Michałowi P.
za inspirację
Kończąc ostatni wpis miałem poczucie, że czas na
kilka chwil odetchnąć od bloga. Miałem tym samym nadzieję na wyciszenie
nadmiaru bodźców, na chwilę słodkiej ciszy, na odrobinę wytchnienia. Ale
okazuje się, że nie jest mi to dane - nasz piękny kraj żyje bowiem w iście
ponowoczesny sposób akcelerując ilość kuksańców, których nie chce się już puścić
płazem.
Jednym z nich jest adwentowy okólnik abpa Józefa
Michalika. W sumie nie tyle okólnilk, ile apel, w którym Autor mobilizuje
katolików do walki.
Do wali przeciw tym wszystkim, którzy w zmasowany
sposób atakują dziś już nie tylko Ewangelię, ale "same podstawy naszego
ludzkiego istnienia".
Agresorów jest zasadniczo dwóch: środowiska
mniejszościowe i współczesna nauka.
Te pierwsze, próbują podważyć naturalny porządek
dowodząc, że małżeństwo nie musi być monogamicznym związkiem kobiety i
mężczyzny służącym prokreacji. Ta druga "nie liczy się z morlanością i
nieodpowiedzialnie dopuszcza krzyżówki genetyczne między roślinami,
zwierzętami, a nawet ludźmi".
Na te i na inne "znaki globalnej
nieuczciwości, które konsekwentnie zwrócą się przeciwko ludzkości, bo naruszają
ustalony przez Boga porządek natury" katolicy mają obowiązek reagować,
zdecydowanie przeciwstawiając się satanizmowi (!), promowanemu przez "ludzi
grzesznych i zepsutych".
Satanizmowi, bowiem szatan jest ojcem kłamstwa, a
walka o prawa dla mniejszości seksualnych czy zapłodnienie in vitro są właśnie
zakłamaniem prawa natury, wpisanego przez Boga w świat.
W normalnym, laickim kraju poglądy promowane przez
Michalika można by zbyć uśmiechem politowania. U nas jednak są one wciąż ważna
siła polityczną, której nie można lekceważyć.
Boli mnie w nich wiele
- kompletna bezrefleksyjność i brak elementarnej
empatii w stosunku do krytykowanych "satanistów";
- brak świadomości historycznej: Kościół palił już
naukowców w imię wierności niezmiennemu prawu natury wstydliwie i półgębkiem
wycofując się potem ze swoich omyłek;
- pycha, pozwalająca uznać, że grupa ludzi może w
sposób adekwatny poznać to, co nieskończone i efekty swojego poznania narzucić
innym nawet w sytuacji, gdy nie stoją za nimi intersubiektywnie sprawdzalne
argumenty (Tomasz z Akwinu pisał z drżeniem, że nawet jeśli możemy pokazać, że
Bóg jest, to już nie możemy wiedzieć, kim jest, dlatego teologię nalezy
uprawiać apofatycznie);
- zadufanie, pozwalające uznawać swoich za dobrych,
a nie-swoich za złych (Jerzy Klinger napisał kiedyś, że podział na barany i
kozły z metaforycznej opowieści o sądzie ostatecznym jest podziałem
przebiegającym nie między ludźmi, ale we wnętrzu każdego człowieka);
- dogmatyzm, zapominający o tym, że Polak ma dziś
szansę poznać inne nurty chrześcijanstwa i ich - także wywodzone z Biblii -
poglądy na kwestie związków partnerskich czy in vitro;
- przekłamywanie faktów: związki partnerskie bowiem
mają być zarówno związkami jednopłciowymi, jak i róznopłciowymi, po prostu mają
inaczej niż tradycyjne małżeństwo regulować przestrzeń relacji międzyludzkich;
poza tym ustawa nie ma na celu kreowania rzeczywistości, ale uznanie tego, co
istnieje.
Nie to jednak budzi mój największy sprzeciw.
Apel Michalika pojawia się bowiem w momencie, gdy w
naszym kraju w szczególny sposób eskaluje się agresja. Pomiędzy politykami, ale
także wśród obywateli. Czego przykładem są zającia z okazji 11 listopada,
nacjonalistyczne akcje na Podlasiu, czy szerzące się w Polsce akce "bij
pedała".
Trzeba być wyzutym z wszelkiej ludzkiej
przyzwoitości, by w obliczy tych zajść dokładać oliwy do ognia. Bo jak nie bić
geja, skoro jest satanistą. I jak nie prześladować dziecka poczętego
pozaustrojowo, skoro jest szatańskim pomiotem?
Jeśli tak działać ma instytucja wypisująca na
sztandarach hasła miłosierdzia i miłości, to albo znaczy, że nie rozumie swoich
haseł, albo zżera ją hipokryzja.
Czuję się chrześcijaninem, choć bliżej mi do
prawosławia niż katolicyzmu, a daleko do instytucji. Ale jeśli tak ma być
sprawowany rząd dusz, to - dla ocalenia w nas wymiaru religijnego - wolę,
żebyśmy wrócili do słowiańskich korzeni. Wzorem mogą nam być tu Litwini.
Powrót do źródeł zrobiłby nam dobrze, nasi
praszczurzy byli bowiem o wiele rozumniejsi od nas. Za naturalne uznając nie
tylko czczenie bogów i budowanie wspólnoty, ale także symboliczną zmianę płci
czy nie-heteronormatywne związki. Przypomniał to kiedyś Paweł Fijałkowski
pisząc o słowiańskich grobach, w których pochowano jednopłciowe rodziny.
Lew Szestow ukuł opozycję Aten i Jerozolimy. Trzeba
ten slogan nieco przekształcić:
Ateny i Słowiańszczyzna przeciw Jerozolmie.
Dla dobra jednostek, dla dobra wspólnoty i dla
dobra religii!
Amen.