niedziela, 20 marca 2016

BLECHARZA SEN O TOWAROWEJ. PEDAGOGIKA (BRZMIEŃ) MIASTA

Na wiosnę warszawska Towarowa wzbogaci się o instalację Audioroom Wojtka Blecharza przygotowaną w ramach projektu Sen o Towarowej. Przezroczysty kubik, który zarazem wyłącza z przestrzeni miejskiej, jak i nie pozwala się od niej definitywnie oderwać wypełniać będą specjalnie spreparowane dźwięki miasta. „Uważne słuchanie, głębokie nasłuchiwanie, wsłuchiwanie się w siebie staje się deficytową czynnością w społeczeństwie rozkojarzonym i bombardowanym zmultiplikowanymi bodźcami” — mówi Blecharz.  Ale Audioroom to nie tylko szansa na zatrzymanie i usłyszenie samego siebie.

Audioroom  jest dla mnie szansą na przyhamowanie procesów tworzenia tzw. «nie-miejsc». Pojęcie to wprowadził do dyskursu francuski antropolog Marc Augé. Przez «nie-miejsca» rozumie on anonimowe przestrzenie, które co prawda wypełnione są ludźmi, ale jednocześnie są niczyje. Raczej przez nie przepływamy niż się w nich zatrzymujemy,  nie wiążemy się z nimi emocjonalnie, nie dostrzegamy, w jaki sposób my kształtujemy te miejsca, a one zarazem kształtują nas. Audioroom jest zatem dla mnie szansą na bardziej świadome budowanie więzi z miastem, które jest przestrzenią sensów wyłaniających się w rozlicznych relacjach i interakcjach między aktorami ludzkimi i poza-ludzkimi. W tym sensie projekt ten wpisuje się dla mnie w ramy pedagogiki miejsca, w ramach której podkreśla się mocno, że przestrzeń jest jednym z wymiarów ludzkiej egzystencji. Jak pisze Maria Mendel

rozumienie rozłączne człowieka i świata generowało społeczne praktyki instytucjonalizujące wszelkie obszary życia. Przestrzeń, pojmowana egzystencjalnie, a w niej miejsca — sieci zróżnicowanych, przecinających się w nich i poprzez nie relacji, kreujących jednostkowy i społeczny podmiot — w dyskursie nowoczesności przestawały istnieć. W jego ramach przestrzeń stawała się zamknięta, niedialektyczna, umarła.

Przestrzeń żywa to hybrydyczna sieć powiązanych elementów, gdzie dokonuje się aktów kulturowej translacji: „znaczenia, reprezentowane i reprodukowane” podlegają tu „nieustannej wymianie i negocjacji”. Tak pojmowana przestrzeń nie może być wyłącznie przestrzenią ludzką. Jak trafnie zauważają Michel Serres i Bjørnar Olsen, tym, co pozwala naszym wspólnotom na zachowywanie względnej stabilności, są przedmioty. Serres pisze:

Jedyna różnica, jaką da się wyznaczyć pomiędzy społecznością zwierząt a naszą własną, leży, jak często mówiłem, w pojawieniu się przedmiotu. Nasze relacje (relationships), więzi społeczne, byłyby ulotne jak chmury, gdyby istniały tylko umowy między podmiotami. Faktycznie, to przedmiot, charakterystyczny dla Hominidów, stabilizuje nasze relacje i spowalnia czas rewolucji. W niestabilnych grupach pawianów zmiana społeczna wybucha (flaring up) co minutę.   Każdy [z nich — dop. M. M. B.] może opisać swoją historię jako niczym nie skrępowaną. Co do nas, przedmiot, dokonuje spowolnienia naszej historii

Z całą pewnością może tak być w przypadku „pokoju dźwiękowego”, który — jak pisałem wyżej — zarazem wyłącza nas z przestrzeni miasta z jego szybkością i zgiełkiem i włącza w mechanizm budowania miejsca i miasta, poprzez konfrontację z dźwiękiem i spojrzeniem poprzez przezroczyste ściany. Blecharz projektuje, w moim odczuciu, ramy doświadczenia, które nie jest i nie może być linearne, schematyczne, spójne, podporządkowane jakiemuś uniwersalnemu celowi. Tworzy raczej ramy dla sytuacji otwartej, której „dramaturgia nie określa sensu działań, lecz jedynie ich intencję, a polega przede wszystkim na chwilowej strukturyzacji i estetyzacji rzeczywistości”. Przez to jednak kreuje nowe doświadczenie i rozumienie przestrzeni, dokonuje powiązania z miejscem, pozwala ukształtować jego nową tożsamość. Odsłania fizyczny i cielesny element naszej relacji z miejscami i miastem, które zawsze jest jednoczesnym doświadczeniem przeszłości i pamięci oraz otwarciem na to, co nadchodzące, nowe.

Nie kryję, że zazdroszczę Warszawie takiej instalacji i chciałbym, żeby coś podobnego wydarzyło się w Łodzi. Rynek Manufaktury czy Pasaż Róży stały się bowiem raczej «nie-miejscami», co najwyżej krótkim przystankiem w ramach przepływu po to, by cyknąć zdjęcie i pójść dalej. Z krajobrazu Łodzi poznikały kominy starych fabryk, zmieniła się sfera akustyczna — stukot krosien zastąpiła muzyka centrów handlowych, które wyrastają jak grzyby po deszczu. Chciałbym móc zatrzymać się gdzieś na Limance, albo koło Rynku Dolnego czy w innym miejscu, które — jak Towarowa — wymagają rewitalizacji (ponownego ożywienia: ludzi i aktorów poza-ludzkich). Chciałbym wyłączyć się z ich zgiełku po to, by usłyszeć zakomponowane dźwięki Łodzi, by w nich usłyszeć siebie. By patrzeć na to, co wokół i zastanawiać się, co tej kawałek wspólnego miejsca dla mnie znaczy, co może znaczyć i co chciałbym, żeby znaczył.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...