piątek, 23 maja 2014

TEATRALNE AGGIORNAMENTO, CZYLI JUBILEUSZ OPERY W ŁODZI


Teatr to nie budynek.
Teatr to nawet nie zespół czy grupa zespołów.
Teatr to sfera idei i przestrzeń wartości, które wyrażają się i w kształcie zespołów, i w architekturze gmachu. To sfera idei i przestrzeń wartości, których najkrótszym wyrazem jest Bildung, pragnienie kształtowania człowieka poprzez wychowywanie we wrażliwości. Wrażliwość zaś powoduje, że ograniczona ludzka egzystencja otwiera się na nieskończoną wielość światów, języków, możliwości.

Wiem, brzmię utopijnie i nie na czasie, bo ponoć czas rządzi się logiką kapitału.
Wiem, brzmię utopijnie i nie na miejscu, skoro Łódź jest miastem artystycznie trudnym, lubiącym klasykę w klasycznym wydaniu.

A jednak - dzieje Opery Łódzkiej i Teatru Wielkiego pokazują, że kryzys pojawiał i pojawia się zawsze wtedy, gdy dyrekcje nie dochowują wierności ideom i wartościom, które powołały w naszym mieście teatr muzyczny.

Wprawdzie Opera Łódzka powstała 1 lipca 1954 r., na wpisy jubileuszowe wydaje się zatem być za wcześnie. Takie rozważanie legitymizuje jednak fakt, że 13 kwietnia 1954 r. zawiązało się Stowarzyszenie Przyjaciół Opery, bez którego teatr muzyczny w Łodzi by nie powstał. 
Poza tym zbliżający się koniec sezonu i perspektywy nowego dodatkowo usprawiedliwiają podjęcie takich rozważań. 
A zatem, jakie idee legły u podstaw Opery Łódzkiej i Teatru Wielkiego? O czym powinniśmy pamiętać? Co może pomóc nam w odnowie?

Wskaże na trzy, według mnie najważniejsze. To:

  1. osadzenie w lokalnej społeczności
  2. równość i demokratyzm
  3. otwartość.
.Ad 1.

Ziemowit Wojtczak pisał, że działalność Opery Łódzkiej "jest dla nas świadectwem na to, jak konstruktywne planowanie aktywności słuchaczy wyższych szkół muzycznych [...] może prowadzić w społeczeństwie, które coraz częściej postrzegamy jako typowo konsumpcyjne, do kreowania świadomości artystycznej". 

Rzeczywiście, macierzystym środowiskiem łódzkiej opery była PWSM i PŚSM, z której rekrutowało się gros muzyków, tworzących pierwszy zespół operowy powojennej Łodzi. Oczywiście, nie stroniono od artystów z zewnątrz, często dawali się u nas słyszeć choćby Bogdan Paprocki i Andrzej Hiolski, w Łodzi właśnie debiutował Jerzy Artysz, a Violettę w Traviacie kreowała sama Leyla Gencer (tak, tak!, tylko kto o tym pamięta!). Nie przeszkadzało to jednak bliskiej współpracy z rodzimymi uczelniami, opartej nie tylko na więziach personalno-kierowniczych, ale także na zaufaniu do tego, że nauczająca kadra kształtuje autentycznych artystów. Korzystanie z lokalnego muzycznego potencjału było bardzo świadome. Repertuar kształtowano tak, by dać młodym szansę rozwoju, a nie wyeksploatować ich w ciągu dwóch sezonów. Kształtowano go także i w ten sposób, by przyciągać i wychowywać publiczność, oferując zarazem klasykę, jak i muzykę współczesną, zagraniczną i polską. W tych najwcześniejszych latach łodziane słyszeć mogli i Don Pasquala, i Cyrulika Sewilskiego, i Traviatę. Ale obok nich odnaleźć można było Komediantów Artura Malawskiego, Sprzedaną Narzeczoną Bedrzicha Smetany, Tajemnicę Zuzanny Ermana Wolffa-Ferrariego czy Legendę Bałtyku Feliksa Nowowiejskiego. 

Niezwykła intuicja pozwoliła rozwinąć się takim artystom, jak Zdzisław Klimek (wychowanek Grzegorza Orłowa), wspaniały baryton, które da się usłyszeć na kilku płytach; Delifna Ambroziak (także studentka Orłowa) czy Halina Romanowska. Ale był to także czas pozyskania Feliksa Parnella, któremu nie tylko dano wolną rękę w kształtowaniu zespołu baletowego i jego repertuaru (efektem były, m. in. dwie Parady Parnella), ale zlecono misję utworzenia łódzkiego szkolnictwa baletowego.
Dziś brakuje mi świadomej i wizjonerskiej współpracy TW z Akademią Muzyczną. Brakuje wyczulenia na lokalne talenty. Nie rozumiem, dlaczego ciekawy i z gruntu łódzki musical Łódź Story nie został przygarnięty przez scenę przy Pl. Dąbrowskiego, nie rozumiem, dlaczego starano się raczej ograniczyć niż otworzyć możliwości Michała Kocimskiego. 

.Ad 2.

Idea demokratyczności i równości przejawiała się w zyciu Teatru na wielu poziomach.
Podstawową płaszczyznę tworzy przekonanie, że teatr to organiczny zespół, który funckjonować może tylko jako całość. U samych początków było to rozumiane bardzo dosłownie - Opera Łódzka nie znała podziału na solistów i chór. Artyści wykonywali partie solowe na zmianę, raz tworząc kreacje indywidualne, raz występując jako śpiewak-chórzysta. Dokumentują to zdjęcia - i jako chórzystę, i jako solistę, da się chociażby wypatrzeć Tadeusza Kopackiego

Idea demokratyczności i równości obejmowała rzecz jasna także dyrekcję i sposób kształtowania zespołów. Mądrze mówił o tym Sławomir Pietras, podkreślając, że dobry operowy zespół ma trzy filary - pokolenie najstarsze, które nawet jeśli tylko siedzi w bufecie, to służy sprawie swoim doświadczeniem i autorytetem. Pokolenie średnie, najbardziej eksploatowane, bo dojrzałe artystycznie. I młodzież, która przechodzi szczeble kariery stopniowo, zgodnie z predyspozycjami, ucząc się od doświadczonych kolegów "z życia", z "teatralnego życia". Poza tym wiedział Pietras, że dyrektor nie moze być tyranem i megalomanem, ale musi mieć szacunek dla "gwiazd na szczycie, gwiazd tuż obok i dla solidengo fundamentu". 

Szacunek oznacza tu wiele rzeczy. Choćby dostrzeganie potencjału zespołu, który przekuwa się na dobór repertuaru i poszerzanie pola artystycznych możliwości. Choćby na nieodpuszczaniu, by artyści utknęli w rutynie, ale na trosce o to, by ciągle pięli się w górę. Choćby w szacunku dla ich dokonań - zupełnie niedorzeczne jest obnoszenie się dyrektorów ze swoim dogmatyzmem i rozstawianie po kątach solistów, których się nie lubi, niszczenie ich uznanego dorobku publicznymi uwagami o tym, że "nie umieją", "źle robią", że zamiast bawić się w artystów winni wrócić do szeregu. Choćby w upamiętnianiu ważnych dla teatru artystów - Pietras wprowadził zwyczaj umieszczania ich fotografii we foyer, zwyczaj zniesiony przez aktualną dyrekcję.

Idea demokratyczności i równości oznacza w końcu i to, że wobec sztuki wszyscy jesteśmy tacy sami. Znajduje to piękny wyraz w osobliwości architektonicznej Wielkiego. Tak pisała o tym Halina Cywińska:
"Na pewno dostrzeżecie Państwo, że ten teatr nie ma lóż! Ani honorowych, ani służbowych. I nie ma też specjalnych wejść na widownię. Nawet najbardziej szanowani i szacowni goście, aby dotrzeć na przeznaczone dla nich miejsca muszą bezpośrednio zetknąć się z widowanią. [...] na widowni nie ma równych i równiejszych. Są, naturalnie, gorsze i lepsze miejsca, ale ze wszystkich dobrze widać, a słychać nawet bardzo dobrze". 

.Ad3.

Z przekonania, że wszyscy jesteśmy równi wobec sztuki, wynika idea "otwartości" teatru. Idzie o to, że dyrekcja traktuje publiczność po partnersku, nie jako artystycznych "przygłupów", którym nalezy serwować wyłącznie "klasykę", ale jako środowisko zróżnicowane i podatne na oddziaływanie oraz kształtowanie. "Polityka wrażliwości" uprawiana była przez Operę Łódzką od początku. Dbano o nią także w dobie Teatru Wielkiego. Przywołany wcześniej Pietras dbał o zróżnicowany repertuar - grano wtedy Edwarda Bogusławskiego, Juliusza Łuciuka, Gian-Carla Menottiego, pojawiały się spektakle tak fenomenalne, jak Próba, znalazło się miejsca dla baletu do muzyki zespołu Republica. Pietras wprowadził również Warsztaty Operowe, kórych rola środowiskowa do dziś nie daje się przecenić. 

Intrygujące jest to, że łódzka opera popadała w kłopoty zawsze wtedy, gdy dochodziło do odstępstwa od powyżej naszkicowanych ledwie idei. Tak było w latach 70tych, które pamięta się jako dobę składanek baletowych. Tak było na początku lat 90tych. Stanisław Dyzbardis, próbując wskrzesić Wielki i jego renomę, wskazał jako swoje zadanie powrót do "teatru otwartego". W efekcie przyciągnął do Łodzi ponownie artystów tej miary, co Jolanta Bibel, Joanna Woś, Krzysztof Bednarek czy Piotr Nowacki

Jubileusz zawsze powinien oznaczać odnowę, aggiornamento. Jest ona niemożliwa bez powrotu do źródeł, to idei i wartości, które tworzyły naszą operę od jej zarania.
Trzeba odbudować solidarność i wspólnotę, trzeba nauczyć się słuchać Łodzi i nie bać się jej kształtować. Trzeba doceniać tych, którzy budowali i budują renomę naszej sceny. Trzeba w końcu otwierać drzwi na gości i na młodych - wszystko to funkcjonowało kiedyś bez zarzutu, może zatem tak samo funkcjonować i dzisiaj. 

W końcu nie da się zapomnieć o tym, kto i co poruszało i porusza wrażliwość słuchacza. 
Nie można nie marzyć.
Nie można niepamiętać. Także o tym, że wierny swym ideom Teatr prowokował -"pociągi muzyczne" i "rajdy teatralne". Które - jak wierzę - mogą wrócić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...