„Można
odnieść wrażenie, że jedynym rodzajem
rządów, które byłyby przez wspólnotę dyskursywną Radia Maryja do zaakceptowania
z uwagi na czynioną dyskredytację zarówno ideową, jak i moralną, byłyby rządy
sprawowane przez członków tejże wspólnoty. Wszelkie odstępstwo od tej
zasady, a więc skupienie władzy w Innych niż Nasze rękach, niejako skazuje na
wszechobecną, permanentna krytykę zarówno pryncypia demokracji, jak i działania
rządzących. W obrębie demokracji Radia Maryja na szacunek i uznanie zasługuje
tylko i wyłącznie władza, która pochodzi z Nas, z Naszej wspólnoty” (s. 378).
„W
ramach modelowanej radiomaryjnej demokracji nie wszyscy zasługują na jednakowe
traktowanie, a więc nie wszyscy są w
niej równi. Nie wszyscy powinni mieć w niej te same prawa i przywileje, bo
nie wszyscy są prawdziwymi Polakami. […] Radiomaryjny wzorzec demokracji nie
wszystkim przyznaje jednakowe prawa wyborcze. Modelowany wzorzec faworyzuje Nas, Naszą wspólnotę. Nasze
odczytanie rzeczywstości, odmawiając tym samym niektórym spoza Naszej wspólnoty
biernego prawa wyborczego, a więc dochodzi do podważenia zasady demokracji
liberalnej, zapewniającej wszystkim obywatelom równość wobec prawa” (s. 379).
„Prawo
do sprawowania wysokich urzędów w ramach radiomaryjnego wzorca demokracji
przysługuje tylko tym, którzy zdaniem radiomaryjnej wspólnoty odpowiednio dbają
o sprawy Polski” (s. 379).
„Wzorzec
demokracji radiomaryjnej jest bardzo podejrzliwy w stosunku do inaczej od Nas,
od Naszej wspólnoty, myślących, przejawiających inne od Naszych postawy. Korzystając
ze strategii etykietyzacji, wyklucza on
inaczej myślących, inaczej odczytujących rzeczywistość, wyklucza więc
odmienność i różnorodność, odbierając im możliwość równoprawnego zaistnienia w
przestrzeni społecznej. Tym samym w efekcie dyskursu noszącego cechy
totalitarnego z przestrzeni komunikacji wykluczeni zostają wszyscy nasi
przeciwnicy” (s. 381).
„…radiomaryjny wzorzec demokracji jest
monologiczny, mówi jednym, obowiązującym wszystkich w ramach radiomaryjnej
wspólnoty głosem. Radiomaryjna demokracja jest pełna stereotypowych, schematycznych, jednoznacznych kategoryzacji i
etykietyzacji wywołujących uprzedzenia oraz dychotomicznych podziałów,
dotykających różnych sfer życia. […] W radiomaryjnej przestrzeni zawsze po
jednej stronie znajdujemy się My, Nasza wspólnota, ci prawi, godni, porządni, przyzwoici,
walczący, dopominający się o prawdę, a z drugiej strony są jacyś Inni, jacyś
Oni, ci źli, niegodni, Nasi wrogowie, z którymi musimy walczyć w imię wyższych
wartości i dobra wspólnego” (s. 381).
„Dychotomiczny
podział świata umożliwia piętnowanie Naszych przeciwników, Naszych wrogów, a w
konsekwencji polaryzacji poznawczej prowadzi do ich wykluczenia z Naszej
przestrzeni dyskursywnej. Ponadto dychotomiczne, redukcyjne, uproszczone
podziały, odwołując się do stereotypów i traktując je z pietyzmem, w oparciu o
aksjologiczną wyrazistość wzmacniają i utrwalają uprzedzenia. Ów modelowany
wzorzec nie pozostawia prawdziwej
swobody wyboru. Demokracja w jego obrębie staje się tendencyjna, gdyż
możliwy do zaakceptowania wybór może pochodzić tylko i wyłącznie z przestrzeni
społecznej i komunikacyjnej Naszej radiomaryjnej wspólnoty dyskursywnej” (s. 382).
„Modelowany wzorzec pozwala ponadto na
działanie wbrew prawu w sytuacji, gdy to prawo nie uwzględnia Naszych
postulatów, gdy nie respektuje Naszych, radiomaryjnych wniosków, gdy władza
stanowiąca to prawo lekceważy Nas, Naszą wspólnotę. Uznawane jest tylko takie
prawo, które jest zbieżne z Naszym prawem. Uznawana jest tylko taka władza,
która pokrywa się z Naszą władzą, gdyż to My jesteśmy depozytariuszami prawdy i
słuszności” (ss. 383-4).
„…we
wspólnocie dyskursywnej Radia Maryja podważane jest niejako prawo do wolności
zgromadzeń, gdyż niektórym tego prawa się odmawia. W radiomaryjnej opinii są
grupy, którym to prawo się należy, jak również są ci, którym to prawo nie
powinno przysługiwać, w stosunku do których nie powinno obowiązywać, jak chociażby
homoseksualiści. Jedni mogą się organizować, czego przykładem są wiece poparcia
dla Jarosława Kaczyńskiego, natomiast w stosunku do innych, wśród których są
«zmanipulowani młodzi» uczestnicy «Parady miłości», «Parady równości», a
dokładniej, jak określa to Tadeusz Rydzyk: «spotkania homoseksualistów,
lesbijek z narkotykami, alkoholem i tak dalej», to prawo jest podważane” (s. 344).
„W
kraju, który zdaniem wspólnoty dyskursywnej Radia Maryja nie jest autentycznie
suwerenny, gdyż za ową pełną suwerennością «jest u nas tęsknota», suwerenne nie
mogą być i nie są również uniwersytety. […] Brak suwerenności zauważalny jest
chociażby w zachowaniach rektorów, którzy z jednej strony zabraniają
organizowania na swoich uczelniach konferencji podejmujących istotne tematy,
takie chociażby jak «prawda o homoseksualizmie», a z drugiej przyjmują pomoc
finansową od Gazpromu, którego «intencje są wątpliwej natury», a więc należy w
nie powątpiewać. Znaczące jest to, że opinię taką wyrażają zarówno Krzysztof
Bieliński, rektor Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, jak i Krystyna
Czuba, wykładowca tejże uczelni. W obliczu przyjętej na antenie rozgłośni Radia
Maryja konwencji dyskursywnej można wnioskować, że WSKSiM z uwagi na swoja
kadrę i kierownictwo, które ma jasno zdefiniowane poglądy, nie boryka się z
takimi dylematami, jest niezależna, wolna i prawa” (ss. 357, 358).
„W
przestrzeni dyskursywnej Radia Maryja panuje przekonanie, że wolna edukacja
jest w Polsce zagrożona, czego dowodem są chociażby zabiegi polityczne
rządzących, a więc Platformy Obywatelskiej, mające na celu doprowadzenie do
zniszczenia Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, która przez swoją
wyrazistość, przez propagowanie wartości pełni istotną «misję w narodzie»;
której atutem jest najlepsza, gdyż «mądra po Bożemu», mająca «właściwą
hierarchię wartości», niebojąca się mówić o patriotyzmie, nie tylko kształcącą,
ale i formująca sumienie oraz osobowość kadra. […] Zdaniem wspólnoty skupionej
wokół toruńskiej rozgłośni rządzący wszelkimi sposobami próbują to nieskażone
«szczególne miejsce na mapie Polski» zniszczyć, podkładając nam – WSKSiM –
nogi, gdyż placówka ta stanowi dla nich zagrożenie, jest niewygodna, «stanęła
na pięcie, na odcisku rządzącym»” (ss. 360-1).
„W
przekazie Radia Maryja mamy do czynienia ze swoistą promocją, wręcz agitacją na
rzecz określonej szkoły, która w odróżnieniu od innych zapewnia dostęp do
prawdy, umożliwia rozwój, a nie równanie w dół […]. Agitacja połączona jest z
budzeniem strachu w stosunku do innych polskich znanych uniwersytetów, które
opanowane są przez ducha lewicy, pozbywając się naszego «dziedzictwa
judeochrześcijańskiego» - co jest wielkim dramatem, z którego «ludzie sobie
jeszcze (…) nie zdają sprawy” – w swojej ofercie mają kursy
«socjo-psycho-techniki», czyli inaczej manipulacji […].. Posyłając dziecko do
takiego znanego uniwersytetu, rodzice narażają je na wzięcie udziału w takim
kursie, a więc na uczenie go manipulacji, czyli «uczenie kłamstwa»” (ss. 371-2).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.