Viktor Kalabis — gdyby żył — nie
byłby artystą na nasze czasy. Nie był też, śmiem twierdzić, artystą na czasy, w
których żył. Oby był mu bowiem kult oryginalności i indywidualności, a dzieła
muzyczne postrzegał jako artefakty na wskroś społeczne. Wszelkie próby
budowania języka muzycznego, które prowadziły do zerwania więzi ze słuchaczem
uznawał za nietrafne. Tym, co tworzyło więź między dziełem muzycznym a
słuchaczem były emocje, a także podejmowane przez kompozytora fundamentalne problemy
dla ludzkiego istnienia, jak napięcie między miłością i nienawiścią, dobrem i
złem, pięknem i brzydotą, harmonią a bezładem itd. Szczególnym medium dla
przekazywania emocji i treści egzystencjalnych była, zdaniem Kalabisa,
śpiewność. Jaroslavowi Šedzie, autorowi monografii poświęconej Kalabisowi, miał
wyznać, że całe życie chciał komponować muzykę śpiewaną, ale nie mógł znaleźć
tekstu, który nie wydawał mu się zbędny.
Kilka biograficznych puzzli
Kalabis urodził się 27 lutego
1923 r. w Červenym Kostelecu, w „małym domku naprzeciw poczty”. Miasteczko było
„tekstylne”, zdominowane przez przemysł tkacki. Kalabis przyszedł jednak na
świat w rodzinie urzędnicków pocztowych, był jedynym dzieckiem Viktorii Anny i
Karela. Charakter ich pracy zapewnił Kalabisowi dzieciństwo egzystencjalnie
stabilne. Z domu wyniósł systematyczność, punktualność czy skromność.
Szczególna więź łączyła go z matką, która grała w domu na fortepianie. Jak sam
wyznał, muzyka otaczała go od wczesnego dzieciństwa nie tylko w domu. Słuchał choćby zespołu Ády Šupicha, a jako pięciolatek poznał Sprzedaną narzeczoną.
W tym samym wieku rozpoczął naukę gry na fortepianie. Šeda podaje, że jego
pierwsze próby kompozytorskie przypadły na okres 1933-1935. Kalabis napisał
wtedy tango do śpiewania.
Edukacja Kalabisa, poza studiami stricte
muzycznymi obejmuje także zajęcia obejmujące między innymi estetykę, prowadzone
na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Karola. Kalabis był tam studentem Jana
Mukařovskiego, współtwórcy praskiej szkoły strukturalistycznej, który wywarł na
Kalabisa duży wpływ. Właśnie Mukařovski pokazał mu koncepcję formy/struktury,
jako dynamicznej całości, tworzonej przez wzajemnie powiązane elementy, których
hierarchiczne układy były historycznie zmienne. Ze strukturalizmu pochodziło
także pojęcie funkcji, która określa specyfikę danego języka. Kalabis, posługując
się właśnie pojęciem funkcji, krytykował będzie muzykę, która pod pozorem
naturalności jest kompozytorskim ekshibicjonizmem zafiksowanym na
indywidualistycznym wyrażaniu ego.
Zdjęcie za monografią Šedy. |
Jednym z najważniejszych wydarzeń
w życiu Kalabisa było spotkanie z Zuzaną
Růžičkovą, z którą ożenił się w 1952 r. Więź między nimi była nadzwyczaj silna. Kalabis wyznawał, że małżeństwo to dało mu bardzo wiele, także zawodowo — Zuzana, jedna z najwybitniejszych klawesynistek XX. wieku, była pierwszym sędzią jego dzieł. Żyli skromnie, ich priorytetem była możliwość (wspólnej) pracy. Mieszkanie zapełniały książki, których lekturze oddawali się w czasie wolnym (niekiedy czytanie zamieniając na oglądanie telewizji). Ważnym elementem ich życia była także przyroda. Wolny czas wykorzystywali na wyjazdy poza miasto, ciesząc oczy bogactwem obrazów, spacery zaś wypełniając ciszą i rozmową. Zuzana wywarła także bezpośredni wpływ na muzykę Kalabisa. Jej rozmiłowanie w Bachu, analityczne zgłębianie jego partytur i wykonawstwo, wpłynęły na wykorzystywane przez Kalabisa środki muzyczne. Zainspirowały również Kalabisa do napisania kwartetu smyczkowego poświęconego Bachowi (poza tytułem Ad honorem J. S. Bach, Kalbis wplata do muzyki nazwisko Bacha oraz fragment z Pasji Mateuszowej). Utwór ten jest rodzajem filozoficzno-etycznej medytacji. Bach jest tu symbolem „równowagi na wulkanicznie niestabilnej glebie filozoficznego sceptycyzmu”, jak pisał kompozytor w komentarzu do utworu.
Růžičkovą, z którą ożenił się w 1952 r. Więź między nimi była nadzwyczaj silna. Kalabis wyznawał, że małżeństwo to dało mu bardzo wiele, także zawodowo — Zuzana, jedna z najwybitniejszych klawesynistek XX. wieku, była pierwszym sędzią jego dzieł. Żyli skromnie, ich priorytetem była możliwość (wspólnej) pracy. Mieszkanie zapełniały książki, których lekturze oddawali się w czasie wolnym (niekiedy czytanie zamieniając na oglądanie telewizji). Ważnym elementem ich życia była także przyroda. Wolny czas wykorzystywali na wyjazdy poza miasto, ciesząc oczy bogactwem obrazów, spacery zaś wypełniając ciszą i rozmową. Zuzana wywarła także bezpośredni wpływ na muzykę Kalabisa. Jej rozmiłowanie w Bachu, analityczne zgłębianie jego partytur i wykonawstwo, wpłynęły na wykorzystywane przez Kalabisa środki muzyczne. Zainspirowały również Kalabisa do napisania kwartetu smyczkowego poświęconego Bachowi (poza tytułem Ad honorem J. S. Bach, Kalbis wplata do muzyki nazwisko Bacha oraz fragment z Pasji Mateuszowej). Utwór ten jest rodzajem filozoficzno-etycznej medytacji. Bach jest tu symbolem „równowagi na wulkanicznie niestabilnej glebie filozoficznego sceptycyzmu”, jak pisał kompozytor w komentarzu do utworu.
Muzyka
Kalabis wierzył, że muzyka jest pewną
żywą, dynamiczną całością, która się rozwija. Poszerzenie tonalności,
usamodzielnienie dysonansów, równouprawnienie wszystkich tonów — to zjawiska,
które rodziły się właśnie na drodze rozwoju muzyki. Takim »naturalnym« etapem
była także dodekafonia, Kalabis podkreślał, że gdyby nie pojawił się Schönberg,
ktoś inny usystematyzowałby atonalność, po którą sięgali kompozytorzy sprzed
czasów Schönberg.
Patrząc z takiej perspektywy Kalabis
przeczył wielkim zwrotom w muzyce. Deklarował, że wierzy w ciągłość ludzkiej
myśli i kultury, zwłaszcza muzycznej. Wielki zwrot oznaczać by mógł jedynie
zagładę muzykę. Nie przeczył przy tym, że można mówić o zwrotach w sensie,
który z braku lepszego słowa, nazwę mniejszym. Zwrot wiązałby się wtedy ze
zmaganiami kompozytora z językiem muzycznym, z eksperymentowaniem. Trzeźwo
dodawał jednak, że w jakiejś mierze eksperymentować musi każdy kompozytor;
eksperymentowanie zaś nie jest tożsame z oryginalnością. Powołując się na słowa
Noda Rorema utrzymywał, że innowator i kompozytor to dwie różne profesje:
wielcy innowatorzy nie są najlepszymi kompozytorami, ci drudzy zaś spożytkowują
innowacje, włączając je do swojego języka muzycznego i techniki pracy. Można by
powiedzieć, że na przysłowiowy geniusz pracuje rzesza innych ludzi, od
reprezentantów przeszłości (tradycja, twierdził Kalabis, to nie nawyk, który
działa automatycznie, ale żywa siła) po ludzi z czasów współczesnych, z
problemami ich i świata, który zamieszkują. Muzyka jest odpowiedzią na ten
świat, zawsze zanurzona jest w kontekście. Jej dekonstekstualizacja jest
niebezpieczna. Widać to było właśnie po sztywnym stosowaniu prawideł
dodekafonii. Kalabis mówił, że wystarczy tu elementarna logika pozwalająca opanować
metodę, nie trzeba fantazji czy wyobraźni. Muzyka powstaje wtedy jakby na
skutek działania algorytmu, pozbawiona jest jednak niedefiniowalnego piękna. Z
dodekafonistów ciepło wypowiadał się o Albanie Bergu, ale też był on najmniej
ortodoksyjnym, zanurzonym w ekspresjonizmie i gnostycyzmie, z przedstawicieli drugiej
szkoły wiedeńskiej. Przy tym społeczny charakter muzyki i jej związek ze
współczesnością wiążą się z wymogiem nie zamykania się w klatce tego, co było. Kalabis
posługiwał się techniką dwunastotonową, choćby w symfonii nr 2 Pokój czy
Muzyce kameralnej op. 21, choćby w części 3, swoistym concerto grosso,
gdzie dwunastotonowość pojawia się w ripieni. W 2 części symfonii nr 3
posłużył się także aleatoryzmem. Stosunek Kalabisa to takich zjawisk jako
deodekafonia najlepiej oddaje chyba ten cytat: „Kto nie ma nic do powiedzenia,
temu nie pomoże żaden system”.
Ważnym punktem muzycznego
odniesienia byli dla Kalabisa kompozytorzy okresu XVII-XIX wieku. Ich muzykę
interpretował egzystencjalnie, uważał, że opowiada ona do dobru i złu, miłości
i nienawiści, pięknie i brzydocie, harmonii i nieuporządkowaniu, ładzie i
anarchii, realności i nadrealności… Jego zdaniem, te fundamentalne kwestie potrafiono
scalić w obrębie jednolitej formy, przy tym unikając „taniego patosu i krzyku”.
Rozwój języka kompozytorskiego Kalabisa jest właśnie szukaniem syntezy, nie
eklektycznego sklejania czegoś z czymś. Z całą pewnością jest to także dążenie
do tego, by nie wypowiadać się w sposób krzykliwy i jarmarczno-patetyczny.
Tylko w ten sposób egzystencjalny charakter jego dzieł miał szansę zostać
wydobyty. Bachowi i muzyce baroku zawdzięczał odwagę harmoniczną, wyważenie
proporcji, fantazyjnie swobodne kształtowanie architektoniki utworów,
motoryczność właściwą toccatom czy wyczulenie na ornamentykę. Wiele zawdzięczał
studiom nad Beethovenem (napisał nawet kadencję do jego 3 koncertu
fortepianowego) czy Mozartem. Z romantyków szczególnie ważny był dla niego
Brahms — praca tematyczna, wariacyjna, bas w passacaglii, niesemantyczna
śpiewność melosu itd. Odwoływał się także do Smetany, Dvořaka, Mussorgskiego
czy Debussy’ego.
Ale najbliżsi byli mu chyba Leoš
Janaček i Bohuslav Martinů. Odnosząc się krytycznie do muzyki będącej konsekwencją
sztywnego stosowania metody stwierdził, że pozbawiona jest ona nieuchwytnego i
niemożliwego do zdefiniowania piękna, obecnego w prostym dwugłosowym motywie z Na
zarośniętej ścieżce Janačka czy
symfoniach Martinů. Obu kompozytorów uważał przy tym za autentycznych
awangardzistów. Jak twierdził:
„Awangardowym należy nazwać tego,
kto widział prawdę i za nią walczył, zanim zobaczyli ją inni. Walczył za nią,
ponieważ jego etyka nie pozwalała mu na wybór drogi wygodniejszej. Ponieważ
jego prawda była awangardowa (co mógł pokazać dopiero czas), nie była
powszechnie rozumiana”.
Janaček był mu bliski nie tylko ze
względu na rozwiązania formalne, ale także głęboki humanizm jego muzyki i jej
silne związki z przyrodą. Martinů uznawał za „…poetę naszej ziemi, naszych
radości i smutków, naszej Wysoczyzny”. Kompozytor ze szczególną klarownością
miał „tłumaczyć wszystkim ludziom, co jest podstawowym rysem czeskiego
człowieka”. Wyrażał to zaś w muzyce wyrafinowanie prostej, za którą skrywał się
„głęboki człowiek — filozof”. Niestety, jemu współcześni mylili prostotę
mądrości z prostactwem, nie dostrzegali, że awangardowość Martinů polegała na
komunikowaniu złożonego świata „w najprostszej możliwej formie”, że była wyrazem
„czystego kochającego serca”. Te — przyznam — patetycznie brzmiące wyznania
przekładały się na działania Kalabisa, który publicznie bronił Martinů przez
krytykami. W adresowanym do starszego kolegi liście przyznawał też, że marzył,
by u niego studiować. Pozostał nawet na trzeci rok w konserwatorium licząc, że Martinů
obejmie tam klasę. Gdy okazało się, że do tego nie dojdzie, przeniósł się w
końcu do Akademii Muzycznej.
Płyta
Supraphon wydał w tym roku
dwupłytowy album z kompletem dzieł fortepianowych Kalabisa. Gra je Ivo Kahánek.
Na pierwszym krążku znajdują się trzy sonaty fortepianowe, na drugim pozostałe
utwory: Akcenty. Cykl fortepianowych studiów wyrazowych op. 26, Entrata,
aria i toccata op. 41, Trzy polki
op. 52, Cztery zagadki dla Grahama op. 71, Dwie Toccaty op.
88 i Allegro impetusoso op. 89.
To bardzo zróżnicowany repertuar
o różnych ciężarze gatunkowym. Toccaty wraz z Allegro impetuoso pomyślane
są na wzór etiud Czernego, jako utwory dla młodych i najmłodszych pianistów.
Zagadki to utwór pisany z myślą o przyjacielu Kalabisa i Růžičkovej Grahamie
Melville’u Masonie. Tytułowe zagadki dotyczą wpisania w muzykę imienia Graham, utwór zaś
napisany jest tak, by mógł zagrać go Mason. Akcenty to zbiór miniatur, z
których każda dotyczy jakiegoś problemu dotyczącego wyrazu. Ostatnia z
miniatur, jak w 1988 r stwierdził Kalabis, to „fortepianowa burza dla
Światosława Richtera”. Entrata to utwór napisany dla Pavla Štěpana.
Konstrukcyjnie przypomina barokową suitę. Polki są próbą (ponownego,
choćby po Smetanie czy Martinů) uchwycenia czeskiego ducha. Kalabis uważał przy
tym, że właśnie ten taniec jest „duszą czeskiej muzyki”.
Sonaty pozwalają prześledzić
rozwój jego języka, od widocznych wpływów Strawińskiego i Bořkovca w pierwszej
sonacie i przyjęciem klasycznej formy sonaty, po wyjście poza ograniczenia
formalne. Pierwsza sonata jest trzyczęściowa. Kalabis napisał ją w 1947 r. dedykując
matce — wprawdzie nie byłaby w stanie jej zagrać, chciał jej jednak ofiarować
najlepszą (na tamten moment) napisaną rzecz. Mamy tu bardzo czytelne allegro,
rondowy finał, a w części drugiej „passacagliowy” bas.
Sonaty druga (z 1948 r., „to już
moje własne dzieło”, stwierdził Kalabis) i trzecia (z 1981/1982) są
dwuczęściowe. Części pierwsze pełnią rolę preludiów. Drugie pełnią rolę
dramatu.
Introduzione sonaty z
1948 r. ma budowę trójdzielną, z figurowaną melodią chorałową w środku. Rozpoczyna
się medytacyjnie, od granego pp dźwięku D i wolnym wspinaniu się przez chromatycznie
zróżnicowane rzędy tonów. Jak pisze Šeda mamy tu do czynienia z napięciami i
bólem, przynoszonymi przez dysonanse, rozładowanymi przez współbrzmienia
konsonansowe. Ten wstęp to swoiste De profundis ludzkości. Część druga w
budowie to allegro sonatowe, z parą kontrastujących tematów, z których drugi do
stylizowana morawska piosenka ludowa.
Sonata trzecia, która jak
poprzednia opowiada o egzystencjalnej sytuacji „ja a świat, świat a ja”. Preludium
oparte na technice pasażowej, poprzedza tu dramat, który nie jest już opowiadany
językiem opartym o tematy muzyczne. Mamy tu raczej strukturę opartą na
kontrastach, gdzie z muzyką motoryczną sąsiaduje fragment jakby polifoniczny,
przypominający Šedzie rysy na szkle.
Kalabis twierdził, że największą
trudnością tej sonaty jest wyraz. Pianista nie powinien interpretować jej z
akademickim chłodem, powinien za to być bardzo bogaty.
Moim zdaniem Kahánek doskonale
rozumie i czuje tę muzykę. Znakomicie ją także interpretuje. Wracam do tego
albumu raz po raz. Podobnie jak do zarejestrowanej wcześniej płyty z sonatami
m. in. na wiolonczelę i klarnet (z Kahánkiem przy fortepianie). A także do
krążka z kwartetami smyczkowymi nr 3-6 (różni wykonawcy).
*Tekst w całości oparty na
monografii Jaroslava Šedy Viktor Kalabis, Praha 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.