niedziela, 3 kwietnia 2016

KOBIETA JAKO ZWIERZĘ-MASZYNA. KARTEZJUSZ, AUGUSTYN I GWAŁTY

Ostatnio przez moją facebookową tablicę przewinął się kolejny szokujący news — saudyjscy naukowcy ustalili, że kobieta to ssak. Oznacza to awans społeczny — kobieta nie jest już rzeczą, ale przysługują jej takie same prawa jak zwierzętom.
Wiadomość ta to nie lada gratka. Pozwala bowiem na umocnienie negatywnego obrazu muzułmanów w naszym społeczeństwie, dostarcza argumentu przeciw tzw. „lewactwu” (no bo jak to, bronicie jednocześnie praw kobiet i uchodźców-islamistów?), a w końcu pozwala nam czuć się światłymi i moralnymi ludźmi.
Pytanie tylko, czy tak jest naprawdę?

Kartezjusz, którego uznaje się często za jednego z założycieli nowoczesności, był zdania, że zwierzęta to mechanizmy*.

„Nie wyda się to zgoła dziwne tym, którzy wiedzą, jak wiele różnych automatów, czyli poruszających się maszyn, ludzka przemyślność zdolna jest wytworzyć, posiłkując się bardzo niewielką liczbą części w porównaniu do wielkiej mnogości kości, mięśni, nerwów, tętnic, żył i wszystkich innych składników znajdujących się w ciele każdego zwierzęcia; będą oni uważali ciało za maszynę, która jako wykonana ręką Boga jest nieporównywalnie lepiej urządzona i ma w sobie ruchy bardziej zadziwiające aniżeli jakakolwiek z maszyn wymyślonych przez człowieka 
— pisał w Rozprawie o metodzie.  Kryterium, które pozwala odróżnić człowieka od zwierzęcia jest dla Kartezjusza mowa. Nie jest rzecz jasna tak, że maszyna nie może wysyłać w świat żadnych komunikatów, nie pozwalają one jednak jego zdaniem na nawiązanie realnej komunikacji, która wydarza się między podmiotami. Jeżeli zwierzęta cokolwiek komunikują, to jest to reakcja na to, co — jak pisze Jerzy Kopania — „faktycznie ma miejsce”, a nie wymiana abstrakcyjnych „z natury” myśli.

„okrzyk bólu, jaki możemy usłyszeć raniąc, czy uderzając zwierzę, według Kartezjusza nie jest okrzykiem bólu, a jedynie dźwiękiem dzwoniących sprężyn czy uderzających o siebie krążków, jaki możemy usłyszeć, upuszczając zegarek czy mechaniczną zabawkę. […] zwierzęta i mechanizmy mogą wykonywać tylko te czynności, do których zostały zaprojektowane. Orfeusz w królewskich ogrodach nie odwróci się do zwiedzających i nie pomacha do nich ręką, może jedynie powtarzać ten sam ruch – przebierać palcami po strunach liry. Natomiast istoty świadome mogą wykonywać rozmaite czynności dzięki procesom myślowym

— komentuje myśl Kartezjusza Stanley Coren.

Czy nie taki jest status kobiety? I czy obecnie nie chodzi o to, by status ten usankcjonować w polskim prawie? Myślę tu, rzecz jasna, o próbie zaostrzenia prawa aborcyjnego, które i w obecnie obowiązującej postaci jest mocno restrykcyjne. Próbuje się dziś odmówić kobiecie prawa do decydowania o płodzie w sytuacji, gdy została zgwałcona, gdy mamy do czynienia z ciążą pozamaciczną, gdy sam płód ma ciężkie wady. Kobieta będzie także ścigana prawnie za nieumyślne spowodowanie „śmierci dziecka poczętego”, czyli zasadniczo za poronienie.
W zapisach tych, skrzętnie wspieranych przez episkopat, widzieć jakikolwiek sens, należy uznać, że kobieta jest maszyną, zwierzęciem-maszyną. Owszem, może reagować na gwałt okrzykami bólu, może przeżywać emocjonalne cierpienie czy nawet traumę, ale należy to traktować jako reakcje maszyny na bodziec, a nie doświadczenie świadomego i obdarzonego wolną wolą podmiotu, który decydować będzie, jaki jest najwłaściwszy sposób wyjścia z traumy. Świadomy i obdarzony wolą podmiot, czyli człowiek, czyli mężczyzna, wie to zresztą dobrze: kobieta została zaprojektowana po to, by rodzić dzieci, wychowywać dzieci i trwać przy mężu. Jasne, najlepiej by było, gdy mogła zajść w ciążę i rodzić w komfortowych warunkach, ale ten warunek można ograniczyć. Jako zwierzę-automat i tak nie odczuwa traumy „do trzewi rozumu”, „do głębi duszy”, jest więc w stanie działać skutecznie nawet, jeśli dozna chwilowego zakłócenia w obsłudze. Czyż inaczej można zinterpretować słowa Gerturdy Himmelbarb (!) ochoczo i z pełna aprobatą podjęte przez Tomasza Terlikowskiego:

„Wpływ rozwodu i samotnego rodzicielstwa na dziecko jest o wiele bardziej subtelny i dalekosiężny niż wpływ fizycznego molestowania.

Odłóżmy na bok Kartezjusza by sięgnąć do tekstu Ojca Kościoła. W Państwie Bożym Aureliusz Augustyn obficie rozprawia bowiem na temat gwałtów. Gwałt nie czyni kobiecie żadnej ujmy, o ile mu się sprzeciwia. Nie można bowiem wtedy obarczyć ją grzechem za pokalania czystości. „Dopóki ta wola niezłomną pozostaje i stałą, choćby ktoś inny nie wiem, co z ciałem czy w ciele wyprawiał nie ma w tym winy cierpiącego, jeśli uniknąć tego środkami niegrzecznymi nie może”. Dlatego nie można nie uznać za grzech samobójstwa popełnionego przez kobietę dla uniknięcia gwałtu. „Skoro Judaszów czyn słusznie potępiamy,  i ten nań wyrok prawda głosi”, że samobójstwo jest brakiem wiary w miłosierdzie Boże i ściąga jeszcze większą winę na Judasza niż zdradza Jezusa, którą mógł był odpokutować. Tym bardziej nie ma sensu, by kobieta, która nie uczyniła nic złego, zamiast ścierpieć gwałt duchowo mu się przeciwstawiając, popełniła grzech zabijając siebie? „Jeśli cudzołożnica — można pytać retorycznie — za cóż ją chwalić, a jeśli niewinna, po cóż się zabija? Kobieta chrześcijańska ma ścierpieć i żyć dalej, nie karząc ni siebie, ni płodu, za cudze grzechy.
A jednak, „niektóre święte niewiasty podczas prześladowania, dla uniknięcia czyhających na ich wstydliwość rozpustników rzucały się w nurty rzeki, aby te ich pochłonęły i tym sposobem życia się pozbawiały, a jednakże Kościół katolicki otacza je czcią wielką jako męczenniczki”.
Co począć z tym faktem. Augustyna stać tylko na jedno zalecenie: nic stanowczego lekkomyślnie nie sądzić. Bo przecież mogły tak postąpić z Roszaku Bożego, tak jak Samson, który z Bożej łaski i Bożej podniety popełnił chwalebne samobójstwo w świątyni Dagona. Bo przecież Abraham chciał złożyć w ofierze syna, choć Bóg wcześniej zakazał takich postępków. „Sumienie my oceniamy z tego, co słyszymy — pisze Augustyn —; o skrytościach serca sądzić nie śmiemy”.

Jakie z tego wnioski? Pozostawmy kobietom prawo korzystania z rozstrzygnięć sumienia. I miejmy świadomość, że pierwotni chrześcijanie nie mieli problemu, by jako święte czcić kobiety, które przed traumą gwałtu uciekały w samobójczą śmierć (to u mnie nie argument za samobójstwem, ale za obłudą wymogów nakładanych na kobietę przez męskich nauczycieli prawa boskiego i ludzkiego). Dostrzeżmy, Państwo politycy i Panowie biskupi, jak kuriozalna jest argumentacja Augustyna, by tę praktykę jakoś wybronić.  Przestańmy w końcu kobiety odczłowieczać — to nie maszyny do rodzenia i milczącego przygotowywania posiłków. Nawet jeśli niektórym biskupom tak właśnie się wydaje.

*Referuję za tekstem Barbary Grabowskiej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...