poniedziałek, 12 października 2015

DLACZEGO NIE WIERZĘ TERLIKOWSKIM. DZIENNIKARSTWO (NIE)KATOLICKIE

Ilekroć czytam teksty firmowane nazwiskiem Terlikowska/Terlikowski, tylekroć potwierdza mi się teza Ludwiga Wittgensteina, iż granicami naszego świata są granice naszego języka. Świat Terlikowskich jest odmienny od mojego – tylko częściowo się one przenikają, a na część „faktów”, funkcjonujących w „rzeczywistości TT” nie ma nawet dobrego odpowiednika w moim słowniku.
Odnoszę przy tym wrażenie, że mój świat jest bogatszy – „rzeczywistość TT” bowiem to głównie sfera seksu i wojny (krucjaty) prowadzonej przeciwko realnym bądź domniemanym wrogom katolicyzmu. Mało u nich nadziei, mało zachwytu, w gruncie rzeczy niewiele także duchowości czy delikatności. Są za to prane skarpetki, rozważania o tym, co ich zdaniem wolno lub nie wolno robić katolikom w łóżku, dużo pracy w okopywaniu własnej twierdzy, której zagraża horda rozpustnych poliamorystów, zepsutych gejów, groźnych muzułmanów i heretyków podszywających się pod katolików.

Byłbym to nawet cenił, gdyby Terlikowscy podłożyli pod swój świat porządne fundamenty. W moim odczuciu jednak tego nie zrobili, a choć wzywają do mężnej walki, brakuje im odwagi. I uczciwości. Aby nikogo nie zanudzić, wskażę na trzy argumenty, które uzasadniają moją opinię.

Primo, brakuje Terlikowskim odwagi opowiedzenia się za takim modelem katolicyzmu, który uznają za prawdziwy. Wystarczy prześledzić choćby wpisy na profilu Tomasza Terlikowskiego w mediach społecznościowych, by zdać sobie sprawę, że obecny kształt Krk niespecjalnie mu odpowiada.

„Synod miał być o małżeństwie i rodzinie. Ale najwyraźniej część hierarchów uznało, że ma to być synod na temat protestantyzacji katolicyzmu. I dlatego zgłasza kolejne "genialne" pomysły, czym by się jeszcze można zająć. I tak arcybiskup Paul-Andre Durocher powiedział w wywiadzie, że Synod powinien zastanowić się nad możliwością dopuszczenia kobiet do święceń diakonatu. Co to ma wspólnego z rodziną? Nic!. Ale protestantyzacją byłoby z pewnością. I niczym więcej” – napisał 7 października 2015 r.
„I kolejne "cenne przemyślenia" uczestników Synodu. Tym razem Kard. José Luis Lacunza Maestrojuán: Mojżesz przychyla się do ludu, ustępuje. Dzisiaj też „twardość serca” sprzeciwia się planom Bożym. Czy Piotr nie mógłby być tak miłosierny jak Mojżesz? A może zadajmy pytanie o Jezusa, bo to On, może warto przypomnieć kardynałowi, unieważnił ustępstwa Mojżesza, poczynione ze względu na zatwardziałość serc” – pisał tego samego dnia, wcześniej. I jeszcze:
„Bp Johan Jozef Bonny (Belgia) – Biskup Antwerpii proponuje, by zauważać elementy pozytywne w związkach cywilnych, zwrócić uwagę na „Ziarna Prawdy”. Trzeba unikać wykluczania. Idąc dalej można zadać pytanie, czy w przelotnych związkach też nie ma "ziaren prawdy", a może i w seksie na jeden wieczór, jakieś ziarno dobro biskup znajdzie...”
Rozpoznanie to potwierdza książka Terlikowskiego pt. Herezja kardynałów, którą tak reklamuje się w Internecie: „dramatyczna historia sporu między obrońcami tradycyjnego nauczania Kościoła pochodzącego od samego Jezusa Chrystusa, a tymi, którzy chcieliby je zastąpić liberalnymi, politycznie poprawnymi doktrynami, mającymi z chrześcijaństwem niewiele wspólnego. Autor pokazuje w niej, jak doszło do tego sporu, czego on dotyczył, kto w nim uczestniczył oraz przypomina, czego naprawdę naucza Kościół”.

Ton wypowiedzi Terlikowskiego, styl stawianych zarzutów – np. protestantyzacja Kościoła –, przekonanie o tym, ze samemu trwa przy nieskalanej prawdzie pochodzącej od samego Jezusa bardzo zbliżają go do lefebryzmu. (W podobny sposób do lefebrystów walczy też Terlikowski z tzw. liberalizmem i wolnością sumienia, o czym pisałem tutaj).
Między Terlikowskim a Marcelim Lefebvrem i jego zwolennikami zachodzi jednak fundamentalna różnica. Lefebvre i lefebryści mieli odwagę opowiedzieć się za swoją prawdą na temat Kościoła i świata, co doprowadziło do schizmy. Na pewno działanie lefebrystów było zgodne z zaleceniem Apokalipsy, by nie być gorącym albo zimnym. Inaczej jest z Terlikowskim, którego postawa – wbrew wojennej retoryce – jest zwyczajnie letnia i oportunistyczna. Tym, co mogłoby go uwierzytelnić, byłoby w moich oczach powiedzenie stanowczego NIE instytucji, która – rozeznając znaki czasu, a przez styl życia i nauczania Franciszka wpisując się także w logikę „Paktu Katakumbowego” – odeszła od ducha i doktryny Kościoła wojującego. (Bardziej wiarygodny jest tu Sławomir Cenckiewicz, który nie ukrywa swojego stosunku ani do praw człowieka, ani do soborowego nauczania o ekumenizmie, pokazując jasno czym wg niego jest katolicyzm). 

Secudno, brak mi także odwagi w realizowaniu zaleceń Kościoła, z którego Terlikowscy nie odeszli.
Tytułem przykładu wskażę tu trzy rzeczy:
1. Nie umiem uzgodnić tekstów Tomasza Terlikowskiego dotyczących muzułmanów z nauczaniem Vaticanum II i zapisami Katechizmu Kościoła Katolickiego.
W Nostra aetate czytamy: „DRN 3. Kościół spogląda z szacunkiem również na mahometan, oddających cześć jedynemu Bogu, żywemu i samoistnemu, miłosiernemu i wszechmocnemu, Stwórcy nieba i ziemi, Temu, który przemówił do ludzi; Jego nawet zakrytym postanowieniom całym sercem usiłują się podporządkować, tak jak podporządkował się Bogu Abraham, do którego wiara islamu chętnie nawiązuje. Jezusowi, którego nie uznają wprawdzie za Boga, oddają cześć jako prorokowi i czczą dziewiczą Jego Matkę Maryję, a nieraz pobożnie Ją nawet wzywają. Ponadto oczekują dnia sądu, w którym Bóg będzie wymierzał sprawiedliwość wszystkim ludziom wskrzeszonym z martwych. Z tego powodu cenią życie moralne i oddają Bogu cześć głównie przez modlitwę, jałmużny i post.

Jeżeli więc w ciągu wieków wiele powstawało sporów i wrogości między chrześcijanami i mahometanami, święty Sobór wzywa wszystkich, aby wymazując z pamięci przeszłość szczerze pracowali nad zrozumieniem wzajemnym i w interesie całej ludzkości wspólnie strzegli i rozwijali sprawiedliwość społeczną, dobra moralne oraz pokój i wolność”.
Zaś KKK mówi: „41 Relacje Kościoła z muzułmanami. "Zamysł zbawienia obejmuje również tych, którzy uznają Stworzyciela, wśród nich zaś w pierwszym rzędzie muzułmanów; oni bowiem wyznając, iż zachowują wiarę Abrahama, czczą wraz z nami Boga jedynego i miłosiernego, który sądzić będzie ludzi w dzień ostateczny" (Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 16; por. dekret Nostra aetate, 3)”.

Terlikowski wywodzi za to:
„Jeśli Europa ma przetrwać nie może opierać się na liberalnej demokracji, ale musi powrócić do religii, którą ją ukształtowała, czyli do chrześcijaństwa. Ono jest odpowiedzią na wyzwanie islamu, ono może dać Europejczykom wiarę konieczną do walki o przetrwanie, ono wreszcie daje nadzieję na zwycięstwo.  Jeśli  nie po tej stronie, to po tamtej. Rekonkwista, czyli wielkie zwycięstwo Europy nad islamem, krucjaty, które były obroną chrześcijan przed muzułmanami nie byłyby możliwe bez wiary. I tą wiarę uczestników krucjat i rekonkwisty trzeba wskrzesić, jeśli Europa ma przetrwać, jeśli Stary Kontynent ma pozostać sobą. Bez niej jesteśmy skazani na zagładę. Tylko pod znakiem krzyża można pokonać półksiężyc.
Duch krucjat i rekonkwisty wymaga jednak wskrzeszenia cnoty męstwa i męskiego chrześcijaństwa przepojonego duchem rycerstwa. Trzeba przestać się wstydzić wspaniałych kapłanów, którzy głosili apele o krucjaty, trzeba przestać potępiać rycerzy, którzy walczyli za Chrystusa (a potępić tych, którzy zdradzili sprawę w konkretnych sytuacjach). Nasze dzieci muszą być uczone, że uczestnicy krucjat czy królowie katoliccy Hiszpanii to ludzie godni naśladowania, a nie potępienia. Ich wzór trzeba naśladować. Ale, aby tak było trzeba odzyskać wiarę. Żywą wiarę w Chrystusa. On jest życiem i nadzieją, poza Nim czeka nas śmierć i nadzianie naszych  głów na piki wyznawców Proroka. A na koniec zielona flaga na budynkach Brukseli i Bazylice św. Piotra”.


2. List Homosexualitatis problema mówi jasno:
„2. Oczywiście, nie można w nim przedstawić wyczerpująco tak złożonego zagadnienia; uwaga skoncentruje się przede wszystkim na specyficznym kontekście moralności katolickiej. Znajduje ona także potwierdzenie w pewnych wynikach nauk o człowieku, które mają swój własny przedmiot i metodę oraz cieszą się słuszną autonomią.

Stanowisko moralności katolickiej jest oparte na rozumie ludzkim oświeconym przez wiarę i kierowanym świadomie zamiarem pełnienia woli Boga, naszego Ojca. W taki sposób Kościół nie tylko jest w stanie czerpać wiedzę z odkryć naukowych, ale również przekraczać ich zakres; jest przeświadczony, że jego pełniejsza wizja uwzględnia złożoną rzeczywistość osoby ludzkiej, która w swoim wymiarze duchowym i cielesnym została stworzona przez Boga i dzięki Niemu powołana do udziału w dziedzictwie życia wiecznego.

Jedynie w ramach tego kontekstu można jasno zrozumieć, w jakim sensie zjawisko homoseksualizmu, w swoich wielorakich odniesieniach i ze swoimi następstwami dla społeczeństwa oraz życia Kościoła, jest problemem, dotyczącym właśnie troski duszpasterskiej Kościoła. Dlatego wymaga się od jego duszpasterzy uważnego studium, konkretnego zaangażowania oraz uczciwej, teologicznie wyważonej refleksji”.
We fragmencie tym uczciwie przyznano dwie rzeczy: że wyłożone poglądy przekraczają zakres odkryć naukowych oraz że homoseksualizm opisywany jest tutaj nie neutralnie, ale w „specyficznym kontekście moralności katolickiej”.

Oba wyróżnione elementy obce są postawie Terlikowskiego. Własne opinie na temat homoseksualizmu pokazuje jako obiektywne i pozakonfesyjne, z chęcią odwołuje się także do poglądów tych terapeutów, którzy uważają homoseksualizm za niedojrzałość duchową i emocjonalną. Jako przykład podaje m. in. Gerarda van der Aardwega, który promuje terapię konwersyjną, czy sądzi, iż „parapsychologia katolicka dostarcza empirycznych dowodów na istnienie czyśćca”. O krytyce metod naukowych stosowanych przez organizacje, z którymi Aardweg współpracuje, Terlikowski milczy jak grób. Podobnie jak nie podejmuje się dyskusji z poglądami terapeutów, którzy nie patrzą na homoseksualizm przez pryzmat doktryny katolickiej. (Swoją drogą, Terlikowski wikła się chyba w błędne koło dowodząc prawdziwości doktryny katolickiej przez odwołanie się do prac terapeutów działających w oparciu o tę doktrynę).

3. Dekret Inter mirifica stanowi: „Aby właściwie posługiwać się tymi środkami jest rzeczą zgoła konieczną, by wszyscy, którzy ich używają, znali zasady porządku moralnego i ściśle je w tej dziedzinie wcielali w życie. Niech więc zwracają uwagę na treść przekazywaną wedle specyficznej natury każdego z tych środków. Niech też mają przed oczyma warunki i wszystkie okoliczności, jak: cel, osoby, miejsce, czas i inne, w jakich dokonuje się przekazu, a które mogą zmieniać lub wręcz wypaczać jego godziwość. Wchodzi tu w rachubę również sposób działania właściwy każdemu z tych środków, jego siła oddziaływania, która może być tak wielka, że ludzie – szczególnie jeśli są nieprzygotowani – z trudem potrafią ją zauważyć, opanować lub w razie potrzeby odeprzeć.[…] Właściwe jednak zastosowanie tego prawa domaga się, by co do przedmiotu swego informacja była zawsze prawdziwa i pełna, przy zachowaniu sprawiedliwości i miłości; poza tym, aby co do sposobu była godziwa i odpowiednia, to znaczy przestrzegała święcie zasad moralnych oraz słusznych praw i godności człowieka tak przy zbieraniu wiadomości, jak i przy ogłaszaniu ich. Nie każda bowiem wiadomość jest pożyteczna, „a miłość buduje” (1 Kor 8, 1)”.
Jako przykład tekstu, w którym nie oddziela się faktów od opinii, manipuluje cytatami, a w końcu osądza grupę ludzi podać można publikację Małgorzaty Terlikowskiej o poliamorii. Terlikowska wybiera kilka pasujących jej fragmentów książki Deborah Anapol by przedstawić poliamorię jako niegodziwą rozpustę, wyraz postaw egoistycznych i hedonistycznych. A przecież Anapol pisze wyraźnie, że postawa poliamoryczna wiąże się z wyzbyciem
„wyuczonych przekonań na temat kształtu miłosnej relacji oraz pozwolenie miłości, by sama wybrała kształt najodpowiedniejszy dla wszystkich stron. Jeśli dwie osoby dobrowolnie utrzymują seksualną wyłączność nie dlatego, że ktoś ich do tego zmusza lub obawiają się konsekwencji innego postępowania, nadal uważałabym tę parę za poliamoryczną.

Dla nas – osób, które ukuły termin „poliamoria” – kształt związku ma mniejsze znaczenie niż wartości, które są jego fundamentem. Wolność poddania się miłości i pozwolenia, by miłość – a nie tylko seksualna namiętność, nie tylko normy społeczne oraz ograniczenia religijne i nie tylko reakcje emocjonalne oraz podświadome warunkowanie – nadawała formę naszym intymnym relacjom: oto esencja poliamorii. Poliamoria opiera się na decyzji o poszanowaniu dla rozmaitych dróg rozwoju miłosnych związków. Poliamoria może przybierać wiele form, lecz, zgodnie z pierwotnymi założeniami, jeśli w relacji występują kłamstwa czy przymus albo jeśli zaangażowane w nią osoby w jakikolwiek sposób tracą wewnętrzną uczciwość i prawdę, relacja ta nie jest poliamoryczna, niezależnie od tego, ile osób w jej ramach uprawia ze sobą seks. Te subtelne wartości często giną wśród ekscytacji i magii, jakie towarzyszą otwarciu się na seksualną wolność, lecz pozostają kluczowe, jeśli chcemy zrozumieć głębsze znaczenie poliamorii”.

Wyższość, z jaką Terlikowska stwierdza, że choć poliamoryści mówią inaczej to ona ma rację, jest wymowna. I – niestety – nie jest jakimkolwiek relewantnym argumentem.

Tertio, to, co napisałem powyżej pozwala pytać, jak ma się sposób uprawiania dziennikarstwa przez Terlikowskich do zapisów Karty Etycznej Mediów, która zobowiązuje dziennikarzy do przestrzegania siedmiu zasad. Są to:
Zasada prawdy - co znaczy, że dziennikarze, wydawcy, producenci i nadawcy dokładają wszelkich starań, aby przekazywane informacje były zgodne z prawdą, sumiennie i bez zniekształceń relacjonują fakty w ich właściwym kontekście, a w razie rozpowszechnienia błędnej informacji niezwłocznie dokonują sprostowania
Zasada obiektywizmu - co znaczy, że autor przedstawia rzeczywistość niezależnie od swoich poglądów, rzetelnie relacjonuje różne punkty widzenia.
Zasada oddzielania informacji od komentarza - co znaczy, że wypowiedź ma umożliwiać odbiorcy odróżnianie faktów od opinii i poglądów.
Zasada uczciwości - co znaczy działanie w zgodzie z własnym sumieniem i dobrem odbiorcy, nieuleganie wpływom, nieprzekupność, odmowę działania niezgodnego z przekonaniami.
Zasada szacunku i tolerancji - czyli poszanowania ludzkiej godności, praw dóbr osobistych, a szczególnie prywatności i dobrego imienia.
Zasada pierwszeństwa dobra odbiorcy - co znaczy, że podstawowe prawa czytelników, widzów, słuchaczy są nadrzędne wobec interesów redakcji, dziennikarzy, wydawców, producentów i nadawców.
Zasada wolności i odpowiedzialności - co znaczy, że wolność mediów nakłada na dziennikarzy, wydawców, producentów, nadawców odpowiedzialność za treść i formę przekazu oraz wynikające z nich konsekwencje.


Tomasz Terlikowski stając w obronie żony nazwał Monikę Olejnik kłamczuchą (posty z 6 października 2015). Sam kolportuje na stronach TVRepublika opinie na mój temat, które nie mają jakichkolwiek podstaw. Nie zareagował także na mój list ze sprostowaniem. Tyle mojego komentarza. Pozostają teksty pp. Terlikowskich i zapisy KEM. Państwa inicjatywie pozostawiam porównywanie jednych z drugimi.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...