12 października 2016 r. Teresa
Żylis-Gara otrzymała doktorat honorowy swojej Alma Mater. Z tej okazji Akademia
Muzyczna przygotowała specjalną publikację zatytułowaną Maestra Teresa Żylis-Gara doctor honoris causa Akademii Muzycznej im.
Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi. Zamieszczono w niej słowo
skierowana do Artystki przez Rektora AM Cezarego Saneckiego, laudację,
wygłoszoną przez Promotora Wiesława Ochmana, recenzje doktoratu sporządzone przez Jerzego
Marchwińskiego oraz Włodzimierza Zalewskiego, fragmenty recenzji oraz
wspomnienia Piotra Nędzyńskiego. Wszystkie teksty opublikowano po polsku i po
angielsku. Książka zawiera także łacińską treść dyplomu doktorskiego oraz liczne
fotografie.
***
Publikacja ta sprawiła mi
wiele radości i — w moim odczuciu — stanowi piękne dopełnienie tego ważnego dla
Łodzi wydarzenia. Oczywiście, jak przystało na okoliczności, odnajdziemy w
tekstach wiele podniosłych słów, wyrazów zachwytu, uwag dotyczących sztuki
wokalnej Maestry, przebiegu jej kariery czy realizowania przez nią pasji
pedagogicznej. Szczęśliwie maestria Żylis-Gary wymyka się autorom i nie da się
— po lekturze książki — zamknąć Jej w jakiekolwiek schematy. Przykładowo, dla
Ochmana Żylis-Gara to sopran „z natury liryczny”, dla Zalewskiego
—liryczno-dramatyczny, a dla recenzenta San Antonio Express News to „cudowny
sopran dramatyczny”. Autorzy czynią także rozmaite porównania — Nedzyński zestawia Ją choćby z
Renatą Tebaldi, recenzent z San Antonio z kolei pisze, że Jej głos nie odbiega
od… głosu Zinki Milanov. Na kartach książki zgodnie podkreśla się przy tym Jej doskonały warsztat
czy krystaliczną czystość głosu. Innymi słowy, publikacja pozwala poszerzyć spojrzenie na fenomen, którym jest Żylis-Gara, ale niczego nie narzuca.
Dla
mnie Żylis-Gara to zjawisko samo w sobie. Jej głos „widzę” jako
mleczno-niebiesko-szary (Milanov zaś ma dla mnie głos w różnych odcieniach
zieloności). Cenię jej skupiony ton, miękkość ataku, krągłość
dźwięku, piękno frazy i subtelność budowania postaci. Nie popada nigdy w
skrajne, szalone emocje, które szybko zaczynają nużyć, ale nie jest też zimna. Łatwo
taki styl ekspresji pomylić z „pomnikowością”. Jej bohaterki nigdy nie stają
się pomnikami. Na odwrót — są psychologicznie bogate, tyle tylko, że na to
bogactwo trzeba zwrócić uwagę.
***
W ramach recenzenckiego „kręcenia
nosem”, chciałbym uzupełnić i skorygować tekst Nędzyńskiego.
Mianowicie, nie jest On pewny, czy Żylis-Gara przyjęła propozycję zaśpiewania w
MET Amelii w Balu maskowym. Z
informacji, które można znaleźć w internetowym archiwum, po raz pierwszy
wystąpiła jako Amelia 19 stycznia 1981 r. Spektaklem dyrygował Michelangelo
Veltri, a wśród partnerów Artystka miała Carla Bergonziego, Biankę Bernini oraz
Louisa Quilico. Bill Zakariasen na łamach Daily News pisał: „The new Amelia was
soprano Teresa Zylis-Gara. Her voice was in prime estate, easily encompassing
the broad range of this often troublesome part, and her volume was more than
sufficient. She was, however,
noticeably passive in this go-getter role, but later performances should bring
out the temperament we know is there”. Wbrew sugestii
Nędzyńskiego Żylis-Gara śpiewała również Zyglindę (informację na ten temat
znaleźć można w zamieszczonym w publikacji wyborze ról i partii, które
kreowała Maestra). Obie z tych ról Nędzyński uznał za zbyt dramatyczne dla jej
głosu, przy czym Amelia miała lokować się „na granicy naturalnych możliwości Jej
głosu” (powołuje się tu na wypowiedź Artystki), Zyglinda zaś miała być partią
po prostu „zbyt dramatyczną”. Co ciekawe, Zyglindy w wykonaniu Żylis-Gary można
posłuchać — wydano zapis całego Pierścienia
z Paryża z 1986 r.* Dyrygował wtedy Marek Janowski, Zygmundem był James
King, Brunhildą Ute Vinzing, Wotanem Donald McIntyre (w Złocie... Wotana śpiewał Roger Roloff) a Fryką Waltraud Meier.
Proszę mi wierzyć, że burzliwa owacja na zakończenie pierwszego aktu ściska
mnie za serce.
Edytorsko przyczepię się do dwóch drobiazgów z tekstu Włodzimierza Zalewskiego: nie Mark Janowski, a Marek Janowski, a także Sawallisch a nie Savallisch.
Edytorsko przyczepię się do dwóch drobiazgów z tekstu Włodzimierza Zalewskiego: nie Mark Janowski, a Marek Janowski, a także Sawallisch a nie Savallisch.
***
Obok książki Akademia
przygotowała także płytę z recitalem pieśni w wykonaniu Maestry. Dzisiejszy
dzień i jego nastroje spowodował, że nie mogłem oderwać się od utworów Gabriela
Faurego, w których Artystce towarzyszy Christian Ivaldi.
Do połowy listopada we
foyer Sali Koncertowej AM przy Żubardziej oglądać można także wystawę zdjęć i
materiałów archiwalnych obrazujących przebieg kariery Maestry Żylis-Gary.
* Informacja ta jest o
tyle ważna, że Nędzyński pisze o odrzuceniu przez Żylis-Garę oferty zaśpiewania
Zyglindy w Pierścieniu kierowanym przez
Roberta Satanowskiego. Nie jest zatem chyba możliwe, by śpiewając tę rolę
wcześniej (tetralogia pod dyrekcją Satanowskiego to lata 1988-1989) odrzuciła
ją jako „nazbyt dramatyczną”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.