Ewie Obniskiej, Magdalenie Łoś
i
Marii
***
Podobno - zdaje się, że tak twierdzili i Henry Bergson, i Etienne Gilson - każdy filozof myśli jedną ideę.
Tak samo jak kaznodzieja opowiada o jednej prawdzie wiary, której szczególnie doświadczył.
Maria rozprawia o stwórczej mocy słowa i o tym, jak moc tę wykorzystywać do tego, by chronić, strzec, otulać.
Mówi o tym w trudnym, gęstym od metafor, na wskroś poetyckim dyskursie Sporu o język..., trudnym po to, by nie stracić więzi z czytelnikiem i by spowodować, aby doświadczył on prawdy, a nie zobaczył jej przedstawienie.
Rozprawia też przystrojona w uczony język lingwistyki w Funkcji fatycznej słów...
Dając wyraz swojej odwadze (parezji, czyli odwadze prawdy), pozwalając by jej rozważania o performatywnym, nomadycznie fatycznym języku Fryderyka Nietzschego sąsiadowały w wykładami o naturze iście referencjalnej. (Zauważmy na marginesie, że tom Nietzsche i Romantyzm to wydawnictwo szlachetne i warte namysłu, radujące fakturą papieru, krojem czcionki, bezkompromisową ideą Redaktorów w doborze i układzie tekstów).
***
Owej chroniącej uważności wpisanej w słowa było mi dzisiaj wyjątkowo potrzeba.
Współmyślenie z Marią, odkrywanie wraz z nią zapoznanego już nieco kontaktu z Nietzschem, wkraczanie w świat słów, które mają egzystencjalnie porazić prawdą, czyli wyzwoleniem od tego, co nieautentyczne ku prawdzie swojej indywidualności-w-dialogu-z-innymi - pomyślałem o Ewie Obniskiej. O Jej mowie mistyka instygowanego pięknem, o tchnącym z niej spokoju, frazach zawisających na oddechu zamyślenia, szukaniu takiej wypowiedzi, która na moment zawrze w sobie sedno sensu. O Jej szlachetnej prostocie, erudycyjności bez popisu i współbyciu - z rozmówcą, ze słuchaczem - po to, żeby wespół wejść do źródła otwieranego przez muzykę.
Między dźwiękami - radiowa audycja Obniskiej i Magdaleny Łoś to przestrzeń działania słów. To szczera rozmowa, szczera, bo nie tocząca się od marginesu kartki do marginesu kartki, ale będąca spotkaniem horyzontów, stawianiem pytań, przebywaniem drogi.
To rozmowa, której początek i cel stanowi cisza, rodząca doświadczenie tego, czego nie da się przedstawić.
Bez profilu na FB, bez chwytliwych i kontrowersyjnych tematów. Zwykła, tak, jak zwykłe jest autentyczne piękno, będące znamieniem dobra i łagodności.
***
(S)twórcza, chroniąca, strzegąca moc słów.
Być może tym, co pozwala ją odczuć, jest "muzyczna natura".
A taką ma - bez cienia wątpliwości - i Maria, i obie Panie Redaktorki.
Pewnie dlatego na wakacyjną ciszę (twórczą, ale bolesną od tęsknoty) wybrały temat arcyważny: wskazówkę Monteverdiego, by muzykę wykonywać w tempie uczucia.
Mniej więcej tak, jak Venexiana śpiewa Gesualda czy Monteverdiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.