czwartek, 11 lipca 2019

O KSIĄŻCE BEATY BIELSKIEJ - POTENCJAŁ ZMIANY


To książka, której lekturę zaleciłbym w pierwszej kolejności wszystkim zwolennikom tezy o istnieniu homoterroryzmu oraz światowego spisku zasilanego finansowo przez Geroge’a Sorosa w celu przebudowy społeczeństwa.

Materiał zebrany przez Bielską nie pozwala bowiem żywić złudzeń — ruch LGBT* w Polsce nie osiągnął sukcesu, ani gdy przyjrzeć mu się „z perspektywy teorii nowych ruchów społecznych” („nie wzbudził szerokich fal oburzenia, nie przekroczył granic hierarchii społecznych. Problemy, które porusza, nie stały się problemami uniwersalnymi w polskim społeczeństwie”), ani z perspektywy teorii mobilizacji zasobów, „nie udało mu się bowiem zrealizować stawianych sobie celów polityczno-organizacyjnych. Nie doprowadził do kluczowych zmian prawnych i nie stworzył trwałego sojuszu międzyorganizacyjnego”. Sam ruch trapią natomiast animozje między poszczególnymi organizacjami i aktywist(k)ami, odcięcie się niektórych organizacji do własnego zaplecza i oparcie działania na ekspertach, brak reprezentacji ruchów lesbijskich i osób biseksualnych czy zniechęcenie wywołane między innymi także przez upadek projektu ustawy o uzgodnieniu płci, której podpisu odmówił Andrzej Duda. O wiele bardziej skuteczne wydają się działania grup antyLGBT*, które na tyle skutecznie potrafiły (i potrafią) mobilizować zasoby, że wpływały choćby na sposób działania parlamentu. Nie jest jednak tak, że nie udało się nic i że nie ma powodów do nadziei. Ruchowi LGBT* udało się w Polsce zbudować zasoby do dalszego działania, wiele osób mogło przejść drogę od samoodrzucenia do akceptacji, wciąż żywa jest także chęć współpracy i budowania wspólnoty, poprzez ruch dokonał się także wkład w kulturę polskiego społeczeństwa.





Jedną z fundamentalnych naszych bolączek jest z pewnością brak rzetelnych partnerów politycznych. W obecnej sytuacji trudno liczyć na jakąkolwiek wolę polityczną ze strony rządzących. Należy jednak pamiętać, że dwie kadencje rządów PO były czasem „przeczekiwania”. Nie sprawdziły się też przypuszczenia Bielskiej, że skoro „PO jest nadal najsilniejszym z przeciwników PiS i to ona zawiodła wcześniejsze nadzieje działaczy, to ona może mieć też szczególny interes w „kupieniu” tego elektoratu”.



Z dwóch nakreślonych przez nią możliwych scenariuszy działania ruchu LGBT* bliższy jest mi drugi (pierwszy to kontynuacja działań wcześniejszych), który korzystać ma z „Solidarnościowej ramy protestu”. Wiąże on działanie ruchu LGBT* także na rzecz innych wykluczonych. Bielska powątpiewa w możliwość współdziałania ze związkami zawodowymi, z którymi — poza ZNP — nie zbudowano wspólnej bazy. Rekomenduje natomiast wspólne działania z prekariuszami, „którego prawa pracownicze też są łamane, ale którego zasoby kulturowe i symboliczne mogą być znaczące. W tym nurcie kluczowe jest zdefiniowanie wspólnej krzywdy (na przykład „przegranych transformacji”, „ofiar opresyjnego homofobicznego, seksistowskiego neoliberalizmu”). Podstawę działań stanowi jawny protest oraz polityka zaufania w obrębie ruchu/ruchów, a więc powstrzymywanie się od działań nieuzgodnionych z sojusznikami. Cele działań mogą zostać spisane w formie, analogicznej do sierpniowych, dwudziestu jeden postulatów (coś podobnego zrobiono w ramach Marszu Równości w Krakowie w 2016 roku), ale główną ideą jest doprowadzenie do stanu powszechnego wzburzenia. To no mógłby być podstawą do spełnienia jednocześnie wielu postulatów ruchu. Zagrożeniem wdrażania takiego modelu jest doprowadzenie do zamieszek zakończonych użyciem przemocy, które jednak też mogą zostać przez ruch wykorzystane (na przykład przez posłużenie się ramą znaczeniową nowojorskiego Stonewall)”.



Nie chciałbym zbyt łatwo rezygnować ze współpracy i ze związkami zawodowymi i z innymi grupami niż przekariat. Ostatni czas pokazał jednak, że faktycznie w Polsce bywa problem z tym, że rozumie się kłopoty robotnicze, zupełnie nie dostrzegając dyskryminacji z takich powodów, jak orientacja psychoseksualna. To zaś oznacza, że nie widzi się, że skrzyżowanie problemów pracowniczych np. z homofobią rodzi specyficzne skutki.



Książka napisana jest bardzo sprawnie, a lektura wciąga. Autorka ma dużą samoświadomość badawczą. Wyjaśnia, dlaczego odwołuje się do teorii średniego zasięgu. Uzasadnia łączenie różnych podejść badawczych. Korzysta z badań fokusowych, pogłębionych wywiadów, danych autoetnograficznych, włącza w dyskurs badania ilościowe. Sprawnie referuje także stan koncepcji dotyczących ruchów społecznych i nowych ruchów społecznych pokazując aktualność rozprawy habilitacyjnej Piotra Glińskiego. Korzysta także w koncepcji „wiedzy usytuowanej”, do których odwołuje się by odsłonić własne miejsce w tworzeniu wiedzy. Ważna wydaje mi się także jej przestroga, że badania społeczności LGBT* są badaniami populacji ukrytej, trudno więc w nich o reprezentatywność (sama w swych badaniach dokonała losowo-kwotowego doboru próby). Jeśli coś miałbym wytknąć, to brak deklaracji, że koncepcje omawianych autorów interesują ją wycinkowo. Choćby z dorobku Touranie’a korzysta ona w niepełnym zakresie, czytelnik nie dowie się jednak, że ostatnio zajmuje się on refleksją nad rzeczywistością, którą nazywa postspołeczną.



Na zakończenie chciałbym wspomnieć o wątku, który budzi mój polemiczny temperament. Otóż na refleksji Bielskiej ciąży konstruktywizm społeczny w pewnej jego wersji, która do polskiej socjologii queer znalazła się przez Jacka Kochanowskiego od Andrzeja Zybertowicza. Bielska jest niechętna odwołaniom do normatywności, co jasno pisze przy okazji referowania teorii Michela Wieviorki: „Każdy ruch społeczny konfrontuje się też ze swoim odwróconym obrazem – ruchu antyspołecznego. O antyruchu można, zdaniem Wieviorki, mówić wtedy, gdy „każdy z elementów, przy pomocy których można by definiować ruch, jest zdeformowany, odwrócony lub wypaczony” (Wieviorka 2005: 13). Ruch ma więc skłonności do zamykania się, demonizowania przeciwnika, stosowania przemocy. Formę antyruchu stanowi dla Wieviorki terroryzm – to odwrócenie i dla ruchu robotniczego, i nowych ruchów społecznych, i ruchów globalnych. Przy czym warto podkreślić, że antyruchy nie muszą mieć charakteru globalnego, mogą operować w obrębie państwa narodowego. Przykładami takich ruchów są dla autora „terroryzm typu bin Ladena i współczesny antysemityzm” (Wieviorka 2005: 13). Nie zgadzam się z taką definicją Wieviorki. Uważam, że w tym kontekście wystarczające jest pojęcie ruchu społecznego, wprowadzanie pojęcia antyruchu nadaje analizom posmak normatywności. Zamykanie się, demonizowanie przeciwnika i stosowanie przemocy mogą być w różnym stopniu obecne w różnych ruchach społecznych i nie są odwróceniem cech samego zjawiska”.



Niechęć do normatywności jest dla mnie zrozumiała. Osoby LGBT* zbyt długo opisywane były z perspektywy tego, co uznawane było za „normalne”, żeby pojęcie norm i normatywności nie budziło podejrzeń. Sądzę jednak, że znajdujemy się dziś w sytuacji, w której widać, że z pojęcia norm, normatywności i normalizacji zrezygnować się nie da czynie powinno. Po pierwsze, dlatego że wiedza naukowa nie jest aksjologicznie neutralna. Bielska ma tego pełną świadomość, co oznacza, że badając i pisząc optuje za określonymi wartościami. Bez odwołania się do wartości nie da się także sensownie odróżniać wiedzy rzetelnej od pseudowiedzy. Tutaj dotykamy problemu, który Bielska opisuje w kontekście ruchu LGBT*, czyli ambiwalentnego stosunku ruchu LGBT* do nauki. Pisze ona:

„W kontekście opisanego w rozdziale piątym konfliktu między Pracownią Różnorodności i Paulem Cameronem (a pośrednio także Instytutem Piotra Skargi i Ordo Iuris) uwydatnia z kolei podejście ruchu LGBT* do roli ekspertów, w tym naukowców i wiedzy naukowej jako zasobów ruchu. Można to podejście określić jako ambiwalentne. Z jednej strony sam ruch jest źródłem danych, przynajmniej po części zbieranych w sposób systematyczny i uporządkowany. Przykładami bardzo dobrych analiz są ostatnie raporty Stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza, które ma w zespole socjolożkę (Mulak 2015a; Mulak 2015b; Probosz, Mulak 2016). Z drugiej strony w ruchu powstają też opracowania, które tylko aspirują do miana analiz z dobrze przygotowanych i przeprowadzonych badań społecznych. Dla przykładu ankieta internetowa LGBT Business Forum przeprowadzana już dwukrotnie na potrzeby badania „Badanie rynku i środowiska pracy osób LGBTQ w Polsce” zawierała wiele podstawowych błędów konstrukcyjnych i merytorycznych. Nie uwzględniała na przykład w spójny sposób sytuacji osób transpłciowych, nie stosowała zasad rozłączności i wyczerpywalności kafeterii (dane autoetnograficzne)”.



Trzeba tu jednak dodać, że jeśli wiedza naukowa jest tylko konstruktem społecznym, a wszelki posmak normatywności jest niewłaściwy, stajemy bezradni wobec różnych systemów danych dostarczanych przez różne grupy społeczne. Motywowana niechęcią do osób LGBT* i naukowo nierzetelna działalność Camerona staje się takim samym rodzajem wiedzy-władzy (koncepcji rozumianej często sloganowo, podpartej tylko nazwiskiem Foucaulta) jak wiedza produkowana przez sojuszników LGBT*. To zaś daje paliwo dla wszelkich utyskiwań, które w skreśleniu homoseksualizmu z listy chorób i zaburzeń psychicznych widzą tylko niemerytoryczny efekt politycznego lobbingu, polityczno-poznawczej przemocy.



W palnie aksjologicznym trafniejsze wydają mi się rozpoznania Moniki Bobako, Marii Kostyszak czy Andrzeja W. Nowaka, którzy mają świadomość, że potrzebujemy dziś odwołania do jakiegoś ogólnego modelu wartości i norm. Wymaga tego sytuacja planety, obejmująca choćby kryzys ekologiczny. Ważna jest także zdolność do odróżniania wiedzy rzetelnej od pseufowiedzy; wiedza bowiem — co podkreśla Kostyszak — wraz z doświadczeniem pozwalają na sprawne działanie synderezy, czyli — w jej słowniku — zdolności zapośredniczenia przez jednostkę ogólnego horyzontu etycznego w konkretnej sytuacji.

W planie epistemologicznym, trafniejszy wydaje mi się postkonstruktywizm (w książce tylko wzmiankuje się STS i koncepcję Latoura), który rozmontował „społeczeństwo” jako źródło dyktujące fakty, przywrócił sprawczość i materialność aktorom nie-ludzkim, ale zajmuje się także pokazywaniem mechanizmów obiektywizujących wiedzę.



Niechęć do normatywności jest problematyczna także w kontekście normatywności ciał/organizmów w ich relacjach ze środowiskiem, to zagadnienie pozostawiam jednak na boku.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...