Czytelnikiem Ruchu Muzycznego jestem od niepamiętnych czasów.
Drzewiej, gdy popularne były jeszcze kioskowe teczki na prasę, ściągany specjalnie dla mnie numer odkładany był dla mnie w osiedlowym, zduńskowolskim kiosku.
Z przerwą, gdy zmienił się dystrybutor pisma i kolejne numery przestały bez uprzedzenia docierać na miejsce.
Czytelnikiem Ruchu jestem wiernym i regularnym, co nie znaczy, że mam na półce każdy numer.
Nie jest też tak, że wszystko mi się w periodyku podoba.
Choćby w przypadku opery z zainteresowaniem czytam zawsze autorskie, wnikliwe i polemicznie angażujące recenzje Doroty Kozińskiej, w odróżnieniu od nestora, Józefa Kańskiego, w których często gęsto brakuje mi wnikliwszej i głębszej analizy, i które ostatnimi czasy brzmią nazbyt ogólnikowo
Mimo wad, mimo szaty graficznej nie na czasie, nie przesiadłem sie jednak na żadne inne pismo.
Muzyka 21 od początku dystansowała mnie layoutem, nie do końca mój jest także profil pisma. Podobnie jak w przypadku Glissanda.
Do obu tytułów zaglądam, ale na zasadzie dopełnienia i uzupełnienia informacji. I tak o niebo częściej czytając blog Doroty Szwarcman.
Eseje (pokaźną kolekcję Bohdana Pocieja mam wciąż pod ręką), wnikliwe analizy, spory (choćby wokół Konkursu Chopinowskiego i polskiej pianistyki), współpracujący autorzy tekstów, przekrój przez wydarzenia muzyczne - to wszystko tworzy trwałą wartość Ruchu, nie przelicytowaną przez inne periodyki.
Dwutygodnia Tomasza Cyza nie czytam wcale.
Z prasy kulturalno-literackiej na stałe odbieram inne tytuły (choćby Odrę).
Powód jest prosty - za piórem Cyza najzwyczajniej nie szaleję.
Na trwałe i pozytywnie zapamiętałem może ze dwa teksty (w tym o Dionizosie w Zeszytach Literackich), choć nie są one w stanie przesłonić mojego kolosalnego rozczarowania, jakim była jego książka pt. Pasja 20.21. Powroty Chrystusa. Może zbyt wiele od niej oczekiwałem, ale mój apetyt rozbudziły recenzje.
Jej zdecydowanie "parafrazowy charakter" i manieryczny styl spowodował jednak, że odłożyłem ją na półkę (a dokładniej zostawiłem na dobre w jednym z folderów w tablecie) nie dokończywszy lektury.
***
Przywołuję kwestię Dwutygodnika bo jego sprawne prowadzenie było jednym z głównych powodów narzucenie Ruchowi Cyza jako nowego redaktora naczelnego.
Decyzję podjął szef Instytutu Książki, Grzegorz Gauden, przynosząc - jak dobitnie pisze Dorota Szwarcman - Cyza "'w teczce', bez żadnego porozumienia z zespołem", "w stylu godnym najgłębszej komuny".
Cóż, trudno odmówić Jej racji także wtedy, gdy stwierdza, że posunięcia Gaudena wpisują się w "najlepsze" tradycje PO, która działa podług i tej zasady, że "fachowcy to układy, a kompetencje się nie liczą".
Bardzo smutnym potwierdzeniem tych słów była radiowa audycja (PR 2), w której gośćmi byli Cyz, Gauden, Rafał Augustyn i Mieczysław Kominek.
Językowi argumentów (Augustyn i Kominek), wysuwanych przez ludzi ważnych dla polskiej muzyki, przeciwstawiono bowiem argumenty siły.
Gaudena stać było tylko na krytykę periodyku (Bezruch Muzyczny), krytykę jego redakcji oraz na twierdzenie, że jego decyzje są dobre, bo są dobre.
Wiemy, że nie miał zamiaru wziąć pod uwagę kandydata Redakcji na Naczelnego (był nim Marcin Gmys, w moim odczuciu kandydat lepszy od Cyza), bo wynalazł (sobie) Cyza i jest to wynalazek najlepszej jakości.
Wiemy, że nie miał ochoty na próbę zrozumienia argumentów swoich adwersarzy.
Wiemy, że nie ma zamiaru konsultować się ze środowiskiem (Związek Kompozytorów Polskich wydał komunikat w tej kwestii), bo pismo ma być niezależne od wszystkich, poza feudalną wolą Pana Gaudena.
Wiemy w końcu, że Ruch ma stać się miesięcznikiem, że obieg informacji bardziej na bieżąco ma się odbywać w Internecie, i że takie postawienie sprawy jest niepodlegającym zaprzeczeniu dobrodziejstwem.
Wiemy skądinąd, że sama Redakcja chciała zmian.
I że trudno je było przeprowadzić także z powodu mizernych dotacji finansowych.
Wiemy, że nastroje w redakcji nie są dobre. Bo jak inaczej odebrać takie słowa:
"Redagowane przez nas pismo nie najlepiej się sprzedaje. Traktuje o sprawach, na których mało kto się zna. Jest staroświeckie, szare i nieatrakcyjne, stanowi przykry dysonans na tle naszych kolorowych czasów. Na górze zarządzono więc zmianę. Nas nie pytano, nie zapytano też tych, których może wypadałoby zapytać. Dość, że czeka nas lifting, którego zakresu jeszcze nie znamy. Kto wie, może w nieodległej przyszłości nowe kierownictwo doprowadzi nas do "Ruchu Muzycznego" równie fascynującego i barwnego, jak fascynujące i barwne jest polskie życie muzyczne? Zanim jednak stanie się sexy i fun, wypadałoby pamiętać, że "Ruch Muzyczny" był zawsze pismem niezależnej krytyki, pismem Kisielewskiego i Mycielskiego. W tej sztafecie nie wolno zgubić pałeczki.
O konieczności zmian w Ruchu nie dyskutuję - były i są potrzebne.
I nie wykluczam, że Cyz sprawdzi się na swoim stanowisku.
Stanowczo sprzeciwiam się takiemu traktowaniu pisma, jego Redakcji i czytelników.
Ruch nie jest własnością feudalnego impertynenta, ale nas wszystkich.
A kultura nie jest po to, by przynosić dochody. No chyba, że pod egidą ekonomizacji chce się wszystkich z kultury wykorzenić!
***
Łódź, 15 czerwca 2013 r.
W. P.
Bogdan Zdrojewski
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Szanowny Panie Ministrze!
Z ogromnym niepokojem śledzę losy
wydawanego przez Instytut Książki na zlecenie kierowanego przez Pana
Ministerstwa Ruchu Muzycznego.
Mój moralny opór, a także obawy o
dalsze losy pisma, budzi sposób, w jaki Pan Grzegorz Gauden dokonał zmiany na
stanowisku Redaktora Naczelnego tego periodyku. Nie jestem w tych odczuciach
osamotniony. Jak zapewne Pan wie, decyzja Grzegorza Gaudena i sposób jej
wcielenia w życie poddany został krytyce choćby ze strony Związku Kompozytorów
Polskich czy Doroty Szwarcman.
Atoli niepokoi mnie nie tylko
zmiana na stanowisku Naczelnego.
Mój absolutny sprzeciw budzi
sposób, w jaki Grzegorz Gauden wyraża się o Ruchu Muzycznym, czego
spektakularny przykład dał w audycji na falach Programu Drugiego Polskiego
Radia.
Jego wypowiedzi w sposób
całkowity deprecjonują merytoryczną wartość periodyku w dotychczasowym
kształcie dezawuując pracę Redaktorów, a także spuściznę pisma, na którą
składają się prace osób tak znaczących dla polskiej refleksji o muzyce, jak
Gwizdalanka, Mycielski, Pociej etc. etc.
W oczach Grzegorza Gaudena pismo
jest nienowoczesne, mało poczytne, niewłaściwie redagowane, ukazujące w
niedobrym cyklu wydawniczym. Jak ujął to eliptycznie: nie jest Ruchem
Muzycznym, lecz Bezruchem Muzycznym.
Stosunek do współdyskutantów,
lekceważenie wszelkich argumentów krytycznych, niespójności w wywodzie (z
jednej strony Grzegorz Gauden mówi, że propozycja Redakcji, by redaktorem
naczelnym został Marcin Gmys napłynęła dla niego za późno, więc nie wziął jej
po uwagę, z drugiej podkreślenie, że od 2010 szukał kogoś, kto przerobi pismo
podług Jego wizji, a to nie jedyny przykład) powodują, że można pytać, czy Ruch
Muzyczny jest „własnością”
czytelników, czy też lennem feudała, jakim jest Grzegorz Gauden i Jego wizje.
Skala i sposób negowania wartości
pisma, które jako jedyne zajmuje się życiem muzycznym w Polsce, jest
zadziwiająca.
Tak samo zadziwiające są metody
narzucania pismu linii rozwojowej i kierującego redakcją Redaktora Naczelnego.
Wszystko to uzasadnionym czyni
obawę wyrażoną przez Szwarcman – czy Ruch
Muzyczny upadnie?
Wszystko to pozwala także
stwierdzić, że – abstrahując od merytorycznych kompetencji Tomasza Cyza – Jego wybór
na Naczelnego pisma wynika z feudalnych pomysłów Grzegorza Gaudena, a nie z
pobudek stricte merytorycznych
(Szwarcman pisze wprost o przyniesieniu Naczelnego w teczce.
Proszę przyjąć moje słowa jako
wyraz publicznego oburzenia, któremu daję wyraz na swoim blogu.
Z szacunkiem,
Marcin M. Bogusławski
I mój krótki mail do Osoby, która przesłała mi wyżej zamieszczony list:
"Szanowny Panie,
odpowiedź otrzymałem.
Przyznaję, iż liczyłem, że dowiem się z niej czegoś więcej niż to, co wiem choćby z audycji radiowej, po której zabrałem głos.
Co do poprawności procedur nie mam wątpliwości, mam za to duże co do działań, które budzą reakcje Związku Kompozytorów, Doroty Szwarcman, Rafała
Augustyna. I które - co Dyrektor IK wyraził expressis verbis - nie liczą się z głosami Redakcji.
Ale cóż, gładkie słowa są w stanie przykryć wszystko.
Tak czy owak - dziękuję. I trzymam za słowo w kwestii przyglądania się przez MKiDN sytuacji w piśmie.
Z poważaniem,
Marcin Bogusławski
W kwestii formalnej: Zina Jarmoszuk ("osoba, która przesłała mi wyżej zamieszczony list") jest kobietą.
OdpowiedzUsuńAle to chyba nie znaczy, że kobieta nie jest osobą, prawda? :-) Już tłumaczę kwestie formalne - maila z Ministerstwa przechodzą do wysyłki drogę służbową i p. Jarmoszczuk nie wysyła ich ze swojej skrzynki. Nie chcę mieszać z nazwiska pracowników, którzy nic nie podpisują, a tylko wysyłają. Dlatego forma omowna. Pozdrawiam! PS. Odpisywałem wczoraj przez telefon, co odbiło się na formie i skrótowości treści, dlatego zamieniam tamten komentarz na ten.
OdpowiedzUsuń