Zacząłem wielomiesięczny zapewne, przedsenny romans z Dziennikami Marii Dąbrowskiej (lektura XIII tomów to wszelakoż wyzwanie!). Trudno powiedzieć, że da się je zwyczajnie czytać - Dąbrowska to rzadkiej klasy obserwator, jest szalenie przenikliwa i swymi uwagami daje wiele do myślenia.
Wyzwaniem jest także jej nieszablonowa osobowość, dzięki której przez długi czas łączyła ze sobą szalenie głębokie i intymne uczucia do Stanisława Stempowskiego i do Anny Kowalskiej.
Mam poczucie, że widziała świat szeroko, że nie chciała go szufladkować. Wiedziała także doskonale, że autentyczne zaangażowanie w egzystencję swoją i wspólnoty (a była społecznicą) wymaga świadomej "polityki przyjaźni" i "polityki wrażliwości", w której oddanie nie jest synonimem zawłaszczenia.
Niemalże na początku formułuje dwie uwagi, które z chęcią zwiążę z poliamorią, a które warte są spokojnego namysłu. Zwłaszcza, gdy konserwatyści biją w tarabany, a wolność relacji, odejście od zaborczości, pokazywane są jako upadek kultury.
Ecce:
"Czy zawsze przezwyciężanie siebie w rzeczach miłości w kierunku rezygnacji z najbujniej niosących porywów jest przezwyciężeniem twórczym, zbliżającym nas do prawdy życia, do rzeczy nieprzemijających? Czy czasem nie należy przezwyciężać swój lęk przed głębinami, trudnościami wejścia w szerokie bujne życie miłosne? O wysokości i wiecznym znaczeniu życia erotycznego nie stanowi jego szczupłość i wyłączność, ale wistocie jego wysokość, szczerość i jego znaczenie dla pełnego, najpełniejszego rozwoju i rozkwitu linji życia, zawsze tylko na tej wysokości, na której się buduje każdym uczynkiem przyszłość i wielkość".
"Skończył się dla mnie okres w którym małżeństwo było dla mnie najbardziej zasadniczą formą życia, było życia wykładnikiem, barwą, nadającą koloryt innym rzeczom i kamieniem węgielnym tego, 'co jest jedyną niezaprzeczalną rzeczywistością - społeczeństwa' (Brzozowski). Myśl moja przerosła tę formę ludzkiego pożycia, odnajduję sens współżycia właściwego w tysiącu innych stosunków. A co dziwne, to, że to jakby powrót moich uczuć z dzieciństwa. Życie jest nad wszelki wyraz rozmaite i małżeństwo, to jeno jego epizod, który może w pewnych okresach - dla niektórych zawsze - jest wszystkim, ale nie wszystkim ono być ma, nawet w miłości. Bo właśnie o to mi tu chodzi. A pod nazwaniem małżeństwo rozumiem współżycie całkowite z połączeniem zachodów życia materjalnego, duchowego, zwyczajowego i. t. d.".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.