Rok Wagnera mija w Polsce w sposób mało chlubny. Nie dość, że muzyka mistrza z Bayreuth pojawia się u nas w dawkach homeopatycznych, to jeszcze sam Wagner obecny jest w prasie w sposób niekiedy skandaliczny. Jako przykład niech posłuży recenzja Małgorzaty Klimczak z Głosi Szczecińskiego (przedrukowana bez komenatrza przez wortale e-teatr.pl oraz Dziennik Teatralny), w której przeczytać można, że kompozytorem Lohengrina "był zwolennik Hitlera i ideologii nazistowskiej". O ile o antysemityzmie w pismach Wagnera (bo w muzyce raczej nie, w czym zgadzam się z Danielem Barenboimem) trzeba mówić, o tyle trudno uznać go za coś więcej niż ofiarę III Rzeszy, przecież zmarł w 1883 r., na sześć lat przed urodzeniem Adolfa Hitlera (o tym, czy Wagner był kompozytorem niemieckim piszę w tekście opublikowanym przez opera.info.pl).
Tym bardziej cenny wydaje mi się 124 numer Zeszytów Literackich, które - dzięki pomysłowości i pracy Aleksandra Laskowskiego zawierają obszerny blok tekstów Wagnera dotyczących. Wydawnictwo to zasługuje nie tylko na zainteresowanie, ale także na w miarę całościowy komentarz. W dobie poświątecznej planuję przygotować go dla opera.info.pl Ale że Święta są czasem podarków i momentem na spokojną lekturę, chcę zachęcić do kupna Zeszytów poświęcając kilka słów jednemu z opublikowanych tam tekstów, który Laskowski wskazał jako szczególnie cenny.
***
Myślę tu o szkicu Karola Bergera O pragnieniu śmierci Tristana.
Autor jest w Polsce znany za sprawą książki Potęga smaku, poświęconej nie samej muzyce, ale nakreśleniu ogólnej teorii sztuki. Tym, co dla Potęgi smaku charakterystyczne, to przekraczanie granicy między tekstem naukowym, a esejem, a także pytanie organizujące dyskurs - nie "co to jest sztuka?", ale "po co nam sztuka?".
Analogiczna sytuacja zachodzi w przypadku eseju o Wagnerze - jego styl jest literacki i błyskotliwy, praca jest jednak rygorystyczna, z ducha akademicka. Prowokujące jest także pytanie, organizujące wywód, które można wysłowić tak o to: "czy Tristan jest dramatem o wiarygodnym przesłaniu?", a jeśli nie, to "do czego może być nam potrzebny?".
***
Berger jest przekonany co do tego, że przesłanie Tristana jest niewiarygodne i niespełnione.
Niewiarygodna i prowadząca do nikąd jest bowiem - jego zdaniem - zamykająca utwór Transfiguracja. Powinna być ona końcowym tryumfem, apoteozą, co podkreśla Wagner rozwiązaniem "wszechobecnego akordu tristanowskiego" na tonice "w H-dur, a nie w a-moll", a także w komenatrzu z didaskaliów, gdzie czytamy, że umierająca z miłości Izolda winna wyglądać na przeobrażoną.
Głównym motywem Tristana jest oczywiście Eros, rozumiany w zgodzie z Platońską Ucztą (na rolę tego dialogu dla swojej twórczości i światopoglądu wskazywał sam Wagner). A więc jako siła, która jako jedyna pozwala człowiekowi na przekraczanie siebie w kierunku Piękna-Dobra, a więc przekształcania skończonej i ograniczonej kondycji przez to, co odmienne, nieskończone, pozbawione granic.
W zgodzie z duchem romantyzmu (a konkretnie, jak pisałem w przywołanym tekście, w zgodzie m. in. z filozofią Ludwiga Feuerbacha), miłość nie jest tu pojmowana jako stan nie-cielesny. Wręcz przeciwnie, erotyczność jest jej warunkiem sine qua non. Drugim z warunków koniecznych jest śmierć - romantycy odkrywają jej twórczą rolę, nadającą człowiekowie autentyczność, czyniącą z życia dzieło kreacji, ale - co bodaj najważniejsze - otwierającą perspektywę pełni. Śmierć staje się obietnicą jedności, zniesienia podziału, między kochankami, "zespoleniem się i zlaniem w jedno dwóch odrębnych istot - napisze Berger. - Tym samym śmierć staje się właściwym określeniem ostatecznego celu pożądania erotycznego".
***
Zdaniem Bergera oznacza to, że miłość-ku-śmierci jest obietnicą transcendencji. Obietnicą, która w ostatecznym rozrachunku okazuje się mirażem. Dlaczego?
Zdaniem autora, by móc wysłowić transcendencję, należy zrobić dwie rzeczy.
Po pierwsze, trzeba założyć dualizm między naszym światem, a innym światem, zbudować perspektywę, w której, to co zmienne, wyobrażeniowe, konfrontuje się z tym, co niezmienne, prawdziwe.
Po drugie, ów inny, prawdziwy świat, musi być potraktowany jako wzór, norma, dzięki której mierzymy i oceniamy to, co dzieje się docześnie.
Oznacza to, między innymi, że świat transcendentny ma konkretne oblicze, jest Czymś stałym, uniwersalnym, a także racjonalnym, o tyle, o ile pozwala nam rozumieć doczesne zaangażowanie, a także nadać temu zaangażowaniu sens i cel.
Dla Bergera kochankowie Wagnera ponoszą klęskę, bowiem ich miłość-ku-śmierci nie prowadzi w stronę żadnej transcendencji, to znaczy prowadzi ku Nicości, "w której zamiera wszelka indywidualność i świadomość". Łączący ich wzniosłu Eros jest na wskorś nihilistyczny, a Transfiguracja pozorna, prowadząca bowiem do nikąd. Egzystencjalne zaangażowanie Tristana i Izoldy nazywa Berger porażką i tragiczną pomyłką. "Przeobrażenie nie daje im nic: sednem transcendencji, którą osiągają, okazuje się być Nic (lub, co na jedno wychodzi, Wszystko). Nas jednak - pisze dalej Berger - nie pozostawia ono z niczym: otrzymujemy "pomnik najpiękniejszego z marzeń", wizję miłości najbardziej radykalnej i bezkompromisowej, a zatem z konieczności tragicznej".
***
Ujęcie Bergera jest - rzecz jasna - jednym z możliwych. Budzi jednak we mnie chęć polemiki.
Uważam bowiem, że końcowa Transfiguracja w Tristanie autentycznie się dokonuje, tym samym sądzę, że zaangażowanie kochanków nie jest ani pomyłką, ani porażką.
Żeby to zobaczyć, trzeba jednak innego zestawu pojęć, niż te, które porponuje Berger. Trzeba także innej perspektywy. Symbolicznie zbudował ją Georges Bataille, przy czym oglądany jego oczami Wagner wydaje się nawet bardziej od Bataille'a konsekwentny: podczas, gdy Francuz pisze wyraźne z perspektywy jednostronnego zaangażowania, o tyle Wagner maluje obraz pary autentycznie zaangażowanej w akt komunikacji.
***
Z Wagnerowskim Tristanem łączy Bataille'a bardzo wiele, co ilustruje słownik podstawowych pojęć, wspólnych dla dzieł obu autorów. Mowa tu o nocy przeciwstawionej dniowi, komunikacji jako zniesienia podziału na podmiot i przedmiot, śmierci, jako stawce autentycznego zaangażowania. Jak sądzę, wspólnym dla nich pojęciem jest także immanencja. Co więcej, immanencja, jest stawką całego wysiłku ich egzystencjalnego zaangażowania. Powtórzę - immanencja, nie transcendencja.
Transcendencja jest dla Bataille'a światem norm, światem dnia, światem, wymagającym zaangażowania w pracę, w kumulowanie dóbr, a więc w oddzielenie od siebie indywidualności (by kumulować, by pracować, trzeba się odróżniać).
Immanencja jest światem wydaktowania, upojenia, utraty tożsamości, nadmiaru, przekroczenia norm, rezygnacji z odróżniania się. Jest spiżową otchłanią bez gruntu - trawestując Krzysztofa Matuszewskiego -, bujnego plenienia się. Nicością w tym sensie, że jej stawką nie jest racjonalność, rozumienie, podporządkowanie celom, a więc indywidualizacja; wszystkim, jako skłębieniem życia łączącym w jedno to, co zostało oddzielone.
Tristan czytany w takim kontekście jest dramatem o Transfiguracji jako transgresji, a więc o doświadczeniu wewnętrznym wyrastającym z zakwestionowania świata transcendentnych norm, zależności, zwierzchności.
Jest opowieścią o doświadczeniu wewnętrznym jako pragnieniu spełnionej komunikacji, jedności i bliskości, których stawką jest bujna cisza pełni.
Jest opowieścią o szaleństwie suwerenności, suwerenność bowiem wykorzenia, czyni non-konformistą, sprowadza podjerzenie o psychiczną niestabilność, wyklucza.
Jest opowieścią o pełni, której nie da się nazwać - jest ateologią bądź opowieścią apofatyczną.
Wagner, tak, jak Bataille, nie może zdefiniować świata pełni. Gdyby to zrobił, zburzyłby cała konstrukcję dramatu - nazwana pełnia staje się sensem, celem racjonalnego działania, należy do świata dnia. Sakralność chronić może tylko cisza, wykluczenie języka, a więc to, co z perspektywy ratio wydaje się nierozumem.
***
Berger, w moim odczuciu, stara się wtłoczyć dramat Wagnera w perspektywę, z której Wagner stara się uciec. Nie ceniąc logiki kapitalizmu, akumulacji i prostych, rozumowych prawd.
Wiem jednak, że proponowana przeze mnie opowieść także jest jedną z wielu, choć perspektywa, w której jest zakorzeniona, pozwala - w moim odczuciu - zrozumieć z Tristana więcej. O wiele więcej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.