Lwu,
miłośnikowi polilogów
Dzisiejszy Apel o kulturę wypowiedzi w
dyskursie publicznym niezwykle mnie ucieszył.
Jak bowiem może nie cieszyć przypomnienie prawd
elementarnych, że mamy dziś do czynienia z zalewem wypowiedzi
"skrajn[ych], chamski[ch], zawierając[ych] inwektywy i wyzwiska pod adresem adwersarzy. (...) Zastępują one rzeczową argumentację, podnoszą temperaturę wypowiedzi, antagonizują przez prostackie obrażanie, uniemożliwiają jakąkolwiek rzeczową rozmowę, próbę określenia swoich poglądów, wyłożenia racji. Bez tego elementarnego poziomu przekazu w procesie komunikacji nie ma mowy o jakimkolwiek porozumieniu, o poszukiwaniu kompromisu, miejsc stycznych, możliwości dialogu. Nawet jeśli sprawa ma charakter głęboko moralny i kompromis jest niemożliwy – zawsze można jasno określić przesłanki i uwarunkowania swojego sposobu rozumowania, swojego stanowiska, nie przyjmując poglądów adwersarzy, starać się je rozumieć.
Mówiąc w skrócie oświadczenie to jest przypomnieniem prawd
doskonale znanych Tomaszowi z Akwinu, który - jak podaje Henryk
Kiereś- w swojej Summie teologii uznaje, że dialog jest
podstawą społecznej miłości, al. solidarności.
Bez dialogu zatem nie ma społeczeństwa, o ile to zbudowane
ma być poprzez więzi przyjacielskie, sprzyjające solidarnej pracy dla dobra
wspólnoty.
Czymże jednak jest dialog? Jakimi regułami się rządzi?
Kiereś wskazuje, że istnieją trzy rodzaje takich
"uniwersalnych i neutralnych światopoglądowo" reguł czy warunków.
Są to:
po pierwsze, musi mieć na celu dobro osoby, z
zastrzeżeniem, że osobą jest się niezależnie od uwarunkowań ekonomicznych,
rasowych, płciowych, zdrowotnych czy od pozycji społecznej;
po drugie, musi toczyć się w perspektywie prawdy,
tzn. musi być rzeczowy i poważny, oparty o koherentne rozumowania, w których
wykłada się rzeczywiste powody akceptowanych przez strony tez, eo ipso musi
być szczery;
po trzecie, strony dialogu muszą cechować się dobrą
wolą, której wyznacznikami są: otwartość, tolerancja, zaufanie do partnera
dialogu czy wyrozumiałość dla potknięć w jego argumentacji. Za Aldoną
Pobojewską dorzuciłbym jeszcze pokorę.
Jak pięknie pokazuje Pobojewska, dobra wola nie istnieje bez
pokory, jako że bez pokory nie może istnieć otwartość.
W postawie otwartości zakłada się bowiem to, że przyjmowane
przez siebie poglądy nie muszą być prawdziwe w sensie absolutnym. Właśnie taki
punkt wyjścia stwarza miejsce dla poglądów współ-dyskutanta, otwiera także na
doświadczenie dialogu jako wspólnego poszukiwania prawdy.
W tym sensie nie może istnieć dialog bez zachwiania poczucia
tego, że wiem, bez odważnego spojrzenia w oczy kruchości własnych przekonań,
oszacowania ich racji i odkrycia skrywanej za nimi niewiedzy.
Dialog tedy jest sztuką akceptowania pluralizmu, sztuką
budowania bliskości mimo różnic, sztuką budowania solidarności ponad
podziałami, sztuką właściwą dla skończonych, pozbawionych perspektywy boskiego
oka, ludzi.
***
O tym, że dialog jest podstawą wspólnoty, jestem bardziej
niż przekonany.
Pisałem już
resztą o tym we wcześniejszych postach.
Nie jestem jednak przekonany, co do tego, że tak rozumiany
dialog propagowany jest przez członków AKO. I - szerzej - przez środowisko,
które reprezentują. Akceptacja dialogu jako źródła wspólnotowej więzi jest
bowiem w ostatecznym rozrachunku akceptacją relatywizmu. Ten nie musi oznaczać
nieistnienia wartości, wystarczy, by oznaczał, że dziejowym ludziom nie są one
dostępne w sposób uniwersalny i ponadziejowy. Taka perspektywa wprowadza bowiem
uzasadnioną wielość perspektyw i różnorodność sytuacji aksjologicznych, w
jakich na co dzień funkcjonujemy. Jest również podstawą do negocjowania takich
praw, które sprzyjają realizacji jak największej ilości odmiennych spojrzeń i
aksjologicznych przeżyć.
Potwierdzenie swojej wątpliwości znajduję u Kieresia, który
mówi wprost, że dialog oznacza brak tolerancji dla fałszu i odbywa się zawsze w
perspektywie jednej jedynej, uniwersalnej prawdy na dany temat. Zaś koncepcje
dialogu, w których nie przyjmuje się takiego ograniczenia, nazywa ideologiami,
ich wyrazu szukając zwłaszcza w postmodernizmie i filozofii dialogu (!). Pisze
tak choćby (wyróżnienie moje):
"Wbrew intencjom twórców filozofii dialogu (czy filozofii życia), kierunek ten pozostaje w nurcie myślenia kartezjańskiego, zakłada bowiem dualizm ontologiczny, czego skutkiem jest tzw. teoria dwóch prawd: prawdy naukowej (osiąganej w naukach przyrodniczych) i prawdy egzystencjalnej (dialogicznej, konsensualnej), której źródłem jest decyzja międzypodmiotowa, wspólne postanowienie lub głosowanie (o prawdziwości rozstrzyga przewaga głosów). Takie ujęcie problemu prawdy jest skażone błędem non sequitur (nie wynika) (z postanowienia większości głosów nie wynika prawda), a w konsekwencji skazuje kulturę na pragmatyzm, relatywizm, metodę prób i błędów. W zakresie społecznej teorii filozofia dialogu sprzyja, a nawet stanowi myślową podbudowę i moralną legitymację dla socjalizmu liberalnego i związanej z nim demokracji większościowej.
Co to za dialog, można zapytać, skoro jedna ze stron już zna
prawdę??
Mój brak przekonania wynika jednak z jeszcze kilku innych
rzeczy, które da się sprowadzić do dwóch.
Po pierwsze, członkowie AKO zarzucają swoim adwersarzom
manipulowanie wypowiedziami, jak domyślam się, mając na myśli wypowiedzi
Krystyny Pawłowicz i własny list poparcia dla niej. Wzywają także do jasnego
wykładania racji i uwarunkowań własnego rozumowania.
Odpowiadając im mogę powiedzieć, ze są to słowa, które winni
skierować przede wszystkim pod własnym adresem. Ocenę manipulowania
wypowiedziami i naginania ich interpretacji pozostawiam wszystkim czytającym ze
zrozumieniem. Nie darują sobie jednak uwagi, że racje stojące za ICH (czyli nie
tylko członków AKO, ale środowiska, którego bronią) rozumowaniami są absolutnie
niejasne. Egzegeta znaleźć w nich bowiem może teleologicznie zinterpretowany
ewolucjonizm, zadziwiające interpretacje artykułów prawa (ze słynnym "przecinek
jest spójnikiem"), głosy poparcia dla prawicowej posłanki, tytuły
profesorskie. Konia z rzędem jednak, kto znajdzie proste stwierdzenie -
piętnujemy związki partnerskie z powodów religinych (al. metafizycznych). Tak
poucza nas objawienie. Przekonania dotyczące homoseksualizmu są składnikiem
naszej wiary etc.
Przyznanie jednak, że uwarunkowania ich przekonań są z
gruntu teologiczne, byłoby jednak niewygodne. Lepiej budować konstrukcje
czarujące wiedzą medyczną czy biologiczną, od innych wymagając tego, czego nie
robi się samemu.
Po drugie, członkowie AKO sprzeciwiają się eskalacji
negatywnych emocji, posługiwania się inwektywami, wywierania presji (w tym
ostatnim sekunduje im Pawłowicz, obciążając moralnie przeciwników za ewentualne
skutki ich zmasowanego ataku).
Odpowiadając im chciałbym zapytać, kto - przede wszystkim -
odwołuje się do języka przemocy?
Zaangażowane społecznie wpisy na blogu, podobnie jak
pozostający bez odpowiedzi list ws. lubelskiej Odwagi, stały się moją reakcją na
skandaliczny list abpa Józefa Michalika, który w orędzi na adwent wzywał do
krucjaty przeciw satanizmowi, promowanemu przez wszystkich myślących inaczej
niż polski episkopat.
Wzmożona zaangażowanie stało się z kolei wynikiem opowieści
prawicowych o jałowości związków osób tej samej płci, czy szyderczemu kpieniu z
Anny Grodzkiej. Wszystkie one - dostępne w lekturze, często także na wizji -
godzą nie tylko w istotę dialogu, ale także w chrześcijańską moralność. Miałem
już okazję o tym pisać w
kontekście Katechizmu Kościoła Katolickiego, nie będę się więc powtarzał.
Zdziwnienie, że na taki poziom agresji, szyderstwa czy
niekompetencji budzą się skrajne reakcje jest doprawdy zdziwieniem świadczącym
o małej przenikliwości.
Upominanie innych zaś staje się - mówiąc najbardziej delikatnie
- kompletnym nieporozumieniem.
O tym, jak ostatecznie wygląda szansa na dialog ze
środowiskiem symbolicznie reprezentowanym przez AKO, swiadczy robiący karierę
na FB fragment dokumentu kościelnego z 2003 r. Episkopat kontestuje w nim zapis
o niedyskryminowaniu pracowników z powodu orientacji seksualnej (przydał się -
w oparciu o ten zapis skutecznie walczył o swoje prawa pracownik NETTO). Z
kolei przy okazji Krajowego Programu na Rzecz Kobiet episkopat stwierdza iście
dialogicznie - "dokument ten wymaga pilnej weryfikacji". A my powiemy
Ci jak go zmienić - aż chce się dodać.
Niech Państwo skonfrontują te pomysły z wyliczonymi przez
Kieresia warunkami dialogu...
***
Szanowni Państwo,
całym sercem jestem za społecznym dialogiem, albowiem tak
jak Akwinata, Kiereś, członkowie AKO, postmoderniści i hermeneuci uważam dialog
za sposób budowania i realizowania wspólnego świata.
Nie da się jednak dialogować wprowadzając cichcem reguły
kończące dialog.
Nie da się również dialogować, swoje winy przeprojektowując
na innych.
Jeśli AKO adresuje swój apel wpierw do swojego środowiska,
potem do adwersarzy (w myśl zasady, by wpierw widzieć belkę w oku własnym, a
potem drzazgę w oku brata), mogę ten apel nawet podpisać!
Zgadzam się.
OdpowiedzUsuń