Uczestniczyłem niedawno w konferencji, której tamtyka dotyczyła relacji między wiarą a polityką i prawem. Siłą rzeczy jedną z poruszanych kwestii była wolność sumienia, w moim odczuciu zbyt spiesznie sprowadzana do wolności religijnej (tak jakby sumienie i moralność poza religią nie istniały). Pojawił się też przykład mężczyzny, któremu udzielono namaszczenia chorych, gdy znajdował się w stanie uniemożliwiającym jakiekolwiek świadome podjęcie decyzji. Ów człowiek, gdy dowiedział się o zaistniałej sytuacji, uznał, że ingerencja w wolność jego sumienia była ewidentna i że poniósł uszczerbek.
Przykład ten wzbudził na fali wesołość, do której przywykłem. (Mężczyzna ten dość powszechnie traktowany jest jako "wariat"). Z aprobatą kiwano głową nad wyrokami sądów, które porównywały naruszenie wolności sumienia tego mężczyzny z sumieniami innych osób, by dojść do wniosku, że inni by tak histerycznie nie reagowali. A w końcu oddalić powództwo (tę linię orzekania zakwestionował Sąd Najwyższy, więc postępowania trwa nadal).
Mimo że dyskusje po referatach przewidziane były na koniec każdej sekcji nie wytrzymałem i zapytałem zebranych, co ich bawi. Skoro sumienie jest indywidualną władzą człowieka, jest sferą wewnętrzną (a tak uważa się zasadniczo w prawie), to jasne jest, że coś, co uznam za naruszenie dóbr ma także charakter indywidualny. I jakiekolwiek porównywanie z cudzymi sumieniami nie ma racji bytu. Ba, chyba nawet technicznie nie jest do zrealizowania.
Nie wzbudziłem sympatii tym pytaniem, ale i nie uzyskałem na nie odpowiedzi.
Pewnie nie pisałbym dziś o tej sprawie, gdyby nie powrót Bogdana Chazana, który od jakiegoś czasu tryumfalnie odtrąbia swoją niewinność wskazując na decyzję porkuratury oraz Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Naczelnej Izby Lekarskiej. Zastanawiam się przy tym, czy w Polsce trzeba nie być prawnikiem i lekarzem, żeby rozumieć stanowione prawo - w przypadku Chazana stanowione jasno i precyzyjnie, i przez niego nie przestrzegane?
Nie o tym chcę jednak pisać. Chcę dorzucić kilka słów do tego, co już pisałem, na temat sumienia i klauzuli sumienia. Na rzecz tego wpisu zabawię się także w odróżnienie od siebie klauzuli sumienia od sprzeciwu sumienia.
Zacznijmy od tego, że oczywistę są dla mnie dwie sprawy.
Po pierwsze, że istnieją różne systemy etyczne, których - z różnych racji - nie da się ze sobą pogodzić. Powoduje to, że nie ma jednego algorytmu działania moralnego - mimo że w większości sytuacji dokonujemy podobnych wartościowań i wyborów, będą jednak zawsze takie obszary naszej społecznej praxis, w których będziemy się etycznie różnić. Często ostro.
Po drugie, elementem naszej kultury jest nacisk na autonomię jednostki i jej indywidualną odpowiedzialność za decyzje i postępowanie. Wiąże się to z samodzielnością moralną, na którą wskazywać ma pojęcie sumienia i wolności sumienia.
Skoro indywidualność i autonomia są dla nas ważne, powinniśmy je chronić. Dlatego nie jestem całkowitym przeciwnikiem klauzuli sumienia. Uważam, że istnieją takie obszary życia społecznego - wyjątkowo nieliczne, dodam - w których warto zostawić furtkę prawną, która pozwala zachować człowiekowi intergralność moralno-życiową. Należy jednak bezwzględnie pamiętać, że klauzula sumienia jest elementem systemu prawnego demokratycznego państwa. A więc, że chroniąć światopogląd moralny np. lekarza, nie może naruszać światopoglądu moralnego pacjentów. I negować pozostałej części porządku prawnego. Oznacza to, że lekarz odmawiając aborcji musi wskazać placówkę, w której można tego zabiegu dokonać. Koniec kropka. Nie może też - w imię swoich przekonań - przeciągać badań, w niepełny sposób informować pacjentów o ich stanie czy nie wydawać zleceń na badania. Takie działanie stanowi bowiem poważne naruszenie etyki zawodowej (a nawet etyki po prostu)oraz prawa (pacjent ma prawo do rzetelnej informacji o swoim stanie i do dostępu do legalnych procedur medycznych).
Inaczej widzę sprzeciw sumienia, który jest dla mnie odmianą sprzeciwu obywatelskiego. Polega zatem na całkowitym zangowaniu porządku prawnego państwa demokratycznego, z założonym w nim pluralizmem etycznym, równością wobec prawa i wolnością sumienia wszystkich obywateli.
Tak pojmowany sprzeciw sumienia pochodzi spoza wspólnoty. Jest negacją tej wspólnoty, motywowaną w różny sposób - metafizyczny, polityczny czy jakikolwiek inny. I nijak nie może być włączony do wspólnoty, nie może stać się jej częścią.
Sprzeciw sumienia, jak sprzeciw obywatelski, bywa niezwykle cenny. Dla przykładu wtedy, gdy neguje się porządek totalitarny. Każdy, kto dopuszcza się sprzeciwu sumienia (resp. obywatelskiego) wie jednak, że będzie oceniany z punktu widzenia kontestowanego systemu. A więc liczy się z karą,a jego decyzja jest odpowiedzialna, chodzi w niej o wskazanie nie na siebie samego i swoją dolę, ale na wartości w imię których się występuje.
W przypadku Chazana mamy - jak sądzę - jawnie do czynienia ze sprzeciwem sumienia z powodów religijnych. Jego gest mówi jedno - żyjemy we wspólnocie prawnie antychrześcijańskiej, a więc wrogiej Bogu. Istnieje tylko jeden system moralny, który winien obwiązywać wszystkich. A wspólnota wymaga głębokich zmian, choćby całkowitego zakazu abrocji.
W postawie Chazana widziałbym nawet rys heroizmu, gdyby występował we własnym imieniu. Ale nie występuje on w imieniu swojego sumienia, ale w imię systemu, którego autorzy we własnym mniemaniu raz na zawsze rozpoznali i skodyfikowali prawdę i dobro. A więc w imię systemu zamkniętego, opartego o "kapłanów" metafizycznych rozpoznań. Systemu totalitarnego - by użyć rozpoznać Karla Poppera, który taką totalistyczną logikę śledził począwszy od Platońskiego mitu doskonałej politei.
Co gorsza, próbuje udawać, że działa w ramach porządku państwa prawa z przepisami o klauzuli sumienia na czele. (Chce być, i ostatecznie jest, podwójnym beneficjentem - systemu Kościoła i systemu państwowego).
Niestety wspomagają go w tym organy państwowe, które w imię serwilizmu (?), braku treningu w etyce i obywatelskości (?), są w stanie potwierdzić, że działanie spoza porządku państwa można uznać za zgodne z tym porządkiem. Jest to podwójnie niebezpieczne.
Niestety wspomagają go w tym organy państwowe, które w imię serwilizmu (?), braku treningu w etyce i obywatelskości (?), są w stanie potwierdzić, że działanie spoza porządku państwa można uznać za zgodne z tym porządkiem. Jest to podwójnie niebezpieczne.
Raz, nie pozwala rozpoznać faktycznych motywów postępowania osoby sprzeciwiającej się i jej środowiska.
Dwa, zaszczepia w mechanizmach demokratycznych narzędzia pozwalające rozpełznąć się totalizmowi.
No cóż, to, jak toczy się sprawa Chazana i inne sprawy w naszym życiu społecznym rozpełznięcie owo tylko potwierdzają. Ponownie w sposób jawny usztywniają się stanowiska światopoglądowe. Powszechna bieda powoduje też, że łatwiej budzić w nas lęki.
Dlatego uważam, że priorytetowy cel walki z prekaryzacją, biedą i nędzą musi być też walką o określoną formułę państwa. Żeby nie skończyło się na tym, że poprawi nam się byt, ale będzie to byt w kolonii karnej i obozie wychowawczym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.