czwartek, 15 stycznia 2015

ERYSTYKA, CZYLI CO NIEPOKOI MNIE W WYPOWIEDZIACH PRASOWYCH TOMASZA PIOTROWSKIEGO I WOJCIECHA NOWICKIEGO

Erystyka to sztuka prowadzenia sporu tak, by wygrać, nawet kosztem precyzyjnego i w pełni prawdziwego przedstawiania argumentów. Trudno się dziwić, że jest stosowana. Aczkolwiek warto ją widzieć. Na przykład w wypowiedziach prasowych, jakie pojawiły się w związku z protestem pracowników łódzkiego Teatru Wielkiego. Zaczęły się negocjacje z władzami województwa, mam zatem nadzieję, na konstruktywne rozwiązanie problemu powstrzymując się od komentarzy.

Prócz dwóch, dotyczących wypowiedzi, które znalazłem w prasie.


Pierwsza jest usprawiedliwieniem nieobecności polityków PO na nadzwyczajnym posiedzeniu Sejmiku województwa. Tomasz Piotrowski, szef klubu PO stwierdził, że „o tylko i wyłącznie próba upolitycznienia instytucji, która do tej pory spokojnie funkcjonowała. Nie chcemy brać udziału w konferencji prasowej radnych PiS. Wykorzystywanie pracowników teatru do polityki jest po prostu nie fair”.
Jest to postawa skandaliczna i demagogiczna. Polityką jest wszystko to, co dotyczy spraw publicznych. Na pewno sprawą publiczną jest działalność teatru. Ta jest polityczna z definicji także dlatego że Teatr działa w oparciu o środki przekazywane przez województwo, a Marszałek sprawuje nad nim pieczę. Poza tym pracownicy Teatru Wielkiego rozesłali pisma politykom wszystkich opcji, wymowne jest zatem to, że na poważnie odnieśli się do nich wyłącznie politycy PiS. Poza tym praca w teatrze wcale nie była spokojna – zwyczajnie na zewnątrz nie było widać zjawisk, które doprowadziły do otwartego sprzeciwu pracowników.

Równie erystyczne wydają mi się prasowe wypowiedzi Wojciecha Nowickiego, dyrektora Teatru Wielkiego w Łodzi. Przedstawia on w nich opinie niespójne, za to efektownie dostosowane do kontekstu.

I tak, z jednej strony utrzymuje, że od czterech lat kwota dotacji na Teatr Wielki jest niezmienna. Z drugiej, że nie może planować repertuaru z wyprzedzeniem, bo nie wie, jaki będzie budżet. Jasne, dotacja – zgodnie z deklaracjami – powinna rosnąć, a fakt, że od czterech lat się nie zmienia należy poddać krytyce. Niemniej owa stałość kwoty pozwala na symulacje i przynajmniej częściowe zaplanowanie ważniejszych premier. Choćby po to, by dobrze przemyśleć kwestie obsadowe, w tym ewentualnych gości. Wybitni śpiewacy nie planują kalendarza z tygodnia na tydzień, postawa Nowickiego nie pozwoli tutaj na stałe ożywienie sceny postaciami pierwszoplanowymi. Jeśli już, będzie to miało miejsce sporadycznie i przypadkowo. Swoistym memento jest to, że w jedynym wywiadzie z Nowickim, jaki słyszałem na falach programu Drugiego Polskiego Radia, dyrektor tłumaczył się z braku repertuaru i „obgrywania” odgrzewanych tytułów. Ciekawa jest także kwestia premier przygotowywanych w trakcie remontu Teatru Wielkiego. Wtedy po raz pierwszy wcielono w życie ideę gali (operowej, chóralnej, baletowej, „mieszanej”), jako trzonu repertuaru.  Jako że Nowicki jest dyrektorem dwóch teatrów – obok opery, także Teatru Jaracza, a początkowo jego zastępcą był vice dyrektor Jaracza – Waldemar Zawodziński swoistej wymowy nabiera fakt, że zespół Teatru Wielkiego w trakcie remontu grał niemal wyłącznie na scenie Jaracza. Odmiennie od Teatru Muzycznego, który proponował zróżnicowany repertuar na różnych, dostosowanych do potrzeb, „scenach” zastępczych. Dawano wtedy premiery, przy których pracował Zawodziński. Zwyczajem łódzkim są trzy premiery (trzecia to tzw. Premiera z Expressem). Tosca czy Madama Butterfly prezentowane były zatem w Jaraczu, by następnie wejść – znów jako premiery – na scenę otwartego po remoncie Teatru Wielkiego. Sześć premier jednego tytułu – budzi to we mnie obawy, że zainwestowane finanse można by było przenieść na inne spektakle.
Osobną kwestią winno być ustalenie, jak grają i jak planują repertuar inne sceny operowe o podobnym budżecie. Nie deklaracje prasowe, ale analiza porównawcza jest tu jedynym sposobem oceny kierunku nadanego łódzkiemu teatrowi.

Nowicki mówi też, że na 450 pracowników Teatru Wielkiego tylko 150 należy do związków zawodowych. Pozostali są „dumni z Teatru” i chcą w spokoju pracować. Wbrew klasykom marksizmu-leninizmu ilość nie przechodzi w jakość, szafowanie statystykami jest więc tutaj niepoważne. Warto by także powiedzieć, jaką część wszystkich pracowników stanowią artyści i ilu z nich sprzeciwia się kursowi nadanemu teatrowi przez dyrekcję. Widać tu za to niechęć do pracy związków zawodowych, które nie poddają się pokornie linii dyrekcji. Chęć „pracy w spokoju” może być zwyczajnie rodzajem konformizmu, może także wiązać się z obawą o zwolnienie. Zaś duma – to skomplikowana sprawa. Sam jestem wyjątkowo dumny z Teatru Wielkiego i właśnie z tego powodu zabieram dzisiaj głos.



Nowicki mówi także, że wszystkie zwolnienia, których dokonał, a które zostały zaskarżone do sądu, zostały potwierdzone w wyrokach. O ile wiem, także w tym punkcie dyrekcja rozmija się z prawdą. Sąd nie potwierdził bodaj zwolnienia tancerza baletu i związkowca – jako że ze względu na warunki pracy nie był zainteresowany powrotem, zawarto z nim ugodę. Tę informację warto by było sprawdzić, zwłaszcza, że w niewielkim w sumie środowisku muzycznym Łodzi mówi się o tym. 


Konsens możliwy jest wtedy, gdy wskaże się bolące miejsca i będzie o nich rozmawiać. Sądzę, że jako osoba z zewnątrz, widzę sprawy związane z teatrem z nieco innej perspektywy. Dlatego o nich piszę. Nie posiadam dostępu do prawdy samej w sobie, nie wszystko mogę widzieć słusznie. Mogę się zatem mylić w tym, co napisałem wyżej. Chętnie zatem zmienię zdanie. Ale by się to dokonało, trzeba zacząć rzetelnie rozmawiać. Bez niedomówień i erystyki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...