piątek, 10 kwietnia 2015

TO NIE JEST MOJA TRAGEDIA. SMOLEŃSK 5 LAT PO

"Pięć lat temu Polską wstrząsnęła największa tragedia od czasów II wojny światowej. W katastrofie lotniczej zginęli prezydent z pierwszą damą, wysocy urzędnicy państwowi, parlamentarzyści partii rządzącej i opozycji, najwyższa kadra oficerska, duchowni, działacze społeczni, funkcjonariusze BOR, piloci, obsługa samolotu - wszyscy na pokładzie, 96 osób, elita narodu.
 Pięć lat temu cała Polska pogrążyła się w żałobie, bez względu na światopogląd i polityczne podziały. Na ulice wyległy tłumy, manifestując narodową jedność, wspólnotę i solidarność. Ta wyjątkowa chwila trwała krótko, ale była wartością, o której - zwłaszcza dziś - nie powinniśmy zapominać. Nie była to tragedia jednej partii, jednego środowiska, jednego wyznania, była to tragedia nas wszystkich, Polaków i obywateli

- pisze w Gazecie Wyborczej Jarosław Kurski.
A ja mam po raz kolejny poczucie pomieszania pojęć, gatunków narracji, próby niewyrafinowanej, emocjonalnej perswazji. Potęgowanej od rana wspominkami, choćby radiowymi, z których dowiedzieć się można dla przykładu, że Jarosław Kaczyński był ostoją polskiej kultury i protektorem na miarę największych postaci z przeszłości. Tyle tylko, że patetyczny, lekko załzawiony głos Elżbiety Pendereckiej, która jak zawsze mówi o mężu w cudzym kontekście (tu wielkość Lecha Kaczyńskiego wydobyła się w kontekście gdańskiej premiery Lacrimosy), budzi raczej uśmiech politowania. Spodziewam się bowiem, że słowa w podobnym stylu padłyby z jej ust w odniesieniu do Augusto Pinocheta czy Fidela Castro, byle odpowiednio wysoko wynieśli muzykę jej męża.

Nie lubię nadużywania słów. 
A słowo tragedia jest w Polsce nadużywane nagminnie tak, że niewiele już znaczy. Myślę, że warto przypomnieć podstawy. Otóż z tragedią stricto sensu  mamy do czynienia w sytuacji konfliktu aksjologicznego. Człowiek musi podjąć decyzję w sytuacji, w której dwie sprzeczne racje mają taką samą wartość, każda decyzja zatem prowadzi do katastrofy. 
Nie sądzę, by lot do Smoleńska naznaczony był konfliktem aksjologicznym. Jeśli już, to w sytuacji takiej mogli być piloci, czujący na plecach oddech osób trzecich przebywających w ich kabinie. Jeśli fakt ten uzyska potwierdzenie, będziemy mogli mówić o tragedii pilotów, o tym, że byli w sytuacji bez wyjścia, i że każda ich decyzja prowadziła do katastrofy - fizycznej lub polityczno-symbolicznej.
Rozumując w powyższy sposób nie mogę powiedzieć, że wydarzenia pod Smoleńskiem były moją tragedią. Nie sądzę także, że są tragedią jakiegoś domniemanego polskiego my

Kolejnym nadużywanym słowem jest pielgrzymka. Mówi się o niej w kontekście odwiedzin miejsca katastrofy. Słownikowo pielgrzymka to wędrówka do miejsc świętych. Smoleńsk jest miejscem śmierci, ale nie jest miejscem świętym. Nadużywanie niestosownych słów prowadzi do niepotrzebnej sakralizacji, a ofiarom wypadku nadaje rangę męczenników.

Trudno mi także mówić bez dookreślenia o śmierci polskiej elity. Dla mnie kryterium wyróżniającym elitę są zasługi wobec wspólnoty, a także postawa intelektualna i moralna. Niewielu spośród obecnych w tupolewie spełnia te kryteria. A na polityzację słowa elita (elitą są Ci, którzy wygrywają wybory i sprawują funkcje polityczne) nie potrafię się zgodzić.

W końcu mam problemy ze zrozumieniem, jak można manifestować jedność czy solidarność narodową (dlaczego nie społeczną?), która nie istnieje. Solidarność czy jedność nie są w moim rozumieniu ekspresją chwilowych emocji, ale pewną stabilną cechą obywateli i wspólnot. Po katastrofie smoleńskiej, jak po śmierci JPII, wiele osób manifestowało wspólnotę emocji, żalu, żałoby. Casus JPII pokazał jednak wyraźnie, że nie ma sensu dokonywać zbyt daleko idących uogólnień i interpretacji - domniemana jedność, solidarność i braterstwo pokolenia papieskiego szybko stały się przedmiotem żartów. Elementem myślenia życzeniowego.

Ofiarom wypadku należy się szacunek. Jego elementem jest cisza i unikanie polityzacji katastrofy. 
Ofiarom wypadku należy się pamięć. Wszystkim ofiarom, bez dzielenia ich na lepszych i gorszych, wyższych funkcyjnie i niższych funkcyjnie. W obliczu śmierci jesteśmy równi.
Ofiarom wypadku należy się prawda - o okolicznościach katastrofy, ale także o tym, kim byli.

Tworzenie legend, nadużywanie słów, konstruowanie nieistniejących podmiotów zbiorowych do niczego dobrego nie doprowadzą. 

Ci zaś, którzy zginęli, niech odpoczywają w pokoju. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...