poniedziałek, 17 grudnia 2012

BAROK, JAZZ I DYKTAFON, CZYLI BACH MASECKIEGO

Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki Gustava Mahlera. Do tego stopnia, że wciąż twierdzę, że najszybsza droga do tego, by mnie zrozumieć, wiedzie przez Lied von der Erde i Kindertotenlieder.
Nie wyobrażam też sobie życia bez madrygałów Gesualda, Preludiów Claude'a Debussy'ego, Suit wiolonczelowych Benjamina Brittena czy la nueva cancion Mercedes Sosy.

Gdybym jednak miał powiedzieć, kogo w muzyce ukochałem najbardziej, rzekłbym - Jana Sebastiana Bacha. On jest na początku, później jest nicość, z której wyłania się i narasta geniusz innych, tak, jak w przygrywce do Złota Renu wyłania się i narasta świat pod dyktando pogodnego akodru F-dur.

Bach jest w jakiejś mierze kompozytorem najbardziej uniwersalnym. 
Doskonale osadzonym w swoich czasach, a przez to umiejącym poza nie wykraczać.
Doskonale obeznanym z muzycznym rzemiosłem, a przez to mogącym pozwolić sobie na dezynwolturę.
Doskonale rozumiejącym ideę mathesis universalis, a przez to pojmującym, że matematyka ma sens tylko o tyle, o ile jest wstępem do intuicyjnej doświadczenia metafizycznej strony świata.

Ale uniwersalizm Bacha wyraża się jeszcze w czymś jednym. Mianowicie w tym, że jest jedynym kompozytorem, który nie daje się przypisać do jakiegoś nurtu w historii muzyki. W tym sensie jest choćby jednocześnie najszacowniejszym z klasyków i najpierwszym z jazzmanów
O ile bowiem Fryderyk Chopin, muzycy baroku czy kompozytorzy oper są wdzięczną kanwą dla jazzowych przeróbek, o tyle Bacha jazzmani potrafią grać "na czysto", realizując tylko to, co w nutach zapisał lipski Kantor. Niech przykładem będzie tu Kieth Jarrett i jego klawesynowe nagranie Wariacji Goldbergowskich.


 Całkiem świeżo włączył się w ten nurt nasz Marcin Masecki wypuszczając na rynek swoją interpretację Sztuki fugi. Pianista zdecydował się na utrwalenie wcześniejszej wersji dzieła (z 1742 r.), złożonej z czternastu części tworzących logicznie zamknięty cykl (dwanaście fug i dwa kanony).  
Jak podkreśla Christoph Wolff, cykl ten zbudowany został w oparciu o dwie zasady. Pierwsza, to narastające komplikowanie rodzajów kontrapunktu.
Druga, to narastanie motoryczności tematu, tak, by kompozycja robiła wrażenie rozwijających się wariacji.
Różnorodność Sztuki fugi zapewniona jest z kolei dzięki złożoności struktur rytmiczno-melodycznych. Pozwalają one Bachowi przeprowadzić kompozycję przez wszystkie najważniejsze muzyczne style.
Punktem wyjścia jest tu "klasyczna prostota, przypominająca kontrapunkt szesnastowieczny, następnie nawiązuje do dominujących wzorców, takich jak styl francuski, i wreszcie przechodzi do najbardziej wyrafinowanych manier nowoczesnych, obecnych szczególnie w filigranowej sieci kapryśnych kanonów dwugłosowych". 

Co z tego bogactwa udało się przekazać Maseckiemu?
Cóż, podszedł on do Sztuki nieco przewrotnie - nagrywając utwór na dyktafon i dopiero później przenosząc na formę cyfrową. Miało to zabezpieczyć arcydzieło Bacha przed brzmieniem chopinowskim, właściwym zdaniem pianisty dla współczesnych fortepianów. Uważam jednak, że miało to schować pianistę za wykonywanym utowrem, eksponując nie wirtuoza, a wykonywane dzieło (temu samemu służy też sposób wydania płyty, bez jakiegokolwiek komenatrza, bez książeczki, z czcioną funkcjnującą na zasadach petitu).
Dźwięk bowiem jest tu nieco zamazany, impresjonistycznie zamglony. Sposób nagrania nie pozwala go specjalnie różnicować. Znieczula także nagranie na emocjonalny ekshibicjonizm artysty.  
Dzięki temu zabiegowi nagranie jest ascetycznie zimne i analityczne - pod mgłą pozwala bowiem śledzić uważnemu słuchaczowi bogactwo Bachowskich faktur, realizowanych z polotem przez Maseckiego.

Przyznaję, że lubię ascetyczne i analityczne realizacje  Sztuki fugi. Moją ukochaną jest nagrana kiedyś z radia (klawesynowa) intepretacja Davitta Moroneya. Maseckiemu trudno się z nim równać, albowiem Moroney'owski chłód ma nie tylko służyć pokazaniu konstrukcji Bachowskiego dzieła, ale także otwierać słuchacza na doświadczenie medytacji. Ale przecież w świecie dość jest miejsca na różne odcienie piękna. Niewątpliwym atutem nagrania Maseckiego jest to, że ktoś nieobeznany czy niechętnym odsłuchiwaniu faktury utowru, może dać uwieść się szkistej, nieco stalowej i zamglonej barwie nagraniowo spreparowanego instrumentu, w co pięknie wprowadza fuga lustrzana oznaczona jako dodatek 14.1 (jest to doświadczenie kapitalne w taką pogodę jak dziś!, choć pod koniec może denerwować wspomnianą już jednostajnością). A jazzowa konduita sprawcy może przyciągnąć do Bacha słuchaczy spoza kręgów "klasycznych maniaków". Mimo to zdaję sobie sprawę, że to nie płyta dla każdego odbiorcy. 
Polecam ją zatem z czystym sumieniem, ale na odpowiedzialność słuchających! 
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...