sobota, 15 września 2012

DZIECIOM GROŻĄ PATOLOGICZNI RODZICE BEZ WZGLĘDU NA ORIENTACJĘ, PANIE REGNERUS

1.
Hayden White pisał o historykach, że stosują taktykę Fabiańską, to znaczy, że "kiedy historyk krytykowany jest przez badaczy z kręgu nauk społecznych za elastyczność metod, toporność stosowanych metafor i dwuznaczność socjologicznych oraz psychologicznych założeń, odpowiada on, że historia nigdy nie rościła sobie pretensji do statusu nauki ścisłej [...]. Równocześnie kiedy historyk ganiony jest przez pisarzy za nie dość wnikliwe badanie głębokich pokładów ludzkiej świadomości i za niechęć do wykorzystywania współczesnych mu sposobów literackiej reprezentacji, ratuje się on argumentami, że historia jest właściwie do pewnego stopnia nauką, że dane historyczne nie pozwalają na swobodną artystyczną manipulację oraz że forma narracji nie jest jedynie kwestią wyboru, ale zależy od istoty samego materiału historycznego".

2.
Wyszukany zwrot "taktyka Fabiańska" pasuje być może do poczynań historiografów. W odniesieniu do środowisk prawicowo-katolickich (a innych w Polsce praktycznie nie ma, o zgrozo!) wolę mówić o hipokryzji. Polega ona - tak jak taktyka Fabiańska - na próbie zjedzenia ciastka i posiadania ciastka, a więc na ideologicznej krytyce nauki wtedy, gdy jest to potrzebne, oraz na równie ideologicznej apologii obiektywności nauki, gdy jest na to stosowna koniunktura. 
Z pierwszym podejściem mamy do czynienie na przykład w odniesieniu do neodarwinizmu czy w trakcie dyskusji o in vitro. Poglądom zdecydowanej większości biologów przeciwstawia się różne warianty Teorii Inteligentnego Projektu, produkuje (jak Maciej Giertych) ośmieszające ewolucjonizm broszurki na temat potwora z Loch Ness czy używa jako kontrargumentów tak empirycznie weryfikowalnych pojęć jak osoba czy dusza. 
Z drugim podejściem mamy do czynienia na przykład wtedy, gdy trzeba po raz kolejny przekonać opinię publiczną o tym, że homoseksualiści to potwory i dewianci, którzy zawiązali spisek mający na celu zniszczenie dotychczasowego porządku świata. Naukowcy i publicyści prawicowo-katoliccy nie boją się wtedy argumentów rodem z trywialnego darwinizmu, zapominając w ferworze dyskusji  o tym, że w ich optyce także homoseksualiści (ale także bi- czy trans-seksualiści) są osobami posiadającymi duszę, eo ipso są podmiotami posiadającymi uczucia i godność.
Doskonałym przykładem demagogicznego odwołania się do obiektywizmu badań naukowych jest raport Marka Regnerusa*, "który niedawno wykazał w swoich badaniach, że dzieci z tradycyjnych rodzin są znacznie szczęśliwsze i zdrowsze niż te wychowane przez pary jednopłciowe, stał się obiektem ataków ze strony środowisk homoseksualnych".

3.
Zastanawiam się, co w nauce, zwłaszcza takiej, jak (psycho)socjologia, da się wykazać? Już Koło Wiedeńskie pokazało bowiem, że twierdzenia naukowe mają co najwyżej status hipotez, mniej lub bardziej uwierzytelnionych empirycznie. Kołem Wiedeńskim i epistemologami nie ma się jednak co przejmować, skoro celem narracji jest przekonanie czytelnika, a nie  przedstawienie mu rzetelnego opisu (pewnie równie nierzetelnego) raportu z badań psychologicznych.  A że przekonuje się per fas et nefas** jako kontrargument na wątpliwość, którą sformułowałem powyżej, wystarczy stwierdzić, iż "Jeden z niezadowolonych z wyników prac badawczych, stawiających w niepochlebnym świetle homozwiązki, zakwestionował na swoim blogu rzetelność naukowej pracy socjologa. To wystarczyło, że sprawą zajęła się specjalna komisja Uniwersytetu Texas w Austin, gdzie uczony jest zatrudniony. Szybko okazało się, że zarzuty pod adresem naukowca są całkowicie bezzasadne, a metodyka przeprowadzonych badań jest bez zarzutu".

4.
Owszem, badania mogły być przeprowadzone bez zarzutu, tego nie powinien chyba jednak rozstrzygać sąd, a kompetentne środowisko naukowców (po co, skoro środowisko to, wbrew prawicowym katolikom nie uznaje homoseksualizmu za chorobę). Zapomina się tu jednak, że w empirii widzi się to, na co pozwala dobrana do badania teoria. Dobór pytań, zastosowane w ankiecie sformułowania, często także wybór grupy, na której prowadzi się badania, nie są neutralne dla osiągniętych w badaniu wyników. O aksjologicznym, politycznym czy ideologicznym zapleczu obiektywnej jakoby procedury naukowej od lat wspominają zresztą różnej maści badacze nauki. Przemilczanie ich osiągnięć w tym kontekście jest szczególnie wymowne.   

5.
Czego można dowiedzieć się z raportu? Zasadniczo niczego nowego. Z badań wynika, że homoseksualiści do pedofile (przesąd doskonale zaszczepiony naszemu społeczeństwu, co widać choćby po mojej sąsiadce-nauczycielce; przez wiele miesięcy o prawo do widywania się z córką walczył mężczyzna, wystający na naszej ulicy pod domem swojej byłej i dużo młodszej partnerki, gdy próbowałem docenić jego postawę usłyszałem, że to może jaki "pedał", więc nie ma się czym zachwycać; cóż po fazie miłości do Sajuza mamy czas miłości do States, więc amerykański raport potwierdzi oczywiste prawdy!) i promiskuici. Dewiacyjność ich "natury" przekłada się zaś na problemy psychologiczne wychowywanych przez nich dzieci, na trudności w odnalezieniu się w życiu dorosłym, co uwidaczniają problemy ze znalezieniem pracy czy myśli samobójcze. Owszem, wszystko to jest również wśród dzieci wychowywanych przez małżeństwa heteroseksualne, ale odsetek jest mniejszy.

6.
Chciałbym dożyć czasów, gdy liczba dzieci wychowywanych przez pary homoseksualne i heteroseksualne będzie taka sama. Wtedy badania ilościowe będą dla mnie bardziej wiarygodne. Chciałbym także dożyć czasów, gdy z rodzin katolickich zniknie alkoholizm, przemoc domowa, gdy heterosekualne i katolickie małżeństwa przestaną kisić dzieci w beczkach i wyrzucać je na śmietniki. Chciałbym również dożyć czasów, gdy w katolickim kraju nie będą potrzebne na taką skalę domy dziecka - cóż, mieszkałem kilka lat w sąsiedztwie i zdążyłem się napatrzeć na jakość życia i zdrowie psychiczne wychowanków.

7.
Z wiekiem, chociem spolegliwy, staję się w niektórych kwestiach coraz bardziej radykalny. Czytając raporty w stylu pracy Regnerusa, słuchając o prawie do niewypisania leku przez lekarza i niewydania go przez aptekarza z powodów religijno-moralnych, wiedząc o działaniu katolickiego ośrodka leczącego homoseksualistów mam coraz większą potrzebę całkowitego rozdziału państwa i kościoła. Całkowitego, czyli przebiegającego także przez instytucje. Niech będą oznakowane przychodnie, apteki, poradnie, uniwersytety, akademie, media, czasopisma naukowe, by wiedzieć, czy wchodzi się do instytucji państwowej czy religijnej. Niech episkopat (albo i sam Watykan) powoła odpowiedniki państwowych ministerstw. I niech jedne finansuje neutralne religijnie państwo, a drugie zaangażowana religijnie instytucja. Niech wszystko w końcu będzie jasne!

8.
Coraz częściej myślę, że dla godziwego życia społeczności wystarczą dwie zasady: szacunek dla obowiązku i świadomość, że drugi człowiek zawsze jest celem, a nigdy tylko środkiem do osiągnięcia czegokolwiek. W takiej perspektywie społeczeństwo nie musi składać się z gejów, lesbijek, heteroseksualistów, itd. Musi składać się ze współpracujących ze sobą, szanujących się i moralnie ukształtowanych jednostek. 
A patrząc na polskie rodziny myślę, że w duecie, którego jestem elementem, niejedno dziecko znalazło by  ciepło, troskę, zrozumienie i równowagę, których nie zna. Zresztą dzieci instynktownie obierają nas za wujków. Tego będę się trzymał!

*Artykuł na jego temat znalazłem tutaj: http://wpolityce.pl/wydarzenia/36178-co-grozi-dzieciom-wychowanym-przez-homoseksualistow-miazdzacy-raport-amerykanskiego-socjologa
**Strategię tę doskonale potwierdza umieszczone przy artykule zdjęcie - ilu gejów wygląda właśnie tak??

7 komentarzy:

  1. To patologie występują tylko wśród rodzin katolickich? A inne wyznania? A bezwyznaniowcy? Coś bardzo płaski ten Pana artykuł. Rozumiem, że jest Pan specjalistą w zakresie rozwoju dziecięcego, że wydaje Pan takie ostateczne twierdzenia na ten temat. I oczywiście może Pan powołać się na wszelkiego rodzaju badania prowadzone w tym zakresie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowna Pani,
    na WSZYSTKIE możliwe badania nie jest w stanie - w jakiejkolwiek dziedzinie - powołać się chyba nikt.

    A o innych wyznaniach nie mam potrzeby pisać, bo ich przedstawiciele nie wywołują takiej publicznej presji na osoby odmiennie funkcjonujące w świecie, jak w Polsce robią to katolicy. Nie twierdzą też tak ostentacyjnie, że inne=patologiczne.
    Wystarczy znać genezę raportu (wiem, nie-polskiego) i to, kto (już w Polsce) wykorzystuje go jako argument.

    Swoją drogą odmienność wyników badań z zakresu psychologii (i nie tylko) między badaczami-katolikami i resztą naukowego świata potrafią dać dużo do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę operować na procentach a nie liczbach bezwzględnych. Wtedy niech Pan przytoczy jak wygląda sytuacja patologii w małżeństwach sakramentalnych zawartych w Kościele, a jak np w konkubinatach.
    Z niecierpliwością czekam na takie rzetelne zestawienie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może wystarczy, że poszepera Pan w sieci - badań nad rodzinami nieheteronormatywnymi i niemoogamicznymi było wiele i różnych. Choćby stare Pattersona, czy Schaffera. Sporo materiału znaleźć można też u Deborah Anapol.
    Stan polskich rodzin jest non stop mielony w mediach, a problemy rozstrząsane przez episkopat w ramach retorycznej prewencji.
    Prac o patriarchalnym (a taki dominuje w polsko-katolickiej wizji z jej niechęcią nawet do regulacji związanych z ograniczeniem przemocy w rodzinie) modelu rodziny i jego aberracjach także jest trochę.

    Sam z chęcią przestanę odnosić się do "liczb bezwzględnych", o ile druga strona zacznie to robić. I podda pod dyskusję swoją metodologię.
    Badania Regnerusa metodologicznie rozgromiono. Do tego stopnia, że sam przyznal, iż ostatecznie zbadał coś innego niż rzekomo zbadał. Może za tym także warto poszperać?
    Mój wpis na blogu jest tylko wyrazem niechęci względem ideologicznie nacechowanych uogólnień i nierzetelności (cf. http://blogdebart.pl/2012/06/12/ach-te-zwodnicze-tytuly-goscia-hihi/).

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoro o Pattersonie mowa, próbki badawcze liczyły od 33 (2004 r.) do 37 (1998 r.) osób. Bardzo reprezentatywne, nieprawdaż? Podobnie się rzecz ma ze znakomitą większością "badań" przeprowadzonych w latach 1995 - 2012. A czy rzeczywiście dzieciom wychowywanym przez gejów nic nie grozi, cóż, dzieci z gejowskich domów mają 69% szansę na ukończenie szkoły w porównaniu z rówieśnikami z rodzin hetero, w przypadku lesbijek jest to 60%. Za: High school graduation rates among children of same-sex households, Douglas W. Allen, Springer Science+Business Media, New York 2013. Z niecierpliwością czekam na wnioski po lekturze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tytuł posta jest pewnie nie dość fortunny. Idzie mi o bardzo prostą rzecz - nie uważam, że z samego faktu homoseksualizmu rodziców wynikają jakiekolwiek patologie. Te, jak i w rodzinach heteroseksualnych czy niepełnych, zdarzają się w zależności od ludzi. Dlatego wnioski Regenrusa uważam za naciągane. A co do badań - wie Pan, sytuacja dzieci ze związków jednopłicowych często jest trudna - nieakceptowany model takiej rodziny, traumy wynikające z edukacji etc. Pytanie tylko, jak takie czynniki wiążą się z samą oreintacją...

    OdpowiedzUsuń
  7. "W rzeczywistości, co wyjaśnię dokładnie dalej, badanie Regnerusa w ogóle nie dotyczyło rodzicielstwa par jednopłciowych, było źle przeprowadzone od strony metodologicznej, oraz, jeśli ma być argumentem za czymkolwiek, to za zniesieniem dyskryminacji lesbijek i gejów w dostępie do instytucji małżeństwa".
    http://slwstr.net/blog/2014/1/31/regnerus-fail

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...