Przyznaję, że przegapiłem Europejską Kartę Naukowca. Zwrócił mi na nią uwagę Michał P. Markowski w swojej książce - Polityka wrażliwości... To dokument na wskroś frapujący i dający do myślenia. Zwłaszcza w kontekście tego, jak definiuje się samego naukowca.
Przez naukowców rozumiemy zatem
„Profesjonalistów zajmujących się inicjowaniem lub tworzeniem nowej wiedzy, produktów, procesów, metod i systemów oraz zarządzaniem projektami, których to dotyczy.”
Markowski słusznie zauważa, że humanista może mieć problem ze zmieszczeniem się w takiej definicji. Przypuszczenie to potwierdza obecny u nas uzus, który konsekwentnie odróżnia od siebie naukowców, humanistów i filozofów.
Jak sądzę winniśmy się - jako środowisko - mocno zamyśleć nad tą kwestią. Wyłączenie humanistyki z nauki, a humanistów i filozofów spośród naukowców może być bowiem symptomem, za którym kryje się stopniowe sekowanie tej części praktyki społecznej i akademickiej z programów finansowania (byłem zdumiony tym, że w ramach projektów finansowanych przez Komisję Europejską niemal nic nie dotyczyło filozofii czy humanistyki, za to bez problemu grantowano projekt dotyczący logistyki ruchu na skrzyżowaniach), a także destabilizacja warunków zatrudnienia i rozwoju naukowego.
Solidarność, umiejętność wieloperspektywicznego postrzegania problemów, filantropia, braterstwo, uczciwość, dążenie do budowania pokoju - te i inne wartości pewnie nie przynoszą bezpośrednich, ekonomicznych korzyści. Ale bez nich nie wyobrażam sobie zdrowej wspólnoty. Tak, jak nie wyobrażam sobie wspólnoty bez humanistyki i humanistów.
Którzy są naukowcami, bo przecież nauka niejedno ma imię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.