W tym roku w wigilię Zesłania
Ducha Świętego odbyła się w Warszawie Parada Równości. Tegoroczne hasła
dotyczyły niepełnosprawnych, uchodźców, osób LGBT+. Myślę sobie, że to bardzo
symboliczna koincydencja, bo też w apelach o równość przejawia się duch
Zielonych Świąt (tak tak, znam wypowiedzi Pawła, w których piętnuje seks
homogenitalny; pamiętam także, że zakazywał kobietom odzywać się w kościołach;
jednocześnie pisał o jedności wszystkich w Chrystusie. Zakaz dotyczący kobiet
Kościół przezwyciężył, może warto więc, by pochylił się nad wiedzą o
orientacjach psychoseksualnych, o których w czasach Pawła nic nie wiedziano). O
wiele bardziej niż w polsko-katolickiej teologii narodu.
***
„Myśmy zatrzymali muzułmanów,
bolszewików i gender. Myśmy nawet Clinton zatrzymali. Polak potrafi” —przywołuję
w pamięci wypowiedź Dariusza Oko przytoczoną w Tygodniku Powszechnym.
Przypomina mi się scena, którą widziałem tej zimy. Punkt z kebabem. Za ladą
uwija się pracownik, na moje oko Arab. Klientem jest chłopak ubrany w bluzę z
serii „odzieży patriotycznej”. Choć obaj są spokojni, w scenie tej — widzianej
z boku — jest jakiś dysonans. Do głowy przychodzą mi pytania: to spokój
równorzędnych partnerów? A może spokój taktyczny? Lub wyraz kapitulacji przed
polską dumą z tego, że zatrzymało się „muzułmanów, bolszewików i gender”? Jaki
komunikat chce wysłać klient ubierając się w „bluzę patriotyczną” i kupując w
niej kebab?
Chcąc tego, czy nie, jego bluza
konotuje znaczenia, które składają się na pewną wizję narodu polskiego i dumy z
bycia Polakiem. Jest wyrazem „przeświadczeni[a] o podstawowej wartości
ojczyzny”. Stanowi afirmację podmiotu zbiorowego, który został ochrzczony,
bierzmowany, który posiada życie osobowe nierozerwalnie związane z
chrześcijaństwem i Kościołem rzymsko-katolickim, choć to nie Kościół jest drogą
narodu, ale naród jest drogą Kościoła (Bartnik, s. 19, 12-13). Tak pojmowanego
narodu nie da się zastąpić pojęciem „społeczeństwa obywatelskiego”, bo jest to
„fenomen płytki, materialny, bezosobowy, którym da się rządzić przez mass
media, pieniądz, towar, technikę”, a Kościół uznaje się jedynie za
„«dopuszczalny»” wtedy, „gdy będzie poddany nie hierarachii, lecz «świeckim
elitom postępowym», które «zmodernizują» jego naukę i podstawę” (idem, s. 14).
Tak pojmowany naród jest także obcy marksistom i socjalistom, liberałom,
indywidualistom i subiektywistom, którzy toczyli i toczą z nim wojnę (idem, s.
13).
Czy jednak taka wizja narodu nie
jest efektem reifikacji tego pojęcia? Czy nie jest także mitem, który
kształtuje wyobraźnię społeczną? Czy jako mit, nie jest narzędziem polityki,
nie posiadając dostatecznej legitymizacji w pismach biblijnych? I czy daje się
on pogodzić z pryncypiami chrześcijaństwa? A może tylko zaszczepia się na
dyskursie religijnym? Dopisuje do niego niespecjalnie chrześcijańskie
konotacje?
Polska teologia wypracowała
teologiczne pojęcie narodu. Uważam je za pojęcie mityczne — jego sens
nadbudowany jest bowiem zarazem nad tradycją chrześcijańską, jak i nad
pozateologicznymi, często nacjonalistycznymi koncepcjami narodu. Teologiczne
pojęcie narodu pozwala nam oswajać naszą codzienność — służy m. in. wydobyciu
wyjątkowości Polaków, pomaga w określaniu scalającego polską wspólnotę wroga, w
mobilizowaniu sił i nadawaniu sensu walce, którą toczy się w imię obrony
prawdziwej polskiej i europejskiej tożsamości.
Ale czy staje się pomocne w chrześcijańskiej posłudze drugiemu
człowiekowi?
***
W gruncie rzeczy chrześcijaństwo
powstaje wraz z zesłaniem Ducha Św. Doświadczenie pięćdziesiątnicy jest
doświadczeniem „globalizacyjnym” — wyjściem poza elitarystyczną, zawężoną do
określonego etnosu, wizję wspólnoty religijnej. „Przebywali wtedy w Jeruzalem
pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod niebem. Kiedy więc posłyszeli ten szum,
tłum zgromadził się i zdumiał, bo każdy słyszał, jak przemawiali w jego własnym
języku. Byli zaskoczeni, dziwili się i pytali: Czy ci wszyscy, którzy
przemawiają, nie są Galilejczykami? Jak więc każdy z nas słyszy swoją mowę
ojczystą? Partowie, Medowie, Elamici, mieszkańcy Mezopotamii, Judei, Kapadocji,
Pontu, Azji, Frygii, Pamfilii, Egiptu, tych części Libii, które leżą blisko
Cyreny, przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie —
słyszymy ich, jak w naszych językach
głoszą wielkie dzieła Boga” (Dz 2, 5-11). Jak wielkim zaskoczeniem był ten dar
uniwersalnej równości świadczyć może fakt, że jedni nie wiedzieli co myśleć, a
inni drwili z apostołów zarzucając im upicie młodym winem. Mówię o darze
uniwersalnej równości, uformowane przez Ducha Świętego chrześcijaństwo znoi
nierówność między ludźmi różnych narodów. Co więcej, znosi także nierówność
między ludźmi wynikającą z płci, religii czy statusu społecznego. Czytamy w
Liście do Galatów: „Wszyscy bowiem dzięki wierze w Chrystusa Jezusa jesteście
synami Boga. Wy przecież, którzy zostaliście zanurzeni w Chrystusa,
przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani Greka, nie ma niewolnika
ani wolnego, nie ma mężczyzny ani kobiety. Wszyscy bowiem stanowicie jedność w
Chrystusie Jezusie” (Ga 3, 26-28). [Nowy Testament zna kilka scen posłania
Ducha Świętego, o czym drobiazgowo pisał Yves Congar OP we Wierzę w Ducha Świętego. Jedną z nich jest
moment, gdy z otworzonego włócznią boku ukrzyżowanego Jezusa wypływa krew i
woda. Tomasz z Akwinu w komentarzu do Ewangelii Jana widzi w tym konsekrację
Kościoła, który tworzy się tak, jak kobieta została stworzona z boku Adama.
Warto nieustannie przypominać, że kobieta jest figurą Kościoła właśnie, a jej
płeć jest w gruncie rzeczy androgyniczna, skoro ciałem Kościoła-kobiety jest Jezus
i wszyscy wierni]. Znosi także nierówności majątkowe: „Jedno serce i jeden duch
ożywiał wszystkich wierzących. Nikt nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale
wszystko mieli wspólne” (Dz 4, 32). Nie
mogło zresztą być inaczej —biblijny diabeł to ten, kto dzieli. Jeśli
chrześcijaństwo opiera się na Chrystusowym pokonaniu diabła, musi odrzucić to
wszystko, co sprzyja podziałom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.