Aż trudno uwierzyć, że polscy melomani
mogli znać Weberowskiego Abu
Hassana wyłącznie z nagrań
bądź spektakli zagranicznych. Jest to bowiem singspiel wyjątkowej urody.
Zręczna intryga, w której prawdopodobieństwo ani przez moment nie ma sensu
wierzyć, pozwala skupić na pięknej muzyce. Partytura Webera jest owocem miłości
do Mozartowskiego Uprowadzenia
z seraju, o czym wspomina niezawodny Piotr Kamiński. Mamy tu do czynienia z
błyskotliwą muzyką a la turca,
partia Omara przywodzi na myśl Osmina. W dziełku tym odnajdziemy ironię,
żarliwy wyraz miłości i pożądania czy ciekawą instrumentację (duet gitar z
fagotem). Ucho cieszyć mogą arie i ansamble, a artyści kreujący bohaterów muszą
wykazać się również zdolnościami stricte aktorskimi.W Łodzi zaprezentowano Abu Hassana w wersji polskojęzycznej, libretto
Franza Hiemera spolszczył Piotr Miciński.
Abu Hassan zabrzmiał w Łodzi siłami studentów Akademii Muzycznej.
Muszę przyznać, że dzisiejszy spektakl sprawił mi wiele radości i satysfakcji.
Inscenizacja jest solennie dosłowna, co nieco mnie razi. Sam wolałbym więcej
umowności i lekkości. Nie do końca przekonał mnie także ruch sceniczny, choć
specyficzny „turecki chód” był zapewne celowo przerysowany. Młodzi artyści
potrafili jednak odnaleźć się w takiej konwencji i wydobyli ze swych ról wiele
niuansów, w tym takich, które mogły bawić publiczność. Szkoda tylko, że w
budowaniu spektaklu mocniej nie przysłużyło się światło.
Realizatorzy dodali do zestawu bohaterów
Szalonego Librecistę, którego kreował świetny Jakub Prokopczyk. To partia
niema. Prokopczyk stworzył ją w sposób mistrzowski bogatą mimiką i ekspresją
całego ciała. Jeśli chodzi o deklamację najbardziej podobał mi się Konrad Jaromir w mówionej roli Kalifa. Piękny tembr
głosu szedł tu w parze z dźwięcznością, dobrą dykcją i brakiem specyficznej
„operowej maniery” w podawaniu tekstu. Spośród solistów największe wrażenie
sprawiła na mnie Natalia
Kordecka-Kolo z klasy Urszuli
Kryger. Swoją rolę zagrała dowcipnie, wykorzystując głos jako jeden ze środków
teatralnej ekspresji. A głos ma wyjątkowej urody, gęsty, dźwięczny w całej
skali i wyjątkowo wyrównany w barwie. Czuć znakomitą rękę Profesor — zmiana
rejestrów była swobodna, „piersi” nie odzywały się w sposób jaskrawy czy
tubalny, a górne dźwięki były krągłe. Podobał mi się także Bartosz Szulc jako Omar — czytelnie podawał tekst, a jego bas posiada ciemną
barwę i dźwięczność, które lubię. Czekam, aż głos ten dojrzeje. W swoich
groteskowych rolach ciekawie zaprezentowali się Mingyi Wang (Zemrud) oraz Marcin Bednarek (Mesrur), który wykorzystał falset i
kontrast barw między falsetem i pełnym sugerując, że jego bohater jest
eunuchem.
Dobrze wypadł chór, przygotowany przez Dawida Bera, niewidoczny dla
widza w trakcie spektaklu. I znakomicie grała orkiestra — swoje ukłony kieruję
pod adresem dyrygenta Marcina
Wolniewskiego, którego jakoś nie widać w naszych teatrach. Jasne, to i owo
nie wyszło i różne rzeczy należałoby dopracować. Choćby w ansamblach słychać
było zadyszkę niektórych śpiewaków, zamazywała się dykcja, nie wszystkie głosy
były słyszalne… Warto by pomyśleć nad lepszym zestrojeniem barwy głosów
solistów, czy dramaturgicznie lepiej wydobyć scenę przybycia Kalifa i Zobeidy.
Warto by także uprzedzić o zmianie w obsadzie — Zemrud grała Mingyi Wang
zamiast Angeliki Wyrwał.
Carl
Maria von Weber
Abu
Hassan
reż. Hanna Chojnacka
scenografia, kostiumy, charakteryzacja
Elżbieta Tolak
światło Wojciech Górniak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.