poniedziałek, 3 września 2012

NIE-MIEJSCA I HETEROTOPIE

Prawdziwemu Architektowi
i innym prawdziwym architektom 

1.
Humanistyka w Polsce była i jest mocno konserwatywna. Przejawia się to na wielu poziomach - w "pozytywistycznym" uprawianiu historiografii, w nieustannym straszeniu postmodernizmem w sytuacji, gdy Zachód myśli już w sposób post-postmodernistyczny czy w wyśmiewaniu nowych sposobów konceptualizacji świata takich chociażby, jak filozofia miasta. Tym bardziej cieszy fakt, że refleksja nad miastem rozwija się w Polsce całkiem nieźle. Wielka w tym zasługa Ewy Rewers (UAM) czy Krystyny Rembowskiej (UŁ), które na wielorakie sposoby starają się uwrażliwiać nas w naszych spotkaniach z przestrzenią.

2.
Nie wiem, na ile powszechnie zdajemy sobie sprawę z tego, że czasy późnej nowoczesności są czasami, które wywłaszczyły nas z miejsc. Tym samym pozbawiły nas orbis interior - sfery zakorzenienia, umożliwiającej - dzięki zamieszkującemu ją genius loci - spokojnie i harmonijnie kształtować i rozwijać naszą tożsamość.

Marc Auge twierdzi wręcz, że tym, co charakteryzuje naszą wizualną rzeczywistość są nie-miejsca, sfery tranzytowe, w których "wszystko zaczyna przypominać wszystko". Choć udają one tradycyjne przestrzenie symulując i szacunek dla odwiedzających je ludzi, i szacunek dla gestów budujących "wspólnotę miejsca", są obszarami niczyimi - służąc tylko przyspieszającemu wciąż przepływowi, zmienności i wydajności. I nic tu nie pomogą wysiłki "architektów" wpisujących w galerie handlowe czy lotniska "ławeczki, fontanny, kierunkowskazy" - nie-miejsca nie staną się przez to "centrami, z których "czerpie się inspirację", w których "bierze się na serio innych ludzi" czy traktuje jako punkt wyjścia do zadania pytania o miejsce, z którego przychodzi do nas Inny.

3.
Nie-miejsca to strefy nadmiaru przestrzeni, kształtujące jednostki narcystyczne i samotne. Samotność jest wynikiem przyspieszenia i nieustannego przepływu, tego, że nie-miejsca umożliwiając nieustanny tranzyt zakazują jednocześnie jakiegokolwiek wiążącego zaangażowania. 
Narcyzm - jak twierdzi Wojciech Eichelberger - bierze się właśnie "z braku doświadczenia głębokiej emocjonalnej więzi z ważnymi osobami z dzieciństwa" i - jak myślę - z braku prawdziwie bliskich osób w dalszym życiu. Jest tak, albowiem przepływ, ruch, brak przynależności emocjonalnej, terytorialnej, czy środowiskowej budują poczucie przelotności, bycia na chwilę, które nie wymagają angażowania się, za to budzą konieczność sprostania coraz to nowym okolicznościom.  

Nie-miejsca sprzyjają tedy tworzeniu ludzi bez właściwości, żyjących w nieustannym napięciu i lęku przed odarciem ich z noszonych przez nich masek. Bo właśnie maski, czy jak mówi się obecnie "wizerunek", są jedyną rzeczą, jaką dysponują i nad którą chcą zachować pełną kontrolę. Nikt obcy nie może bowiem wiedzieć, że ich pozłotka (stanowisko, finansowy sukces, oczytanie) skrywa pustkę. "Życie narcyza - pisze Eichelberger - polega na nieustannym podtrzymywaniu iluzji", na zabieganiu o to, żeby wizerunek jawił się jako niezmienny, a więc na kontroli otoczenia - "lustra cudzych oczu, serc i umysłów". Kontrola otoczenia oznacza również wykluczenie miłości czy przyjaźni - te bowiem zakładają zakorzenienie, autentyzm i wzajemność. Narcyz zaś musi dominować, rozsiewając wokół mityczny blask własnego ja.

4.
Wprawdzie Auge wskazuje na nie-miejsca jako element definiujący nasze czasy, wieszczy też, że konieczne będzie powołanie to życia antropologii samotności, niemniej wierzy jednak, że zdemaskowanie nie-miejsc może obudzić w w ludziach tęsknotę za miejscem.  W walce o to, "jak przestrzeń określa nas, ale również jak i my chcemy ją widzieć, aby ona - zwrotnie - dawała nam poczucie sensu"pomocne może być ponowne odkrycie heterotopii. Owe "inne miejsca", nazwane i opisane przez Michela Foucaulta, to zrealizowane utopie, będące miejscem proliferacji systemu, zaburzenia dominujących znaczeń, odnalezienia siebie. To ogrody, zawierające w kawałku przestrzeni cały wszechświat; to muzea (o których pięknie pisał Piotr Piotrowski) i biblioteki zamykające w jednym miejscu kłębowiska nieprzystających do siebie czasów. To nekropolie, służące pamięci żywych. To doświadczenie domostwa - budowanym dzięki zaangażowaniu: ciszy, stałości, niekończącej się rozmowy, zaufania czu autentyzmu. 
Na wagę złota są dziś ludzie, którzy nie chcą służyć budowaniu nie-miejsc, ale swą wrażliwość i mądrość inwestują w kształtowanie heterotopii. Najbardziej wiarygodni spośród nich tworzą heterotopie najpierw w swoich życiu, dopiero później (symultanicznie?) biorąc się za kształtowanie przestrzeni zamieszkiwanej przez innych. To prawdziwi architekci, którzy pamiętają, że

Architektura kształtuje przestrzeń. Przestrzeń zawiera wszystko, co istnieje w przestrzeni. Dlatego architektura obejmuje wszelkie inne formy prezentacji: wszelkie dzieła sztuk plastycznych, wszelki ornament - dopiero ona ponadto daje miejsce prezentacjom poezji, muzyki, aktorstwa i tańca. Obejmując całokształt sztuk, eksponuje wszędzie własny punkt widzenia. [...] Nawet dramat i muzyka, które najłatwiej przenosić i które można wystawiać wszędzie, nie dopasowują się do każdej przestrzeni, lecz znajdują odpowiednie miejsce w teatrze, sali koncertowej lub kościele. Także tu nie chodzi o jakieś późniejsze, wtórne znajdowanie miejsca dla gotowego w sobie wytworu, lecz o to, by nasłuchiwać kształtującej przestrzeń potencji samego dzieła, które musi się dopasować do danych okoliczności w takim samym stopniu, w jakim stawia własne warunki. (Wystarczy wspomnieć problem akustyki, stanowiącej kwestię nie tylko techniczną, ale i architektoniczną).
Z rozważań tych wynika, że zbiorcza pozycja architektury wobec innych sztuk zawiera dwustronne zapośredniczenie. Jako sztuka wprost kształtująca przestrzeń architektura zarówno ją kształtuje, jak wyzwala" [H.-G. Gadamer].  
5.
Z punktu widzenia systemu, to jednostki niebezpieczne i bezproduktywne, zbyt wiele czujące, nazbyt sensytywne, alienowane więc i skazywanie na udręczenie ich wrażliwości i częste doświadczenie samotności. Szczęśliwi są jednak Ci, którzy takich ludzi spotkali i którym dane było zasmakować rozkoszy heterotopii. Szczęśliwi i wezwani do tego, by chronić i TYCH ludzi, i heterotopie ich życia, i heterotopie, którymi zmieniają świat wokół nas. 

Z punktu widzenia człowieka heterotopie to zobowiązanie. Nałożone dla architektów i stanowiące mola gryzącego ich sumienie. 
  

Wykorzystane teksty:
M. Auge, Nie-miejsca. Wprowadzenie do antropologii hipernowoczesności.
W. Burszta, Samotność w świecie nadmiaru. Przedmowa do wydania polskiego, [w:] M. Auge, Nie-miejsca.
Narcyz. Z psychoterapeutą Wojciechem Eichelbergerem rozmawia Grzegorz Sroczyński, Wysokie Obcasy nr 34 (689).
M. M. Bogusławski, O niepokoju, jaki budzą heterotopie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...