[1] Żyjemy w dobie, która nie sprzyja ani autorefleksyjności człowieka, ani zachowaniu przez ludzi antropologicznej harmonii. Na naszych oczach każdy dzień musi rozgrywać się coraz szybciej. My zaś musimy coraz spieszniej i coraz liczniej dostarczać owoców naszej kreatywności, których żywotność "mieści się w przedziale wyznaczonym przez okres ważności mleka i jogurtu".
Tym bardziej trzeba podkreślać, że jest coś, co warto zachować z dorobku kultury chrześcijańskiej: poczucie cykliczności czasu.
Wielka jest mądrość Kościołów w przypominaniu człowiekowi, że konstytutywnym wymiarem ludzkiego życia jest autorefleksyjność. Równie wielką mądrość ta jest także wtedy, gdy przypomina, że skupienie na sobie musi być przełamane czasem zabawy i czasem zanurzenia w codzienności.
[2] Adwent jest dla mnie czasem "rachunku sumienia". Nie idzie mi jednak o to, żeby drobiazgowo analizować własne błędy, mając za przewodnika zestaw norm podanych przez instytucję. Chodzi mi raczej o to, by skupić się na którymś z konstytutywnych wymiarach bycia i przyjrzeć się temu, jak udaje mi się go na co dzień realizować.
[3] Tego roku wymiarem tym jest dla mnie parrhesia, którą za Michelem Foucaultem chciałbym tłumaczyć jako odwagę prawdy.
Co może mieć wspólnego prawda z postmodernistą? Wydaje mi się, że więcej niż sądzą wojujący krytycy ponowoczesności.
Dla postmodernisty bowiem prawda nie jest układem obiektywnych (a więc niezależnych od człowieka) zdań o świecie. Jest ona wartością angażującą życiowo, a więc wymagającą nie tyle zgodności słów i świata zewnętrznego, ile zgodności słów i egzystencji tego, kto słowa te wypowiada.
[4] Sposobem dobrej autorefleksji jest zaś - znów Foucaultowska - pomyślenie siebie w sposób radykalnie inny, niż czyniło się to do tej pory. Dystans i różnica pozwalają bowiem dostrzec we własnym życiu aporie i przekłamania. Pozwalają także na nowo ułożyć granice swojego świata.
[5] Prawda egzystencji wyraża się w człowieku-jako-całości. Nie jest więc prawdą tylko intelektu czy ducha, oderwanych od cielesności. Nie jest też prawdą ciała oderwanego od tego, co duchowe.
Prawda egzystencji objawia się w ciele rozumianym jako miejsce wydarzania się tego, co duchowe. Wskazując na organiczność ludzkiej egzystencji.
[6] Prawda egzystencji wyraża się w komplementarności.
Słów i gestów, wartości i zachowań.
W umiejęntości rozumienia i nazwania tego, co się czyni, jak i otwartością na poszukiwanie najbardziej nawet ukrytych motywów swoich działań.
Ten wymóg rozumienia i nazywania jest następstem egzystencjalnej indywidualizacji prawdy. W świecie bezdusznej ogólności nasze czyny, myśli i wartości mierzone są bowiem narzuconymi kodeksami, rozumianymi przez wszystkich. Jeśli nie chcemy żyć według nich, nasze myśli czy czyny przestają być intersubiektywne i potrzebują naszego komenatrza.
W pierwszym rzędzie autokomenatrza, pozwalającego nam samo-się-rozumieć.
Ale także komenatrza dla Innych, po to, by mogli przyjąć prawdę naszego życia nie wtłaczając jej w obce nam schematy wartości czy pojęć.
Rozumienie i nazywanie jest tedy zobowiązaniem wynikającym z odpowiedzialności, za sobie i za Innych, których na siebie otwieramy.
[7] Prawda egzystencji osadzona jest źródłowo w naszym otwarciu na Innych.
Otwarta bowiem jest nasza cieleność, będąca znakiem naszych emocji, uczuć, myśli. Znaczące są nasze zachowania i gesty.
Miarą otwarcia jest nasza bezinteresowność. Okazywana nie zawsze i nie przed każdym, świat bowiem dyktuje dziś bezlitosne reguły współ-życia, ale tym bardziej nadająca naszemu życiu piętno suwerenności oraz daru. Okazywana zawsze za pośrednictwem ciała.
Smutne, że trzeba przypominać o tym w kulturze tak silnie naznaczonej chrześcijaństwem, w którym Bóg nie tylko stał się ciałem, ale jako Ciało rozdaje się każdemu z czystej radości ofiarowania.
[8] Parrhesia jako pytania na Adwent:
- czy jestem całością, czy niekompatybilnym kłębowiskiem czegoś, co ma być duchem i czegoś, co ma być ciałem?
- z czego-się-tworzę, co jest prawdą mojego życia, której odważnie umiem bronić?
- czy będąc sobą, z wyraźnym kręgosłupem przekonań i wartości, umiem pokazać je innym jednocześnie ich nie narzucając, bo nie zakładając, że to, co robię i myślę, musi być oczywiste nie tylko dla mnie?
- czy umiem odpowiedzialnie zaprosić Innych do swojego świata ucząc Ich jako go interpretować i ucząc się, jak interpretować Ich światy?
- czy umiem dostrzec, że rdzeniem mojego życia jest bezinteresowna suwerenność daru?
- czy umiem dzielić się sobą?
- czy umiem wspierać najbliższych w ich dzieleniu-się-sobą-z-innymi? Dzieleniu, w którym duch urzeczywistnia się w dzieleniu się ciałem?
[9] Parrhesia jako wewnętrzny spokój, który płynie z poczucia własnych wartości i odmienności oraz z konsekwentnego postrzegania życia jako drogi rozwoju.
Parrhresia jako pozbywanie się małostkowości, której najdoskonalszym wyrazem jest zazdrość.
Parrhesia jako adwentowy test na zazdrość:
Pomyślmy, za Klossowskim, że można dzielić się kochaną osobą z innymi, naśladując Chrystusa dzielącego się swoim ciałem.
I zbadajmy własny lęk - czy budzi go gest podzielenia, czy noszone w sobie kompleksy sprawiajace, że nie możemy uwierzyć, że ktoś kocha nas naprawdę??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.