Sabine Kalter usłyszałem po raz pierwszy jako wyrośnięty nastolatek.
Z wypadu do Hiszpanii przywiozłem składankę archiwalnych nagrań znaczoną głosami Luisy Tetrazzini, Kersitn Flagstad, Johna McCormacka, Ezio Pinzy etc., etc. Pośród nich był też wyimek Carmeny śpiewany przez artystkę, której nazwisko nic mi nie mówiło, za to interpretacja sprawiała nie lada frajdę.
Były to czasy, kiedy Internet dopiero raczkował. Nie udało mi się więc znaleźć ani większej ilości nagrań, ani szerszej informacji na temat samej śpiewaczki.
Ale udało mi się ustalić jedno - Kalter była Polką!
Co zmieniło się od tamtej doby?
Przybyło informacji o Artystce. Ma ona nawet swoje hasła w Wikipedii, także polskiej.
Możemy się z nich dowiedzieć, że urodziła się w Jarosławiu 28 marca 1889 roku.
Że studiowała w konserwatorium w Wiedniu debiutując w wieku 22 lat na scenie Volksoper.
Że długie lata zatrudniona była w Operze Hamburskiej na etatcie pierwszego kontraltu, i że emigrowała - jako Żydówka - z nazistowskiej Rzeszy w 1935.
Biegając po Sieci poczytać możemy o Jej świetnych sukcesach.
O recitalach, w których występowała obok Evy Turner, o Tristanie i Izoldzie w Covent Garden, gdzie za partnerów miała Flagstad i Lauritza Melchiora.
Na szczęście możemy nie tylko czytać.
Pojawiły się bowiem płyty, dokumentujące Jej artyzm.
Jest i krążek solowy, i piękna płyta Richarda Taubera, w którym towarzyszy mu w duetach, i wspomniany Tristan.
Sporo nagrań oferuje także youtube.
Wyłania się z nich głos szeroki w skali, o dużej sile i specyficznej miękkości. Prowadzony swobodnie, jak wody wezbranego potoku, ale zawsze w sposób nieprzerysowany, niehisteryczny, szlachetny. Wyrównany w barwie, pewny intonacyjnie, o dobrym appoggio.
No i ujmujący arcypiękną barwą, przywodzacą mi na myśl głęboką barwę wrzosu.
Gdy poznawałem sztukę Kalter do głowy przychodziło mi jedno porównanie - Krystyna Szczepańska. Jak sądzę, wiele łączyło te artystki: szlachetność prowadzenia frazy, gust muzyczny, typ emocjonalności, także wrzosowa barwa głosu (głos Szczepańskiej jest dla mnie jaśniejszy, ma inny odcień).
W końcu - niepamięć.
Współcześnie Szczepańskiej brak na płytach, jej nazwisko wypadło z obiegu zastąpione rzeszą nowych wykonawców.
Kalter zaś wciąż nie zaistniała, mimo pozytywnych zmian nie odnotowałem jej obecności ani w polskich sklepach płytowych, ani na operowych stronach (nic nie piszą o niej choćby na stronach Trubadura), ani w radio. Nie pisali o niej ani Józef Kański, ani Lucjan Kydryński, o ile pamiętam nie ma jej u Łętowskich.
I tak w niepamięć idzie tradycja, o którą od lat lepiej dbają inny niż my.
I tak tworzą się mity, choćby ten, że Polacy nie śpiewali solistycznych partii w Bayreuth (przypomniany ostatnio przez Andrzeja Dobbera).
By zaś i u mnie nie było sucho, przypominam jedną z Wesendonck-Lieder, i śpiewany z Tauberem duet z Aidy i wiosenną arię Dalili (warto też zerknąć na całość Tristana).
____________
Zdjęcie za: claude.torres1.perso.sfr.fr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.