„Sądzę
– pisze Rosi Braidotti – że zwrot antyteoretyczny powiązany jest z zawiłościami
kontekstu ideologicznego. Po oficjalnym zakończeniu zimnej wojny ruchy
polityczne drugiej połowy dwudziestego wieku zostały odrzucone, a podejmowane w
ich obrębie próby tworzenia teorii zdyskwalifikowane jako nieudane, historyczne
eksperymenty. ‘Nowa’ ideologia gospodarki wolnorynkowej usunęła na margines
wszystkie alternatywy, mimo masowych protestów ze strony wielu grup
społecznych, i narzuciła antyintelektualizm jako wyraźny rys naszych czasów. Szczególnie
trudne okazało się to dla humanistyki, ponieważ oznaczało potępienie złożoności
analizy i wiernopoddańcze podejście do ‘zdrowego rozsądku’ – tyranię doksy,
oraz do zysku – banalność interesowności”.
Ten
fragment książki Po człowieku
przyszedł mi do głowy, gdy czytałem tekst Jacka Tabisza zatytułowany Dlaczego lewica nie weszła do sejmu? Czy
jest on wynikiem złożonej analizy? Czy poddaniu się tyranii neoliberalnej doksy
i kultowi politycznego zysku?
Zanim
odpowiem – we własnym imieniu – na te pytania zwrócę uwagę na trzy rzeczy.
Po
pierwsze, w argumentacji Tabisza niepokoi mnie możliwa sprzeczność. Stawia on
bowiem lewicy zarzuty, których być może nie da się ze sobą sensownie zgrać. Pisze:
Zjednoczona Lewica zupełnie
niepotrzebnie atakowała PO pod koniec kampanii. Zraziło to bardzo wielu
wyborców, którzy liczyli na sojusz bardziej racjonalnych ugrupowań
politycznych, jeśli te wejdą do sejmu.
Mają aktywne strony w necie, ale nie ma
wielu wzbudzających emocje filmów z aktywistami Razem.
Brak błyskotliwych medialnych fighterów.
Za dużo pięknych i wzniosłych haseł, za mało humoru, ironii oraz swobody. W
jakimś sensie Szumlewicz to dobry fighter mediów…
Zastanawiam
się, co Tabisz rozumie przez racjonalizm. Mnie kojarzy się przede wszystkim z
postawą krytyczną, a więc z odrzuceniem dogmatyzmu, uważaną analizą problemów,
krytyką opartą na argumentacji. PO popełniła wiele błędów – od politycznych po
wizerunkowe. Czymś racjonalnym jest tedy widzenie tych błędów i ich krytyka. Nieracjonalne
z kolei wydaje mi się utożsamienie krytyki z atakiem, czy domaganie się
szczególnego statusu dla PO, której, w imię pragmatycznych celów, krytyce się
nie poddaje. Taka postawa trąci dogmatyzmem, a partie o odmiennej wrażliwości i
innym programie czyni zakładnikiem ideologii PO.
Dodatkowym
problemem jest dla mnie przekucie racjonalności w przekaz nastawiony na emocje i
w walkę w mediach. Z doświadczenia wiem,
że racjonalna argumentacja na ogół nie robi spektakularnego wrażenia. Jasne,
można ją prowadzić z humorem, sarkazmem, lekko. Walka i emocje, które dominują
na naszej scenie publicznej, nie mają jednak wiele wspólnego z racjonalnością. Są
perswazyjne. Oddziałują często gęsto na najniższe emocje – budzą strach,
utrwalają uprzedzenia. Przekaz na tym poziomie na pewno nie kształtuje ani
dojrzałej polityki, ani dojrzałego społeczeństwa obywatelskiego. O tym, jak
wygląda różnica między obiema strategiami, widać na przykładzie podejścia
ugrupowań do kwestii uchodźców. Podczas gdy prawica pielęgnowała resentymenty i
siała apokaliptyczny lęk, partia Razem debatowała o uchodźcach. Sądzę, że
problemy daje się rozwiązywać dzięki dobrej diagnozie i wskazaniu kierunków
działań w konkretnych sprawach, stawiam więc tutaj na debatę, choć działanie na
emocje było pewnie skuteczniejsze.
Po
drugie, Tabisz wyraźnie domaga się, by lewica stała się POwska. Więcej nawet –
we wcześniejszych wpisach nie miał problemu z mówieniem o koalicji między PO,
.Nowoczesną i ZL. Wymownie w tym kontekście brzmią jego słowa o Piotrze
Szumlewiczu, który – zdaniem Tabisza – w wielu kwestiach posiada „radykalne
poglądy”. Przyznam się szczerze, że – patrząc z lewicowego punktu widzenia – w poglądach
Szumlewicza nie widzę radykalizmu. Takie wrażenie może powstać u zwolennika
(neo)liberalizmu, który z jakichś powodów trafił na listy koalicji odwołującej
się do lewicowości. Tabisz wspomina wprawdzie, że lewica winna być
socjalliberalna, ale nie objaśnia tego stwierdzenia. A wystarczy sięgnąć do
wydanej niedawno książki Ha-Joon Changa by wiedzieć, że można pod tę etykietę
podpiąć kilka szkół patrzenia na gospodarkę i społeczeństwo.
Sam
Tabisz nazywa się zresztą „centrowym lewicowcem”, co znaczy chyba tyle, że
najbliższy światopoglądowo jest mu program PO. Bliskość tę widać także w jego
opcji na rzecz USA, a przeciw Marksowi. W tym wpisie podsumował niejako swoją
obronę Piotra Napierały, który postanowił raz na zawsze rozprawić się zMarskem, t-shirtami i Zandbergiem. Pisze:
Jeśli chodzi o światową lewicę, to warto
szukać jej korzeni poza Marksem i rewolucyjnym zapałem.
Wiadomo, że USA to nie jest żadna Mekka
lewicy. Ale jednak ten kraj zabiega o prawa człowieka na całym świecie i jest
kolebką postępu nie tylko technologicznego, ale również obyczajowego –
wspomnijmy choćby sufrażystki czy ruch hippisów.
Zupełnie
nie rozumiem, dlaczego polska lewica miałaby odciąć się od Marksa, którego
spuścizna kształtuje współcześnie rozmaite nurty światopoglądowe, łącznie z komunitaryzmem
Alasdaira MacIntyre’a (mamy zatem ważnego myśliciela wprost z USA). Straszenie
rewolucją – tu w sposób zawoalowany, u Napierały podane wprost – nie liczy się
z kontekstem historycznym, w którym Marks pisał. Jeśli pójdziemy ich tropem,
trzeba będzie potępić Wiosnę Ludów, rewolucję 1905 r. czy wojnę secesyjną z jej
rozstrzygnięciem, Wszystkie te ruchy,
które bez działania rewolucyjnego nie mogłyby walczyć o własną państwowość, o poprawę
warunków pracy, czy nawet o liberalne oblicze USA (ciekawe, jak potoczyłaby się
historia, gdyby secesja stanów Południa się powiodła). Jak sądzę, należy także
zachować ostrożność w uznawaniu USA za kraj, który zabiega o prawa człowieka. Polacy
oberwali za ową obronę w związku z Kiejkutami. Ale tu za przykład niech posłuży
więzienie w Guantanamo. Tabisz broniąc Napierały bronił także poglądu, że
Guantanamo to dla Kubańczyków oko pozwalające zobaczyć normalny świat. Oznacza
to chyba tyle, że elementem normalnego świata jest łamanie praw człowieka,
oczywiście – w określonych sytuacjach i (rzekomo) dla ich obrony. Moja, jednak
bardziej lewicowa niż Tabisza, wrażliwości nie umie podpisać się pod takim
poglądem.
Po
trzecie, Tabisz zarzuca „Zjednoczonej Lewicy, ale również Razem”, że są „po
części zamkniętym klubem dla wtajemniczonych”. Zastanawiam się, jakie argumenty
mogą uzasadnić taką tezę. Razem absolutnie nie kojarzy mi się z zamkniętym
klubem – zbyt wiele otwartych spotkań mają na koncie, nazbyt dużo działania „od
dołu”. Sądząc po informacjach docierających do mnie z FB, także ZL nie było
strukturą zamkniętą działającą na uboczu. Powinien także uwzględnić dostęp poszczególnych ugrupowań do mediów czy środki, jakie mogli wydać na kampanię.
Żeby
było jasne – nie mam nic przeciwko proamerykańskiej orientacji Tabisza. Tak samo
nie mam nic przeciw jego zorientowaniu na PO, niechęci do marksizmu i wielu
innych rzeczy. Nie chcę tylko, by rozliczał lewicę kreując się na lewicowca
(fakt, że centrowego). Niech robi to jako (neo)liberał, w perspektywie zdrowego rozsądku, łatwych opozycji i perspektywy sukcesu, tak będzie uczciwiej i
z pożytkiem dla wszystkich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.