Pamiętam, jak odchodziła. Dla grona bliskich miała pogodną twarz i pogodne słowa - "nie macie się co martwić, po tamtej stronie będę przy Was jeszcze bardziej". Cierpienie, niepewność, lęk, które traktowała zawsze jak nieważny opad codzienności, pokazała tylko tym, którym musiała to pokazać. Nikogo nie wykluczając; fizyczne oddalenie czyniąc czymś pogodnym i naturalnym.
Mogła być moją babcią, a była przyjaciółką. Nie boję się użyć tego słowa, które nie jest dla mnie wyświechtaną kalką z angielskiego. Pozwoliła mi doświadczyć w życiu oddania i bezwarunkowości. Zawsze otwarta. Umiejąca milczeć i rozmawiać, niekiedy tylko słuchać, niekiedy zażarcie się kłócić czy poprawiać błędy językowe. Wspominać uroki erotyki i marzyć o wiecznych łąkach z ponownie rozbrykanym mężem. Jadło się u niej, a gotowała wybornie i nie pozwalała zmywać. Czytało poezję. Rozmawiało o muzyce i codzienności. Żartowało, niekiedy rubasznie. Zwyczajnie siedziało w fotelu. I zawsze było się kochanym, przyjętym, zaakceptowanym, utulonym, przemienionym Jej ciepłem. Bez względu na wszystko co dzieliło czy różniło.
Takiej osoby jak Ona nie dało się wykorzystać. Bo dobro ma to do siebie, że się udziela, bez względu na to, jakie intencje towarzyszą obdarowanemu.
Odeszła w sylwestra przywodząc mi na myśl innego, spędzanego u Niej w towarzystwie Zuzanny szykującej się na bal kostiumowy. Widzę ją wciąż przy stoliku, w kuchni, zapadniętą w fotel i odpalającego papierosa za papierosem.
W jednym się nie pomyliła - została przy nas. Ani przez moment nie poczułem, że Jej nie ma. Wprost przeciwnie, czuję jej obecność jeszcze bardziej, bo nie krępują Jej już granice cielesności. Odwiedzając Ją czułem często, że choć tyle starsza, jest młodsza od wszystkich swych młodych podopiecznych i przyjaciół. Młodością, która już nigdy nie przeminie.
W 'testamencie' zostawiła mi Zuzannę pod opiekę. I poczucie, że chciałbym w życiu być choć w części podobny do Niej. Czuję też jej ewige Liebe, mimo że tak często niedomagam i w pierwszym, i w drugim.
Wśród ulubionych piosenek Jaka Brela mam 'Les Vieux" z atmosferą pachnącą tymiankiem i lawendą. Gdy jej słucham zamyślam się, smucę. I cieszę, że prawda tych słów nie jest prawdziwa do końca...
http://www.youtube.com/watch?v=EtZwQ5ZwJ18
środa, 29 lutego 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”
Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...
-
Nie będę krył, że należę do tej części melomanów, których cieszy "historycznie poinformowany" nurt wykonywania muzyki dawnej. Nam...
-
Podróż zimowa z poezją Stanisława Barańczaka to opowieść pozbawiona nawet iskier nadziei. Jest trzeźwa, ostra i smutna ocena naszej wsp...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.