niedziela, 28 września 2014

I PO GALI

Za dużo polityki, za mało artystów

Przywykłem już do faktu, że żadna większa uroczystość nie może odbyć się bez witania polityków i łaszenia do nich. Początek gali przyjąłem więc jako oczywistość, acz prezentowane z nazwiska osoby ze świata polityki witane były rachitycznymi brawami, regularnym gwizdem, a mój sąsiad zza pleców stwierdził, że przyszedł na koncert, a nie na kampanię do wyborów samorządowych. Śmiesznie wypadły "prezenty w postaci obietnic", choć  pomysł na kulturalne ożywienie Placu Dąbrowskiego uważam za dobry (w wizualizacji nie było szpetnej fontanny, co daje nadzieję!).  Sam bym nie narzekał, gdyby politycy byli dodatkiem do powitania artystów sceny, tych, którzy choćby z racji wieku czy z innych powodód już na niej nie śpiewają. Tak się jednak nie stało - nie było honorowych miejsc dla ludzi tworzących to miejsce, nie było powitań, nie było słowa dziękuję. Zakładam, że i samych artystów w związku z podejściem Dyrekcji było niewielu. Wyjątek w całym tym zapomnieniu zrobiono dla Tadeusza Kopackiego. Za mało..!

Za mało reżyserii, za dużo przypadku

Reżyserii było dla mnie w tej gali zdecydowanie za mało. A i ta, która była, rodziła znaki zapytania. Wciąż nie rozumiem choćby tego, po co w intradzie Strasznego dworu pojawiły się na scenie chórzystki, gnąc się w chichotliwej wrzawie. Brakowało mi pomysłu na to, by słowem spiąć w gali historię teatru. Opowiadane przez Prowadzących anegdoty były dość przypadkowe, nazwiska artystów, którzy występowali wcześniej w danych tytułach wybrane były bez widocznego klucza (przy Traviacie nie wymieniono ani Romy Owisńskiej, ani Krystyny Rorbach, jak by nie było nazywanej "łódzką Callas"). Nie wykorzystano także telebimu, na którym można by spokojnie pokazać fragmenty dawnych spektakli czy sylwety twórców i artystów. 
Summa summarum nie czułem się jak na gali jubileuszowej. Ot, koncert złożony z mniej bądź bardziej znanych "operowych kawałków". I bez zachwycającego nagłośnienia - wszystko, co "niskie" buczało w głośniku, a dźwięk nie był wyreżyserowany jak należy (orkiestra kryjąca głosy, Traviatowy Alfred śpiewający na tym samym planie, co Violetta). I bez padnięcia na kolana z zachwytu.

Wybór końcówki września na galę na dworze to pomysł kuriozalny. Było przeokrutnie zimno, sporo osób z tego powodu wychodziło wcześniej, nie mogąc się rozgrzać. Temperatura nie służyła instrumentom. Nie służyła także solistom. Wprawdzie przy scenie postawiono dla nich nieduży namiot, ale trasę z teatru pokonywali bez odpowiedniego rękawa, który zabezpieczyłby ich przed szokiem związanym ze zmianą temperatur. A jak czułe jest ludzkie gardło, wszyscy wiemy. Nie kryję, że generalnie nie byłem zachwycony całością, w kilku przypadkach pozostałem nieprzekonany, w innych - nieprzekonany jestem do pomysłów repertuarowych. Osobną kwestią pozostaje rozwibrowanie głosów - nadmierne w wielu przypadkach, choć może wczoraj była to kwestia okoliczności. W tym także faktu, że spiew trzeba było nagłośnić, a mikrofon jednak przekłamuje (choćby Stanisława Kufluka chciałbym posłuchać w przestrzeni bardziej kameralnej i naturalnej, gdzie zabawa kolorem, ciepło i intymność pokazałyby jego głos w pełnej krasie) - podziękuję tylko za kilka rzeczy.

Najpierw Tadeuszowi Kozłowskiemu za prowadzenie całości. Odkładając na bok wszystko inne, to mistrz batuty rzadkiej wody, doskonale czujący, o co chodzi na scenie i jak współdziałać z artystami. Ukłony także dla orkiestry - drodzy Państwo, chcę Państwa częściej na scenie!
Później, za piękny popis teatru tańce - Ekaterina Kitaeva-Muśko i Dominik Senator w ciągu tych kilku chwil stworzyli wdzięczne, pełne życia postacie. Cieszę się, że TW ma w swoim zespole taką perłę, jak Senator, który doskonale umie pokazać to, co w tańcu sceniczne. 
Monice Cichockiej za przejmującą scenę z Dialogów karmelitanek. Bernadetcie Grabias za zawadiacką Cześnikową (acz, zważywszy wiek artystki, zdecydowanie wolałbym usłyszeć ją w innym repertuarze). Dorota Wójcik przepowiedziała wczoraj znakomitą Leonorę. A Helena Zubanovich uobecniła księżniczkę de Bouillon. Patryk Rymanowski - mimo choroby, jeśli się nie mylę - wypadł przekonująco jako Zbigniew ze Strasznego dworu, wiele atrakcyjnych momentów dało się także wyslyszeć w arii Stefana, śpiewanej przez Rafała Bartmińskiego. Szkoda za to, że Zenonowi Kowalskiemu przypadł tylko Maciej, jakoś o gali z okazji jego minionego już jubileuszu zapomniano w TW. Cieszę się też, że wieczór konczył chór, Tańcami połowieckimi, acz brakowało mi bogactwa alikwotów w głosach, dzięki którym tak gęste partytury nabierają życia i barw. 



8 komentarzy:

  1. Podzielam przedstawione wyżej poglądy Marcina Bogusławskiego, co we własnym opisie swoich wrażeń z tej GALI wyraziłam na FB i co według zachęty Marcina przedstawiam także tutaj, ale że jestem gadułą i zajmuje to więcej miejsca niż pozwala jednorazowy limit znaków pisarskich, więc muszę to rozdzielić na kilka kolejnych komentarzy ;-)

    Część I:

    WIELKA GALA SEZONU 2014/2015 TW odbyła się galowo ...
    ale - niestety - niezbyt jubileuszowo,
    mimo że wpisana była w obchody 60-lecia powstania Teatru Wielkiego w Łodzi.

    Oprócz podania krótkiej historii Teatru oraz konferansjerskich wzmianek o będących już w stanie spoczynku wiecznego czy zawodowego solistów, którzy niegdyś wykonywali arie prezentowane na wczorajszej Gali, zabrakło wykonawców, którzy na deskach tego Teatru w minionych latach cieszyli się uznaniem publiczności i są nadal w dobrej kondycji wykonawczej, co jeśli nawet można zrozumieć - biorąc pod uwagę, że repertuar i obsada wykonawcza wczorajszej Gali jest wynikiem jakiejś koncepcji organizatorskiej, to trudno zrozumieć fakt, że nie zostali oni na tę Galę zaproszeni - nawet w charakterze honorowych widzów ... a mam tu na myśli choćby przypomnianych na blogu Marcina Bogusławskiego takich wokalistów, jak: Roma Owsińska, Andrzej Malinowski i Włodzimierz Zalewski, do których dodałabym jeszcze choćby Jolantę Bibel czy Krzysztofa Bednarka, zaś - jedynym z tak zaproszonych dawniejszych solistów TW okazał się - wzmiankowo przez konferansjera wywołany do podniesienia się z krzesła - Tadeusz Kopacki.

    Program koncertu ułożony był tak:

    Najpierw prezentowane były fragmenty oper wcześniej wystawianych,
    i ta "historyczna" część zawierała cztery fragmenty opery Stanisława Moniuszki "Straszny dwór" - jako opery inaugurującej 18 października 1954 działalność Opery Łódzkiej i której pełne wystawienie odbędzie się 17 października br. jako spektakl jubileuszowy oraz 18 i 19 października br. jako I i II premiera aktualnego jej wznowienia, a w tej części znalazły się:

    - prolog z opery "Straszny dwór" (Zenon Kowalski - Maciej, Patryk Rymanowski - Zbigniew, Dominik Sutowicz - Stefan);
    - aria Oniegina z I aktu opery Piotra Czajkowskiego "Oniegin" (Stanisław Kuflyuk gościnnie),
    - aria Violetty z I aktu opery Giuseppe Verdiego "Traviata" (Jolanta Woś),
    - aria Toski z II aktu z opery Giacomo Pucciniego "Tosca" (Anna Wiśniewska-Schoppa),
    - aria księżnej de Bouillon z II aktu opery Francesco Cilèa "Adriana Lecouvreur" (Helena Zubanovich gościnnie),
    - aria Matki Marii z III aktu opery Francisa Poulenca "Dialogi karmelitanek" (Monika Cichocka);
    - aria Cześnikowej z I aktu opery "Straszny dwór" (Bernadetta Grabias),
    - aria Hanny z IV aktu ww. opery (Patrycja Krzeszowska),
    - aria Stefana z III aktu ww. opery (Rafał Bartmiński gościnnie).

    W drugiej części (bez przerwy) promowane były fragmenty przedstawień, jakie będą wystawiane w bieżącym sezonie:

    - fandango z baletu "Don Kichot" Ludwiga A. Minkusa (grupa baletowa TW),
    - aria Azuceny z II aktu opery Giuseppe Verdiego "Trubadur" (Agnieszka Makówka),
    - duet Leonory z Hrabią Luna z IV aktu ww. opery (Dorota Wójcik i Adam Szerszeń),
    - marsz z III aktu operetki "Baron cygański" Johanna Straussa - syna (chór TW),
    - aria Żupana z I aktu ww. operetki (Przemysław Rezner),
    - aria Barinkaya z I aktu ww. operetki (Dominik Sutowicz),
    - Tańce połowieckie z II aktu opery Aleksandra Borodina "Kniaź Igor" (chór i orkiestra TW),

    całość - pod dyrygencką ręką Tadeusza Kozłowskiego.

    ciąg dalszy w Części II :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Część II:

    Krzesła dla widzów ustawione były na jednym poziomie, ale utrudnioną widoczność sceny rekompensował zainstalowany obok niej telebim, aczkolwiek posadowiony był trochę za nisko i dół ekranu również nie był dla wszystkich dobrze widoczny.

    Trzeba przyznać, że mimo trudnych do przewidzenia warunków pogodowych, obszar widowni wygrodzony dla widzów zaproszonych i obiletowanych był zapełniony po brzegi, aczkolwiek wianuszek widowni zaoopłotkowej był raczej skromny, można też było zauważyć, że już od około połowy koncertu widzowie mniej odporni na wzmagający się chłód poczęli widownię opuszczać.

    Panujący chłód być może także miał wpływ na jakość wykonawstwa niektórych solistów, a na pewno miał wpływ na nieczystości w grze orkiestry zauważalne wzrastająco wraz z czasem trwania koncertu - bo jak każdy muzyk wie, instrumenty muzyczne są wrażliwe nie tylko na palce grających na nich osób, ale też są bardzo wrażliwe na temperaturę i wilgotność powietrza w otoczeniu.

    Nie podejmuję się oceny prezentacji poszczególnych solistów - pozostawiając to zawodowym recenzentom, od siebie mogę powiedzieć tylko tyle, że nie zrobiły one na mnie "powalającego" wrażenia, do czego - oprócz panującego chłodu - być może przyczyniło się również to, że zwykle orkiestrę soliści mają przed sobą a nie za plecami, jak też i to, że nagłośnieniem ktoś chyba nie potrafił właściwie zarządzać.
    Raziła mnie zbyt wybujała wibracja - zwłaszcza u Pań, o dykcji też nie mogę wyrazić się w superlatywach. Szczególnie rozczarowała mnie - przez samego Tadeusza Kozłowskiego określona jako niekwestionowana gwiazda łódzkiej sceny operowej - Jolanta Woś, która nie jest jeszcze chyba w takim wieku, żeby opanowanie nadmiernej wibracji przekraczało jej fizyczne możliwości, a być może tylko ze względu na istniejące warunki zewnętrzne stało się i tak, że w solówce bezorkiestrowej dość zauważalnie wypadła z tonacji.

    No, może się trochę czepiam ... może dlatego, że częściej słucham dobrych nagrań niż występów "na żywo", ale też nikomu swojego zdania nie narzucam i nikogo do nikogo zniechęcać nie jest moją intencją ... aczkolwiek o wczorajszych oklaskach raczej nie mogłabym powiedzieć, iżby były nader owacyjne ... chociaż nie mogę przemilczeć tego, że rozgrzane Tańcami połowieckimi brawa końcowe były faktycznie gromkie, a nawet na stojąco - czemu być może nawet dałam początek ... podnosząc się z krzesła już przy pierwszych klaskach z zamiarem dotarcia do orkiestry - wiedząc, że rolę pierwszej trąbki gra tam mój tutejszy znajomy Konrad Boniński ... do którego jednak nie udało mi się dotrzeć, bo po wygaśnięciu oklasków orkiestranci dość sprawnie czmychnęli z estrady do wnętrza gmachu Teatru ... udało mi się natomiast rozpoznać napotkanego przy wyjściu mojego tutejszego znajomego - znanego blogera - Marcina Marcin Bogusławski - z którym wymieniliśmy swoje pierwsze pogalowe wrażenia, co sprawiło mi przyjemność wielką.

    ciąg dalszy - w Części III :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Część III:

    Nie mogę pominąć tego, że oprócz chłodu, kilkakrotnie dały się we znaki sygnały alarmowe przejeżdżających obok karetek czy innych pojazdów służb specjalnych ... do czego jeszcze nawiążę wkrótce odnosząc do pewnego pomysłu zasygnalizowanego na wczorajszej imprezie przez reprezentantów władz Miasta i Województwa ...
    a dzisiaj przypomnę, że na początku września pisząc o tej łódzkiej GALI wspomniałam o podobnej imprezie bydgoskiej - nadmieniając porównawczo, że Opera Nova w Bydgoszczy posiada lepsze warunki do zorganizowania imprezy plenerowej i że wybrała bezpieczniejszy termin - w pierwszą sobotę września.

    A przypomniałam o tym - bo śmiem podejrzewać, że pomysł dyrekcji Teatru Wielkiego na tę plenerową GALĘ - zakiełkował na bazie wiedzy o tym, że Opera Nova w Bydgoszczy organizuje taką właśnie imprezę, a o której nawet ja wiedziałam już na parę miesięcy przed jej terminem ... i choć wcale nie potępiam podpatrywania i brania dobrych przykładów - to uważam, że powinny one być wdrażane odpowiednio do posiadanych warunków i na miarę własnych możliwości, a nie powinny być wybiórczo ograniczane jak w tym konkretnym przypadku - do samej tylko plenerowości ...
    a jeśli nawet łódzka GALA pod gołym niebem jest jednak suwerennym pomysłem jej organizatorów ... to przed wdrożeniem tego pomysłu do realizacji - powinny być wzięte pod uwagę wszystkie okoliczności, na które wyżej zwróciłam uwagę w odniesieniu do marznącej publiczności a przede wszystkim - ze względu na dyskomfort i efekty prezentowania się wykonawców w niedogodnych warunkach plenerowych ... organizując ją - w takim terminie i o takiej porze dnia, aby - możliwe do przewidzenia niedogodności - jak najbardziej zminimalizować.

    Dzisiaj natomiast nie dziwię się, że spośród moich tutejszych znajomych spotkałam wczoraj na widowni tylko Marcina Bogusławskiego (inni może byli, ale się może trochę wcześniej zmyli ... i że na wychłodzenie swojej rwy - oczywiście nie zdecydował się mój złotousty znajomy Janusz Gust, a u mnie ... chyba jednak bez antybiotyku się nie obędzie, bo mimo domowych sposobów kuracji najlepiej się nie czuję i piszę ten materiał bardziej siłą woli niż konceptu, chcąc wywiązać się z wczorajszej obietnicy.

    Ps. O ile wiem, tego rodzaju uroczyste koncerty są "zamykane" spotkaniami z lampką szampana i symbolicznym poczęstunkiem, w których biorą udział wszyscy ich wykonawcy, nie wiem natomiast, czy coś takiego miało miejsce po wczorajszej Gali, w każdym bądź razie - oczekując na autobus zauważyłam, że chórzyści i orkiestranci opuszczali gmach Teatru w czasie wskazującym na to, że albo takiego spotkania nie było, albo oni takiego zaszczytu nie dostąpili ... mimo że oni właśnie najbardziej na jakieś pokrzepienie zasłużyli - prezentując się na estradzie w tych niedogodnych warunkach znacznie dłużej niż inni wykonawcy.

    Dziękuję za uwagę :-)
    /Krystyna Balsam/

    Całość moich pogalowych refleksji można przeczytać na FB:
    https://www.facebook.com/krystyna.balsam/posts/780118268721998?notif_t=like

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za rzeczowy komentarz! Miło poczytać tak fachową i dobrze napisną recenzję! :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wielka przyjemność po mojej stronie, że mogłam się tutaj włączyć do wymiany pogalowych refleksji i że moje spojrzenie zostało tak mile dla mnie ocenione przez Mistrza pióra - Marcina Bogusławskiego :-)

    Na wszelki wypadek - wyjaśniam, że autorstwo moich komentarzy jest tu określone jako "Anonimowe" - tylko dlatego, że nie umiałam się inaczej zalogować, natomiast ich treści się nie wypieram i tak jak pod ostatnim z trzech poprzednich - tak i teraz, swoje personalia otwarcie podaję: Krystyna Balsam :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Od kiedy to pedały znają się na operze???

    OdpowiedzUsuń
  7. Czajkowski i Britten chyba się znali, nie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Panie Anonimie od pytania o zdolności "pedałów" !

    Jeśli chodziło Panu o swego rodzaju orientację seksualną, to w języku polskim wśród ludzi o przynajmniej średnim poziomie ogłady, już w latach 80-90. XX wieku przyjęła się nazwa "gej".

    Jeśli znane jest Panu źródło naukowe wskazujące na to, że znawstwo w jakiejś dziedzinie uzależnione jest od orientacji seksualnej, to bardzo proszę je wskazać, bo chętnie się z nim zapoznam.

    Jeśli posiada Pan zdolność rozpoznawania orientacji seksualnej osób wyrażających swoje pisemne opinie o obejrzanym spektaklu operowym, to proszę mi zdradzić - jak Pan to robi, bo jest to dla mnie wielką ciekawostką.

    Jeśli ma Pan jakieś zastrzeżenia co do trafności opinii Marcina Bogusławskiego na temat wiadomej nam Gali, to bardzo proszę je skonkretyzować, bo bardzo chętnie zapoznam się z Pana opinią i z Pana argumentacją przemawiającą za tym, iżby Marcin Bogusławski wypowiedział się tutaj jako osoba nieznająca się na rzeczy.

    Autorstwo moich komentarzy - wcześniejszych jak i tego, jest także określone tu jako "Anonimowe" - dlatego, że nie umiałam się inaczej zalogować, ale ich treści się nie wstydzę i pod anonimowością się nie schowałam - mając cywilną odwagę swoje personalia ujawnić, co czynię również teraz - przedstawiając się Panu: Krystyna Balsam.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...