czwartek, 1 listopada 2012

EXEGI MONUMENTUM...

Lwu i Rafałowi,
Agnieszce, Emilii, Irenie,
 Krzysztofowi, Ishbel, Marcinowi,
 Monice, Zuzannie, Teresie i wszystkim tym
bez których miłość nigdy by się nie wydarzyła

Nie wszytek umrę - te dobrze znane słowa, jeśli je wypowiedzieć czy napisać ze szczerą emocją i autentyczną wrażliwością, nie tracą nic ze swej wewnętrznej prawdy. Pomyślałem o tym odbierając SMS od Tomka, zaczynający się właśnie od tego łacińskiego adagium.

W prawdzie tych słów jest zarazem coś bolesnego i pięknego.

Bolesnego, jako że współczesne cmentarze przypominają dziś często pole schizofrenicznej walki o pamięć. Bo jak inaczej odczytać (często) wystawne i (równie często) w kiepskim guście nagrobki, czekające na przyjęcie swoich mieszkańców jeszcze za ich życia? I jak inaczej rozumieć pierwszo-listopadowe procesje z ich często spazmatycznie nieszczerym nawiedzaniem miejsc pamięci? Moim zdaniem świadczą one o tym, jak bardzo w ponowoczesnym świecie pośpiechu i powierzchowności boimy się zapomnienia.
Zapomnienie wydarza się nam zresztą na co dzień, w odchodzeniu ludzi, którzy znikają bez słowa pożegnania i wyjaśnienia. W nazbyt prostych rozstaniach. W mijaniu się na ulicy tak, jakby wykasowano nam pamięć. W tym sensie nasze czasy naznaczone są śmiercią, która przestała być sferą przejścia, a zaczęła być doświadczeniem i kultywowaniem codziennej niepamięci.

Ale w słowach Horacego jest przede wszystkim piękno i siła świadectwa. Świadectwa o tym, że życie się nie kończy, a tylko zmienia postać. O ile bowiem zostaje się w pamięci, o tyle odejście może stać źródłem nowego życia.

Tak myślę o Pani Teresie. Nie  tylko bowiem nie umiem poczuć w sobie, że Jej nie ma, ale takie poczucie od razu uznałbym za fałszywe. Bliskość, otwartość, czułość, po prostu miłość, jaką mnie obdarzyła i poprzez którą otworzyła mi oczy, żyje we mnie. Żyje w moich decyzjach, w świadomości, że różnice, nawet fundamentalne, mogą być źródłem dopełnienia a nie poróżnienia, w przekonaniu, że nie ma powodów, żeby dzielić miłość na lepszą i gorszą, naturalną czy nienaturalną. Żyje w mojej otwartości na najbliższych, z których tego najbliższego przedstawiałem jej w Jej miejscu na starym cmentarzu.

Tak myślę o miejscach, w których mnie już nie ma. O sile, jaką mi dały, o kolejnej nici porozumienia, jaką pozwoliły mi zbudować z najbliższymi. Jak Szczecin, moje pół-rodzinne miasto, z którym zupełnie oddzielnie zżywaliśmy się z Tomkiem, i który pomógł nam zbliżyć się jeszcze bardziej, chociaż obaj w jakiejś mierze go utraciliśmy.

Tak myślę o gotowości do codziennego umierania. Jak choćby w decyzji, że dla dobra miłości trzeba uśmiercić określające ją słowa i nazwać ją na nowo. Dzięki temu doświadczeniu straciłem słowa i wynikające z nich oczekiwania, ale nie straciłem człowieka, jego bliskości, delikatności, mądrości.

Barbarzyństwem jest wykorzystywać ten dzień do agitacji za określoną formą pochówku. Jeszcze większym barbarzyństwem jest agitacja przeciw aborcji i eutanazji. Słuchając dzisiaj wywodów na ten temat - nie w kościele, a w publicznej telewizji - miałem poczucie niesmaku. I sprzeciwu - sprzeciwu wobec tego, żeby swoje życie traktować jako dar od Boga. Darem nie jest coś, na co jestem skazany. Tak samo, jak darem nie jest coś, z czym z zasady nie mogę zrobić tego, co żywnie mi się podoba.

Ale z życia można uczynić dar. Otwierając się na budowanie relacji z Innym, takiej, w której jedyne, co chce się wykluczyć, są schematy - schematy życia, działania, odbioru cudzych gestów i potrzeb.
Nie myślę dzisiaj o zmarłych, ale o żywych. Żywych w mym sercu i w mej pamięci. Myślę o utracie, która umożliwiła życie.

W spokoju zamyślenia raduję się zaś szczęściem, że dzięki Nim wszystkim odkrywam świat, którego nie da się ogarnąć - świat miłości, która ma to do siebie, że nie zamyka się zazdrośnie, ale rozlewa i ofiaruje. 
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...