1.
Kolejna niedziela Adwentu niespodziewanie przechodzi już w radosną nadzieję Wigilii.
Czas na ostatnie refleksje nad tym, co z perspektywy nowego świątecznego cyklu będzie się chciało przeżyć inaczej, co zmienić w sobie, co przepuścić przez ogień matanoia.
2.
Do czego chcieć dorosnąć?
Do tego, że kościół "poświęca i uświęca raczej niż poucza" i że jego rolą nie jest wojowanie, by podbić świat, lecz wojowanie by zdobyć Królestwo - kościół tedy nie jest instytucją podbijającą ziemskie latyfundia, ale heterotopią - "nie-miejscem", sakramentem w którym ujawnia się Królewsto jako celebracja chwały.
Do tego, że świętość nie jest pojęciem etyczno-jurydycznym, ale ontologicznym. A więc
że nie chodzi w niej o zachowanie zgodne z kodeksem, ale o przemienienie boskimi energiami;
że nie chodzi o bycie nadczłowiekiem, ale o liturgiczne przeżywanie codzienności "śpiewając swojemu Bogu".
Do tego, by bez względu na okoliczności pamiętać, że człowiek jest istotą liturgiczną. Prawdą jego natury nie jest doczesność, a bogonośność i bogokształtność, to że "bogokształtnej istoscie człowieka odpowiada Człowieczeństwo Boga".
Do tego, że nie chodzi o odmawianie modlitw, ale o bycie modlitwą - wieczystą adoracją o wymiarze nie czysto ludzkim, ale kosmicznym.
Liturgia bowiem jest wykładnią stwórczego aktu Boga, miejscem ujawniania się piękna przedustanowionej harmonii elementów wszechświata.
Piękno zaś jest "ontologicznym warunkiem przyjęcia Boga".
Do tego, że świat nie dzieli się na wierzących i niewierzących (komu bowiem z perspektywy ludzkiej to orzekać?), ale na tych, którzy bardziej bądź mniej sprzyjają jedności. Jedności ziemi i roślin, zwierząt i ludzi, tego co ziemnskie i gwiazd, by pod czułą troską człowieka-liturga śpiewać razem chwałę swojemu Bogu i odsłaniać Jego obecność w świecie. Poprzez piękno, stanowiące wyraz pneumatoforycznej natury wszechświata.
3.
Modlę się mój Boże o to, bym
"miast duchowej żarliwości i wzniosłej czystości Twych świętych" uczył mnie, jak konsekwentnie iść ku temu, "co porusza się w ciemności materii", byś uczył mnie, jak realizować moje powołanie do bycia nie synem Nieba, a synem Ziemi.
Modlę się mój Boże i o to, bym
umiał widzieć, że świat jest Twoim Ciałem, gdyż od chwili Twojego Wcielenia wcielona jest wszelka materia.
Proszę, bym umiał też widzieć, że Twoje-Ciało-będące-ciałem-świata jest tak podobne do naszego ciała, iż rozpada się pod naciskiem naszych analiz, będąc do ogarnięcia tylko "w nieskończonym wysiłku dosiągnięcia go poza granicami tego, co jest nam dane".
Modlę się dalej o to, bym
umiał przemieniać skończoność świata złożonym w nim nieskończonym pięknem. Bym potrafił sprzyjać wszystkiemu, co pozwala pięknu się wydarzyć, oduczając się ograniczającej piękno zazdrości.
Proszę, bym umiał adorować liturgię miłości, gdy rozgrywa się na mych oczach.
Ale proszę też, bym potrafił się do niej przyłączyć pamiętając, że sam jestem teomorficznym nosicielem piękna.
Modlę się, byś
wyrwał mnie z kościoła-instytucji, byś oduczył patrzeć na siebie tylko przez pryzmat moralno-prawny. Proszę,
byś w prostocie nauczył mnie kochać samego siebie,
dostrzegać blask Twojego piękna we mnie i w moich czynach,
byś uczynił mnie sakramentem, a przez to pozwolił budować jedność świata.
Modlę się, byś nauczył mnie celebrować mszę na ołtarzu świata, gdzie "kielichem i pateną są głebie duszy szeroko otwartej" na Twoje energie, gdzie Hostią jest całe Stworzenie, a Winem praca nasza i trud. Proszę byś otworzył mnie na Swój Ogień, w którym adorować można nawet płacząc.
4.
Nade wszystko Panie daj mi rozumieć, że szatan jest ojcem rozproszenia i podziału, i naucz mnie służyć jedności.
Spraw, bym nie dzielił świata na ludzi i nie-ludzi.
Spraw, bym nie dzielił ludzi na takich czy owych.
Daj mi trwale pamiętać, że stworzyłeś człowieka "ad imaginem suam; ad imaginem Dei creavit illum: masculum et feminam creavit eos". Że człowiek był kiedyś jednością i pełnią - przenikaniem się i uzupełnianiem tego, co dopiero grzech podzielił na kobiece i męskie.
Daj mi nigdy nie zapominać, że eros
nie jest siłą nieszczącą człowieka,
ale mocą, która "z mrocznych głębin chaosu wydobywa na światło kosmos",
siłą, która wytrzebia z osobowości moce odpychania, repulsji, dzięki którym buduje się zwartą i odróżnioną od innych tożsamość po to, by zachowując to, co najlepsze w indywiduum, otworzyć je na doświadczenie pełni, w której wszystko jest "akceptacją, przejrzystością, przenikliwością powszechną i wzajemną",
czyli objawieniem pełni, w której wszyscy są wszystkim we wszystkich, a więc ujawnieniem nieba.
[Pisząc korzystałem z dwóch tekstów: Pierre'a Teilharda de Chardin Mszy na ołtarzu swiata oraz Paula Evdokimova Kobiety i zbawienia świata].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.