Ilekroć
czytam teksty firmowane nazwiskiem Terlikowska/Terlikowski, tylekroć potwierdza
mi się teza Ludwiga Wittgensteina, iż granicami naszego świata są granice
naszego języka. Świat Terlikowskich jest odmienny od mojego – tylko częściowo
się one przenikają, a na część „faktów”, funkcjonujących w „rzeczywistości TT”
nie ma nawet dobrego odpowiednika w moim słowniku.
Odnoszę
przy tym wrażenie, że mój świat jest bogatszy – „rzeczywistość TT” bowiem to
głównie sfera seksu i wojny (krucjaty) prowadzonej przeciwko realnym bądź domniemanym
wrogom katolicyzmu. Mało u nich nadziei, mało zachwytu, w gruncie rzeczy
niewiele także duchowości czy delikatności. Są za to prane skarpetki,
rozważania o tym, co ich zdaniem wolno lub nie wolno robić katolikom w łóżku,
dużo pracy w okopywaniu własnej twierdzy, której zagraża horda rozpustnych poliamorystów,
zepsutych gejów, groźnych muzułmanów i heretyków podszywających się pod
katolików.
Byłbym
to nawet cenił, gdyby Terlikowscy podłożyli pod swój świat porządne fundamenty.
W moim odczuciu jednak tego nie zrobili, a choć wzywają do mężnej walki,
brakuje im odwagi. I uczciwości. Aby nikogo nie zanudzić, wskażę na trzy
argumenty, które uzasadniają moją opinię.
Primo, brakuje Terlikowskim odwagi opowiedzenia się za takim modelem
katolicyzmu, który uznają za prawdziwy. Wystarczy prześledzić choćby wpisy na
profilu Tomasza Terlikowskiego w mediach społecznościowych, by zdać sobie
sprawę, że obecny kształt Krk niespecjalnie mu odpowiada.
„Synod
miał być o małżeństwie i rodzinie. Ale najwyraźniej część hierarchów uznało, że
ma to być synod na temat protestantyzacji katolicyzmu. I dlatego zgłasza
kolejne "genialne" pomysły, czym by się jeszcze można zająć. I tak
arcybiskup Paul-Andre Durocher powiedział w wywiadzie, że Synod powinien
zastanowić się nad możliwością dopuszczenia kobiet do święceń diakonatu. Co to
ma wspólnego z rodziną? Nic!. Ale protestantyzacją byłoby z pewnością. I niczym
więcej” – napisał 7 października 2015 r.
„I
kolejne "cenne przemyślenia" uczestników Synodu. Tym razem Kard. José
Luis Lacunza Maestrojuán: Mojżesz przychyla się do ludu, ustępuje. Dzisiaj też
„twardość serca” sprzeciwia się planom Bożym. Czy Piotr nie mógłby być tak miłosierny
jak Mojżesz? A może zadajmy pytanie o Jezusa, bo to On, może warto przypomnieć
kardynałowi, unieważnił ustępstwa Mojżesza, poczynione ze względu na
zatwardziałość serc” – pisał tego samego dnia, wcześniej. I jeszcze:
„Bp
Johan Jozef Bonny (Belgia) – Biskup Antwerpii proponuje, by zauważać elementy
pozytywne w związkach cywilnych, zwrócić uwagę na „Ziarna Prawdy”. Trzeba
unikać wykluczania. Idąc dalej można zadać pytanie, czy w przelotnych związkach
też nie ma "ziaren prawdy", a może i w seksie na jeden wieczór,
jakieś ziarno dobro biskup znajdzie...”
Rozpoznanie
to potwierdza książka Terlikowskiego pt. Herezja
kardynałów, którą tak reklamuje się w Internecie: „dramatyczna historia
sporu między obrońcami tradycyjnego nauczania Kościoła pochodzącego od samego
Jezusa Chrystusa, a tymi, którzy chcieliby je zastąpić liberalnymi, politycznie
poprawnymi doktrynami, mającymi z chrześcijaństwem niewiele wspólnego. Autor pokazuje
w niej, jak doszło do tego sporu, czego on dotyczył, kto w nim uczestniczył
oraz przypomina, czego naprawdę naucza Kościół”.
Ton
wypowiedzi Terlikowskiego, styl stawianych zarzutów – np. protestantyzacja
Kościoła –, przekonanie o tym, ze samemu trwa przy nieskalanej prawdzie
pochodzącej od samego Jezusa bardzo zbliżają go do lefebryzmu. (W podobny
sposób do lefebrystów walczy też Terlikowski z tzw. liberalizmem i wolnością
sumienia, o czym pisałem tutaj).
Między
Terlikowskim a Marcelim Lefebvrem i jego zwolennikami zachodzi jednak
fundamentalna różnica. Lefebvre i lefebryści mieli odwagę opowiedzieć się za
swoją prawdą na temat Kościoła i świata, co doprowadziło do schizmy. Na pewno działanie
lefebrystów było zgodne z zaleceniem Apokalipsy, by nie być gorącym albo
zimnym. Inaczej jest z Terlikowskim, którego postawa – wbrew wojennej retoryce –
jest zwyczajnie letnia i oportunistyczna. Tym, co mogłoby go uwierzytelnić,
byłoby w moich oczach powiedzenie stanowczego NIE instytucji, która –
rozeznając znaki czasu, a przez styl życia i nauczania Franciszka wpisując się
także w logikę „Paktu Katakumbowego” – odeszła od ducha i doktryny Kościoła
wojującego. (Bardziej wiarygodny jest tu Sławomir Cenckiewicz, który nie ukrywa swojego stosunku ani do praw człowieka, ani do soborowego nauczania o ekumenizmie, pokazując jasno czym wg niego jest katolicyzm).
Secudno, brak mi także odwagi w realizowaniu zaleceń
Kościoła, z którego Terlikowscy nie odeszli.
Tytułem
przykładu wskażę tu trzy rzeczy:
1.
Nie umiem uzgodnić tekstów Tomasza Terlikowskiego dotyczących muzułmanów z
nauczaniem Vaticanum II i zapisami Katechizmu Kościoła Katolickiego.
W Nostra aetate czytamy: „DRN 3. Kościół
spogląda z szacunkiem również na mahometan, oddających cześć jedynemu Bogu,
żywemu i samoistnemu, miłosiernemu i wszechmocnemu, Stwórcy nieba i ziemi,
Temu, który przemówił do ludzi; Jego nawet zakrytym postanowieniom całym sercem
usiłują się podporządkować, tak jak podporządkował się Bogu Abraham, do którego
wiara islamu chętnie nawiązuje. Jezusowi, którego nie uznają wprawdzie za Boga,
oddają cześć jako prorokowi i czczą dziewiczą Jego Matkę Maryję, a nieraz
pobożnie Ją nawet wzywają. Ponadto oczekują dnia sądu, w którym Bóg będzie
wymierzał sprawiedliwość wszystkim ludziom wskrzeszonym z martwych. Z tego
powodu cenią życie moralne i oddają Bogu cześć głównie przez modlitwę, jałmużny
i post.
Jeżeli więc w ciągu wieków wiele powstawało sporów i wrogości między chrześcijanami i mahometanami, święty Sobór wzywa wszystkich, aby wymazując z pamięci przeszłość szczerze pracowali nad zrozumieniem wzajemnym i w interesie całej ludzkości wspólnie strzegli i rozwijali sprawiedliwość społeczną, dobra moralne oraz pokój i wolność”.
Zaś
KKK mówi: „41 Relacje Kościoła z muzułmanami. "Zamysł zbawienia obejmuje
również tych, którzy uznają Stworzyciela, wśród nich zaś w pierwszym rzędzie
muzułmanów; oni bowiem wyznając, iż zachowują wiarę Abrahama, czczą wraz z nami
Boga jedynego i miłosiernego, który sądzić będzie ludzi w dzień
ostateczny" (Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 16; por. dekret
Nostra aetate, 3)”.
Terlikowski
wywodzi za to:
„Jeśli
Europa ma przetrwać nie może opierać się na liberalnej demokracji, ale musi
powrócić do religii, którą ją ukształtowała, czyli do chrześcijaństwa. Ono jest
odpowiedzią na wyzwanie islamu, ono może dać Europejczykom wiarę konieczną do
walki o przetrwanie, ono wreszcie daje nadzieję na zwycięstwo.
Jeśli nie po tej stronie, to po tamtej. Rekonkwista, czyli wielkie
zwycięstwo Europy nad islamem, krucjaty, które były obroną chrześcijan przed
muzułmanami nie byłyby możliwe bez wiary. I tą wiarę uczestników krucjat i
rekonkwisty trzeba wskrzesić, jeśli Europa ma przetrwać, jeśli Stary Kontynent
ma pozostać sobą. Bez niej jesteśmy skazani na zagładę. Tylko pod znakiem
krzyża można pokonać półksiężyc.
Duch
krucjat i rekonkwisty wymaga jednak wskrzeszenia cnoty męstwa i męskiego
chrześcijaństwa przepojonego duchem rycerstwa. Trzeba przestać się wstydzić
wspaniałych kapłanów, którzy głosili apele o krucjaty, trzeba przestać potępiać
rycerzy, którzy walczyli za Chrystusa (a potępić tych, którzy zdradzili sprawę
w konkretnych sytuacjach). Nasze dzieci muszą być uczone, że uczestnicy krucjat
czy królowie katoliccy Hiszpanii to ludzie godni naśladowania, a nie
potępienia. Ich wzór trzeba naśladować. Ale, aby tak było trzeba odzyskać wiarę.
Żywą wiarę w Chrystusa. On jest życiem i nadzieją, poza Nim czeka nas śmierć i
nadzianie naszych głów na piki wyznawców Proroka. A na koniec zielona
flaga na budynkach Brukseli i Bazylice św. Piotra”.
2.
List Homosexualitatis problema mówi
jasno:
„2.
Oczywiście, nie można w nim przedstawić wyczerpująco tak złożonego zagadnienia;
uwaga skoncentruje się przede wszystkim na specyficznym kontekście moralności
katolickiej. Znajduje ona także potwierdzenie w pewnych wynikach nauk o
człowieku, które mają swój własny przedmiot i metodę oraz cieszą się słuszną
autonomią.
Stanowisko moralności katolickiej jest oparte na rozumie ludzkim oświeconym przez wiarę i kierowanym świadomie zamiarem pełnienia woli Boga, naszego Ojca. W taki sposób Kościół nie tylko jest w stanie czerpać wiedzę z odkryć naukowych, ale również przekraczać ich zakres; jest przeświadczony, że jego pełniejsza wizja uwzględnia złożoną rzeczywistość osoby ludzkiej, która w swoim wymiarze duchowym i cielesnym została stworzona przez Boga i dzięki Niemu powołana do udziału w dziedzictwie życia wiecznego.
Jedynie w ramach tego kontekstu można jasno zrozumieć, w jakim sensie zjawisko homoseksualizmu, w swoich wielorakich odniesieniach i ze swoimi następstwami dla społeczeństwa oraz życia Kościoła, jest problemem, dotyczącym właśnie troski duszpasterskiej Kościoła. Dlatego wymaga się od jego duszpasterzy uważnego studium, konkretnego zaangażowania oraz uczciwej, teologicznie wyważonej refleksji”.
Stanowisko moralności katolickiej jest oparte na rozumie ludzkim oświeconym przez wiarę i kierowanym świadomie zamiarem pełnienia woli Boga, naszego Ojca. W taki sposób Kościół nie tylko jest w stanie czerpać wiedzę z odkryć naukowych, ale również przekraczać ich zakres; jest przeświadczony, że jego pełniejsza wizja uwzględnia złożoną rzeczywistość osoby ludzkiej, która w swoim wymiarze duchowym i cielesnym została stworzona przez Boga i dzięki Niemu powołana do udziału w dziedzictwie życia wiecznego.
Jedynie w ramach tego kontekstu można jasno zrozumieć, w jakim sensie zjawisko homoseksualizmu, w swoich wielorakich odniesieniach i ze swoimi następstwami dla społeczeństwa oraz życia Kościoła, jest problemem, dotyczącym właśnie troski duszpasterskiej Kościoła. Dlatego wymaga się od jego duszpasterzy uważnego studium, konkretnego zaangażowania oraz uczciwej, teologicznie wyważonej refleksji”.
We
fragmencie tym uczciwie przyznano dwie rzeczy: że wyłożone poglądy przekraczają zakres odkryć naukowych
oraz że homoseksualizm opisywany jest tutaj nie neutralnie, ale w „specyficznym kontekście moralności
katolickiej”.
Oba
wyróżnione elementy obce są postawie Terlikowskiego. Własne opinie na temat
homoseksualizmu pokazuje jako obiektywne i pozakonfesyjne, z chęcią odwołuje się
także do poglądów tych terapeutów, którzy uważają homoseksualizm za
niedojrzałość duchową i emocjonalną. Jako przykład podaje m. in. Gerarda van
der Aardwega, który promuje terapię konwersyjną, czy sądzi, iż „parapsychologia
katolicka dostarcza empirycznych dowodów na istnienie czyśćca”. O krytyce metod
naukowych stosowanych przez organizacje, z którymi Aardweg współpracuje,
Terlikowski milczy jak grób. Podobnie jak nie podejmuje się dyskusji z
poglądami terapeutów, którzy nie patrzą na homoseksualizm przez pryzmat
doktryny katolickiej. (Swoją drogą, Terlikowski wikła się chyba w błędne koło
dowodząc prawdziwości doktryny katolickiej przez odwołanie się do prac
terapeutów działających w oparciu o tę doktrynę).
3.
Dekret Inter mirifica stanowi: „Aby
właściwie posługiwać się tymi środkami jest rzeczą zgoła konieczną, by wszyscy,
którzy ich używają, znali zasady porządku moralnego i ściśle je w tej
dziedzinie wcielali w życie. Niech więc zwracają uwagę na treść przekazywaną
wedle specyficznej natury każdego z tych środków. Niech też mają przed oczyma
warunki i wszystkie okoliczności, jak: cel, osoby, miejsce, czas i inne, w
jakich dokonuje się przekazu, a które mogą zmieniać lub wręcz wypaczać jego
godziwość. Wchodzi tu w rachubę również sposób działania właściwy każdemu z
tych środków, jego siła oddziaływania, która może być tak wielka, że ludzie –
szczególnie jeśli są nieprzygotowani – z trudem potrafią ją zauważyć, opanować
lub w razie potrzeby odeprzeć.[…] Właściwe jednak zastosowanie tego prawa
domaga się, by co do przedmiotu swego informacja była zawsze prawdziwa i pełna, przy zachowaniu sprawiedliwości i
miłości; poza tym, aby co do sposobu była godziwa i odpowiednia, to znaczy
przestrzegała święcie zasad moralnych oraz słusznych praw i godności człowieka
tak przy zbieraniu wiadomości, jak i przy ogłaszaniu ich. Nie każda bowiem wiadomość
jest pożyteczna, „a miłość buduje” (1 Kor 8, 1)”.
Jako
przykład tekstu, w którym nie oddziela się faktów od opinii, manipuluje
cytatami, a w końcu osądza grupę ludzi podać można publikację Małgorzaty
Terlikowskiej o poliamorii. Terlikowska wybiera kilka pasujących jej fragmentów
książki Deborah Anapol by przedstawić poliamorię jako niegodziwą rozpustę,
wyraz postaw egoistycznych i hedonistycznych. A przecież Anapol pisze wyraźnie,
że postawa poliamoryczna wiąże się z wyzbyciem
„wyuczonych
przekonań na temat kształtu miłosnej relacji oraz pozwolenie miłości, by sama
wybrała kształt najodpowiedniejszy dla wszystkich stron. Jeśli dwie osoby dobrowolnie utrzymują seksualną wyłączność nie
dlatego, że ktoś ich do tego zmusza lub obawiają się konsekwencji innego
postępowania, nadal uważałabym tę parę za poliamoryczną.
Dla
nas – osób, które ukuły termin „poliamoria” – kształt związku ma mniejsze
znaczenie niż wartości, które są jego fundamentem. Wolność poddania się miłości
i pozwolenia, by miłość – a nie
tylko seksualna namiętność, nie tylko normy społeczne oraz ograniczenia
religijne i nie tylko reakcje emocjonalne oraz podświadome warunkowanie –
nadawała formę naszym intymnym relacjom: oto esencja poliamorii. Poliamoria
opiera się na decyzji o poszanowaniu dla rozmaitych dróg rozwoju miłosnych
związków. Poliamoria może przybierać
wiele form, lecz, zgodnie z pierwotnymi założeniami, jeśli w relacji
występują kłamstwa czy przymus albo jeśli zaangażowane w nią osoby
w jakikolwiek sposób tracą wewnętrzną uczciwość i prawdę, relacja ta
nie jest poliamoryczna, niezależnie od tego, ile osób w jej ramach uprawia
ze sobą seks. Te subtelne wartości często giną wśród ekscytacji
i magii, jakie towarzyszą otwarciu się na seksualną wolność, lecz
pozostają kluczowe, jeśli chcemy zrozumieć głębsze znaczenie poliamorii”.
Wyższość,
z jaką Terlikowska stwierdza, że choć poliamoryści mówią inaczej to ona ma
rację, jest wymowna. I – niestety – nie jest jakimkolwiek relewantnym
argumentem.
Tertio, to, co napisałem powyżej pozwala pytać, jak ma się sposób uprawiania
dziennikarstwa przez Terlikowskich do zapisów Karty Etycznej Mediów, która
zobowiązuje dziennikarzy do przestrzegania siedmiu zasad. Są to:
Zasada prawdy - co znaczy, że dziennikarze, wydawcy,
producenci i nadawcy dokładają wszelkich starań, aby przekazywane informacje
były zgodne z prawdą, sumiennie i bez zniekształceń relacjonują fakty w ich
właściwym kontekście, a w razie rozpowszechnienia błędnej informacji
niezwłocznie dokonują sprostowania
Zasada obiektywizmu - co znaczy, że autor przedstawia rzeczywistość
niezależnie od swoich poglądów, rzetelnie relacjonuje różne punkty widzenia.
Zasada oddzielania informacji od
komentarza - co znaczy, że
wypowiedź ma umożliwiać odbiorcy odróżnianie faktów od opinii i poglądów.
Zasada uczciwości - co znaczy działanie w zgodzie z własnym
sumieniem i dobrem odbiorcy, nieuleganie wpływom, nieprzekupność, odmowę
działania niezgodnego z przekonaniami.
Zasada szacunku i tolerancji - czyli poszanowania ludzkiej godności, praw
dóbr osobistych, a szczególnie prywatności i dobrego imienia.
Zasada pierwszeństwa dobra odbiorcy - co znaczy, że podstawowe prawa czytelników,
widzów, słuchaczy są nadrzędne wobec interesów redakcji, dziennikarzy,
wydawców, producentów i nadawców.
Zasada wolności i odpowiedzialności - co znaczy, że wolność mediów nakłada na
dziennikarzy, wydawców, producentów, nadawców odpowiedzialność za treść i formę
przekazu oraz wynikające z nich konsekwencje.
Tomasz
Terlikowski stając w obronie żony nazwał Monikę Olejnik kłamczuchą (posty z 6
października 2015). Sam kolportuje na stronach TVRepublika opinie na mój temat,
które nie mają jakichkolwiek podstaw. Nie zareagował także na mój list ze
sprostowaniem. Tyle mojego komentarza. Pozostają teksty pp. Terlikowskich i
zapisy KEM. Państwa inicjatywie pozostawiam porównywanie jednych z drugimi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.