wdzięczny ks. Charamsie za odwagę. Także za to, że obala narrację bliską ks. Oko - nie mówi o seksie i tłokach, ale o godności, stygmatyzowaniu, braku miłości i postawie Jezusa. 
Św. Paweł mówi, że tam, gdzie wzmaga się grzech, tam obficiej rozlewa się łaska. Myślę – przez analogię – że ks. Charamsa odsłaniając to, co dla niego intymne i najłatwiej podatne na zranienie, prowokuje, by pojawiło się więcej nadziei i miłości.

„Ktoś, kto kocha, widzi to, czego inni nie widzą. Miłość otwiera w nas zmysł, który William Johnston – pisze kard. Tagle. - nazwał okiem wewnętrznym lub trzecim okiem – oko serca, oko miłości. To trzecie oko widzi jedynie dzięki miłości. Tak jest z nami wszystkimi. Gdy mi- łość w nas żyje, widzimy więcej, niż ci, którzy nie kochają. Nim ich dzieci zdążą się na coś poskarżyć, rodzice już widzą, że coś jest nie tak. Niektóre kobiety nie potrzebują dowodów niewierności swych mężów, gdyż, doświadczone przez lata miłości, widzą, że w ich małżeństwie dzieje się coś niedobrego. Miłość zwiększa naszą wrażliwość i spostrzegawczość, pozwalając nam dostrzec to, co wykracza poza zwykłe znaki i prawdy. To, co święty Paweł pisał o miłości w Liście do Koryntian, sprawdza się w Ewangelii Jana: miłość „wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma” (1 Kor 13, 7). Gdy kochamy, wierzymy. Nie zawsze jest tak, że, by pokochać, musimy najpierw uwierzyć. Niekiedy jest odwrotnie – miłość pogłębia wiarę. Przykład umiłowanego ucznia dowodzi, że wiara w Chrystusa zmartwychwstałego jest odpowiedzią miłości w takim samym stopniu, w jakim jest ona konsekwencją spotkania ze Zmartwychwstałym. Kto zobaczy Zmartwychwstałego? Ten, kto miłuje Chrystusa. Wyznanie „Pan zmartwychwstał” jest nie tylko wypowiadaną przez nas formułą wiary, lecz także wyznaniem miłości. Jest okrzykiem miłującego – człowieka, który kocha Chrystusa. Filozof Gabriel Marcel miał kiedyś powiedzieć: „Gdy wyznajesz komuś miłość, tak naprawdę mó- wisz mu: «Nie chcę, byś umarł»”. Gdy kogoś kochamy, chcemy, by ukochana osoba żyła wiecznie, by została z nami na zawsze. Dlatego nawet wówczas, gdy umrze, miłość skłania nas do nadziei, że w rzeczywistości nie umarła. Śmierć może położyć kres życiu, lecz nie miłości, gdyż prawdziwa miłość jest silniejsza niż śmierć. W obliczu śmierci ukochanej osoby utwierdzamy się w przekonaniu, że ukochany nie umarł całkowicie. W naszym sercu będzie żyć zawsze. Nigdy nie umrze! Z perspektywy Ewangelii zmartwychwstanie jawi nam się jako wydarzenie miłości. Zadajmy sobie zatem pytanie: „Czy rzeczywiście widzę oczyma miłości Jezusa zmartwychwstałego? Czy spotykam zmartwychwstałego Chrystusa w swojej miłości?”.

W ks. Charamsie spotkałem Chrystusa. Znalazłem go w spokoju jego języka, w nazywaniu tego, co boli, by budować. Nie znajduję Jezusa w języku ks. Oko.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...