Nakładem Polskiego Wydawnictwa
Muzycznego ukazała się książka Twarze Wotana. To wywiad-rzeka, przeprowadzony
z Tomaszem Koniecznym przez Jacka Marczyńskiego. Czytelnik znajdzie w niej
informacje biograficzne, dowie się, jak wysoko ceni Petera Seifferta (dzięki
lekturze poznałem głos Frodego Olsena), jakie ma podejście do teatru
reżyserskiego. Konieczny szeroko komentuje dzieła Richarda Wagnera i Richarda
Straussa, mówi o specyfice pracy w Bayreuth, szkole gry aktorskiej
Wołkońskiego, Wyspiańskim, specyficznych problemach tzw. dużych głosów. I tak
dalej. Wywiad czyta się bardzo dobrze, a lekturę wzbogacają fotografie. Poniżej
poświęcę parę słów wyłącznie kilku kwestiom Wagnerowskim.
To, co mnie nie satysfakcjonuje to
styl, który przyjął w rozmowie Jacek Marczyński. Nie jest to rozmówca, który
drąży, stawia znaki zapytania, wodzi się z Koniecznym po to, by jakąś kwestię
można było lepiej zrozumieć. A szkoda, bo rozmowa zyskałaby na wartości.
Z kwestii, które warto by
rozjaśnić, wspomnę przykładowo problematykę typologii głosów. W wypowiedziach
Koniecznego pojawiają się takie określenia, jak basso cantante, Heldenbariton,
bas-baryton, baryton niemiecki, mowa jest o barytonie Verdiowskim itd.
Czytelnik dowiaduje się, że Konieczny zaczynał jako bas. W tekście odnosi do
swojego głosu określenia takie jak bas-baryton i Heldenbariton.
Wspomina, że niemieckie barytony ciążą w stronę basso cantante,
przyznaje też, że rozwój jego głosu właśnie od basso cantante zaczął się
oddalać. O żadne z tych określeń Marczyński jednak nie dopytuje. Osoba, która
ma niewielki kontakt z systemami podziału głosów operowych może poczuć się
zakłopotana. Niekoniecznie pomogą jej wiadomości znalezione w Internecie, bo
choćby Wikipedia w haśle Bass-baritone podaje, że termin ten jest „z
grubsza synonimem basso cantante z włoskiej klasyfikacji głosów”. Poświęcenie
miejsca »rozważaniom nad bas-barytonem« wydaje mi się ważne z jeszcze jednego
powodu — to specyficznie Wagnerowski typ głosu, podobnie jak sopran, który Dorota
Kozińska określa dawnym terminem soprano falcon. Idzie tu o głos leżący
jakby między sopranem a mezzosopranem, zadysponowany dla wielu znaczących
Wagnerowskich bohaterek, by wspomnieć Ortrudę czy Kundry. Swoistość muzyki
Wagnera wiąże się także ze specyficzną tessiturą poszczególnych ról, o czym Konieczny
mówi (podobnie jak wspomina właśnie o tych pośrednich mezzo/sopranowych rolach)
i warto by w te kwestie wejść nieco głębiej.
Nieco prowokującej dociekliwości
Marczyńskiego brakuje mi z kolei we fragmencie, w którym Konieczny mówi o
współczesnym sposobie śpiewu. Konieczny twierdzi, że sprawą drugorzędną jest
dziś „specyficzna barwa głosu oczekiwana przez widza. Ona stała się elementem
mniej istotnym”. Oczekiwana barwa wiąże się, jak sądzę, nie tyle z indywidualną
kolorystyką głosu śpiewaka, ile z odejściem od przyciemniania głosu na rzecz głosów
jasnych, oraz akceptowania głosów o niekoniecznie ładnej barwie, o ile śpiewacy
potrafią z ich pomocą coś powiedzieć. Wyrazistość i prostota wyrazu — te cechy
łączy Konieczny z artystami współczesnymi i je ceni. Utrzymuje także, że im
dalej w przeszłość, tym głosy były ciemniejsze.
Marczyński nie opatruje tych uwag
żadnym komentarzem ani pytaniem, a szkoda i to z kilku powodów. Po pierwsze,
barwa głosu i panowanie nad nią jest jednym z głównych środków wyrazowych.
Faktycznie, obecnie technicznie śpiewa się z krtanią położoną wyżej niż wcześniej.
Niższe położenie krtani dodawało głosom ciemniejszej barwy, ale z techniką tą
wiązało się także operowanie wyrafinowanym światło-cieniem, którego dzisiaj
niekiedy brak. Sprzyjanie jasnym głosom wiąże się też dziś z tendencją do
rozjaśniania głosów (wyraźnie słychać to w chórze Festiwalu w Bayreuth), sprzyjania
głosom wybielonym, na poły anielskim, cenionym także w niemieckojęzycznym
obszarze operowym. Efektem mogą być glosy szkliste i nieco nijakie. Przykładem
prawdziwie ekstremalnym jest Klaus Florian Vogt cieszący się w Niemczech
wielkim szacunkiem. Bardzo jasna, wręcz anielska barwa, śpiewanie falsetem,
brak właściwego podparcia oddechowego — po tegorocznym Lohengrinie z
Bayreuth pisze się o brylowaniu w roli, w grupach na FB o śpiewie przyszłość. Sam miałem nadzieję, że Vogt da radę dośpiewać
do końca… Dobrze mieć w głowie takie extremum jako rodzaj przestrogi.
Kolejnym poważnym problemem jest stała i szeroka wibracja znakomitej części śpiewaków
wykonujących Wagnera, by wspomnieć Evelyn Herlitzius, Irene Theorin, Iris
Vermillion, Albrechta Dohmena itd. To poważny minus nie tylko z powodów
estetycznych, ale szeroka wibracja zamazuje także czytelność rytmiczną. Często
brak dziś głosom śpiewającym Wagnera również wymaganej elastyczności — ze
święcą choćby szukać artystki, która śpiewa tryle napisane przez Wagnera dla
Brunhildy (ale z trylami nie radzą też sobie wykonawczynie Azuceny). Wzorcowe
ich wykonanie zostało utrwalone przez Friedę Leider w… 1927 r. Osobny problem to ten, że w gruncie rzeczy pewna ujednolicona „szkoła
śpiewu wagnerowskiego” wykształciła się po II wojnie światowej. Na przełomie
XIX i XX wieku na terenie samych Niemiec Wagnera śpiewano bardzo różnie, od liryzmu
i kantyleny w Dreźnie, przez specyficzny dla Cosimy kult „szczeku”, bo
chłodniejszy i mniej bogaty kolorystycznie styl berliński. Wagnera śpiewano „po
włosku”, z werystycznymi łkaniami i innymi dodatkami emocjonalnymi, ale też
śpiewały go głosy francuskie, specyficznie jasne, świetliste (to cecha szkoły francuskiej), jak Georges Thill, Raoul Jobin czy Rene
Maison. Ucieczka od portamenti, nawet tych zapisanych wprost w partyturach,
szeroka wibracja, „rozmycie” rytmiczne i dykcyjne, ciężkie frazowanie — myślę,
że od tego winniśmy dziś odejść.
To tropy, którymi poszedł bym
rozmawiając z Koniecznym, który mówi o śpiewie wagnerowskim wiele interesujących
rzeczy, w tym słusznie demitologizuje wyobrażenie o tym, że zawsze muszą być to
głosy gigantycznych rozmiarów. W wielu kwestiach novum, które akcentuje,
bliskie wydaje mi się czasom mocno dawnym. Nie czepiam się także Marczyńskiego tylko dlatego że nie drąży kwestii, które wydają mi się ciekawe. Choćby kwestie dotyczące rzemiosła śpiewaczego i estetyki śpiewu, sprawy związane z oceną nagrań (audio, DVD i BlueRay) rozsiane są po całej książce, niekiedy pozostają ze sobą w relacjach raczej napięcia niż prostej zgody. Do prowadzącego wywiad należy wyłapanie takich momentów i stworzenie odbiorcy szansy na w miarę pełne zrozumienie kwestii.
Bardzo ciekawe są dla mnie
rozważania Koniecznego o postaciach z dzieł Wagnera. Bardzo bliskie jest mi to,
co mówi o Wotanie i Alberichu. Zgadzam się, że to Wotan jest w Ringu największym
złoczyńcą, co nie przekreśla szczerości jego uczuć do córki w finale Walkirii.
Dla Koniecznego Wotan to żaden mędrzec, raczej, jak twierdzi, oligarcha czy
mafioso, który opętany jest żądzą odzyskania utraconego pierścienia. Alberich
zaś to postać, która wybiera władzę po tym, jak została wyszydzona. W punkcie
wyjścia to bohater ambitny, który uchodzi z ojczyzny, bo chce być kimś lepszym.
Jest też prawdomówny, co powoduje, że płaci za to określoną cenę. Interesującą
wydaje mi się także interpretacja Parsifala, którą daje Konieczny, pokazując,
że obecna jest w tym dziele Wagnerowska wiara w potrzebę nadejścia religii opartej
na człowieczeństwie. Czytelnik znajdzie w książce także zajmujące rozważania na
temat Hansa Sachsa, Holendra, Króla Marka czy Kurwenala (ciekawe spojrzenie na
jego specyficzne współdziałanie z Tristanem, które powoduje duże obciążenie
fizyczne śpiewaka). W wywód wkradł się przy tym błąd — Konieczny łączy postać
Erdy z mitologią grecką, gdyż jego zdaniem mitologia starogermańska nie znała
bogini personifikującej Ziemię. Taką boginią jest choćby nordycka Jörð, samo
imię Erda znalazł zaś w Mitologii germańskiej Jacoba Grimma.
Na zakończenie — cytat, który
lapidarnie i celnie ujmuje to, co w Wagnerze intrygujące:
„… Wagner przypomina Czechowa, którego
bohaterowie mówią o czymś, ale w ich wnętrzu dzieje się coś innego, a istotnego”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.