piątek, 28 października 2016

KU CZCI TERESY ŻYLIS-GARY


12 października 2016 r. Teresa Żylis-Gara otrzymała doktorat honorowy swojej Alma Mater. Z tej okazji Akademia Muzyczna przygotowała specjalną publikację zatytułowaną Maestra Teresa Żylis-Gara doctor honoris causa Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi. Zamieszczono w niej słowo skierowana do Artystki przez Rektora AM Cezarego Saneckiego, laudację, wygłoszoną przez Promotora Wiesława Ochmana, recenzje doktoratu sporządzone przez Jerzego Marchwińskiego oraz Włodzimierza Zalewskiego, fragmenty recenzji oraz wspomnienia Piotra Nędzyńskiego. Wszystkie teksty opublikowano po polsku i po angielsku. Książka zawiera także łacińską treść dyplomu doktorskiego oraz liczne fotografie.

***
Publikacja ta sprawiła mi wiele radości i — w moim odczuciu — stanowi piękne dopełnienie tego ważnego dla Łodzi wydarzenia. Oczywiście, jak przystało na okoliczności, odnajdziemy w tekstach wiele podniosłych słów, wyrazów zachwytu, uwag dotyczących sztuki wokalnej Maestry, przebiegu jej kariery czy realizowania przez nią pasji pedagogicznej. Szczęśliwie maestria Żylis-Gary wymyka się autorom i nie da się — po lekturze książki — zamknąć Jej w jakiekolwiek schematy. Przykładowo, dla Ochmana Żylis-Gara to sopran „z natury liryczny”, dla Zalewskiego —liryczno-dramatyczny, a dla recenzenta San Antonio Express News to „cudowny sopran dramatyczny”. Autorzy czynią także rozmaite porównania — Nedzyński zestawia Ją choćby z Renatą Tebaldi, recenzent z San Antonio z kolei pisze, że Jej głos nie odbiega od… głosu Zinki Milanov. Na kartach książki zgodnie podkreśla się przy tym Jej doskonały warsztat czy krystaliczną czystość głosu. Innymi słowy, publikacja pozwala poszerzyć spojrzenie na fenomen, którym jest Żylis-Gara, ale niczego nie narzuca. 

Dla mnie Żylis-Gara to zjawisko samo w sobie. Jej głos „widzę” jako mleczno-niebiesko-szary (Milanov zaś ma dla mnie głos w różnych odcieniach zieloności). Cenię jej skupiony ton, miękkość ataku, krągłość dźwięku, piękno frazy i subtelność budowania postaci. Nie popada nigdy w skrajne, szalone emocje, które szybko zaczynają nużyć, ale nie jest też zimna. Łatwo taki styl ekspresji pomylić z „pomnikowością”. Jej bohaterki nigdy nie stają się pomnikami. Na odwrót — są psychologicznie bogate, tyle tylko, że na to bogactwo trzeba zwrócić uwagę. 

***
W ramach recenzenckiego „kręcenia nosem”, chciałbym uzupełnić i skorygować tekst Nędzyńskiego. Mianowicie, nie jest On pewny, czy Żylis-Gara przyjęła propozycję zaśpiewania w MET Amelii w Balu maskowym. Z informacji, które można znaleźć w internetowym archiwum, po raz pierwszy wystąpiła jako Amelia 19 stycznia 1981 r. Spektaklem dyrygował Michelangelo Veltri, a wśród partnerów Artystka miała Carla Bergonziego, Biankę Bernini oraz Louisa Quilico. Bill Zakariasen na łamach Daily News pisał: „The new Amelia was soprano Teresa Zylis-Gara. Her voice was in prime estate, easily encompassing the broad range of this often troublesome part, and her volume was more than sufficient. She was, however, noticeably passive in this go-getter role, but later performances should bring out the temperament we know is there”. Wbrew sugestii Nędzyńskiego Żylis-Gara śpiewała również Zyglindę (informację na ten temat znaleźć można w zamieszczonym w publikacji wyborze ról i partii, które kreowała Maestra). Obie z tych ról Nędzyński uznał za zbyt dramatyczne dla jej głosu, przy czym Amelia miała lokować się „na granicy naturalnych możliwości Jej głosu” (powołuje się tu na wypowiedź Artystki), Zyglinda zaś miała być partią po prostu „zbyt dramatyczną”. Co ciekawe, Zyglindy w wykonaniu Żylis-Gary można posłuchać — wydano zapis całego Pierścienia z Paryża z 1986 r.* Dyrygował wtedy Marek Janowski, Zygmundem był James King, Brunhildą Ute Vinzing, Wotanem Donald McIntyre (w Złocie... Wotana śpiewał Roger Roloff) a Fryką Waltraud Meier. Proszę mi wierzyć, że burzliwa owacja na zakończenie pierwszego aktu ściska mnie za serce. 
Edytorsko przyczepię się do dwóch drobiazgów z tekstu Włodzimierza Zalewskiego: nie Mark Janowski, a Marek Janowski, a także Sawallisch a nie Savallisch.

***
Obok książki Akademia przygotowała także płytę z recitalem pieśni w wykonaniu Maestry. Dzisiejszy dzień i jego nastroje spowodował, że nie mogłem oderwać się od utworów Gabriela Faurego, w których Artystce towarzyszy Christian Ivaldi.
Do połowy listopada we foyer Sali Koncertowej AM przy Żubardziej oglądać można także wystawę zdjęć i materiałów archiwalnych obrazujących przebieg kariery Maestry Żylis-Gary.


* Informacja ta jest o tyle ważna, że Nędzyński pisze o odrzuceniu przez Żylis-Garę oferty zaśpiewania Zyglindy w Pierścieniu kierowanym przez Roberta Satanowskiego. Nie jest zatem chyba możliwe, by śpiewając tę rolę wcześniej (tetralogia pod dyrekcją Satanowskiego to lata 1988-1989) odrzuciła ją jako „nazbyt dramatyczną”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...