sobota, 14 września 2013

CZŁOWIEK ŁĄCZENIA I KRYTYCZNEGO PODEJŚCIA DO ŚWIATA. O POTRZEBIE POWROTU DO CNOTY

Mądry Blaise Pascal przestrzegał, że les extremes se touchent.
W myśl tej zasady istnieje zasadnicze powinowactwo między postrzeganiem dzisiejszego świata w kategoriach klęski, załamania, porzucenia wartości, dehumanizacji a postrzeganiem go jako bezproblemowej afirmacji wielości, użycia, jednostkowych prawd czy dóbr.
Ważne staje się więc pytanie, jak mówić o dzisiejszym świecie, by uniknąć tych skrajności? Jak mówić mądrze, nie okopując się w twierdzy tego, co minione, i nie wykorzeniać się w afirmacji wszystkiego, co jest zaprzeczeniem przeszłości?

Jednen z możliwych sposobów wyjścia z tego impasu znaleźć można w opublikowanej wczoraj desce
Jej Autor nie ma wątpliwości, że żyjemy w dobie kulturowej transformacji:

"Żyjemy w epoce zmiany, to właśnie dziś, po raz pierwszy w historii ludzkości jesteśmy obserwatorami niesamowitego przyspieszenia zdobywania wiedzy, przemian społecznych.

Każdy z nas w ciągu miesiąca spotyka tyle nowych osób, ile nasi przodkowie spotykali w czasie całego życia.

W jednym miesięczniku dowolnego czasopisma naukowego mieści się tyle informacji, ile w średniowieczu trzeba było opanować przez całe życie…

Nasz mózg jest zmuszony coraz częściej filtrować dochodzące bodźce, inaczej byśmy postradali rozum. Nie jest już możliwe analizowanie każdej przychodzącej do nas informacji, zdobyć wystarczającej ilości danych, aby zawsze podejmować właściwą decyzję, zrealizować wszystkie zaległe zadania, które zostawiliśmy sobie na później. „Tak jak było, już nigdy nie będzie. Niestety, albo właśnie stety. Coraz częściej zdarza nam się jednak, jako społeczeństwo filtrować także wartości, które z zasady powinny pozostać uniwersalne. [...]

Jesteśmy ostatnią generacją starej cywilizacji, a zarazem pierwszym pokoleniem nowej. Dlatego wiele naszych osobistych lęków, niejasności i uczuć zagubienia rodzi się z konfliktu, który rozgrywa się w nas samych i w instytucjach naszego życia.

Jest to konflikt pomiędzy umierającą cywilizacją drugiej fali a wynurzającą się cywilizacją, która domaga się dla siebie miejsca.

To rodzenie się nowego świata, moszczeni sobie miejsca pośród starego porządku, jest tym, co według Autora winniśmy dotrzegać i rozumieć. Rozumienie pozwoli nam bowiem odkryć sens za tym, co w starym porządku wydaje się sensu pozbawione. 
Poprzez żmudny wysiłek, wspólnotową pracę wykuwania znaczeń, pozwoli przybliżyć nam cel, kierunek i drogę, z którymi winniśmy związać naszą aktywność indywidualną i społeczną. 

***
Myślę od wczoraj nad tymi słowami. Wielu mogą wydać się wyrazem naiwnej wiary w rozum czy rozumienie, we wspólnotę szlachetnych ludzi zmieniających siebie i świat poprzez wysiłek poznawczy.
Nawet jeśli zgodzić się z taką konstatacją, to takiej "naiwności" bardzo nam dziś brakuje. Zbyt mocno - moim zdaniem - oddzieliliśmy od siebie porządek poznania i działania, prawdy i dobra. Zbyt jednoznacznie utożsamiliśmy poznanie z działaniem instrumentalnym, którego jedynym celem jest schlebianie naszym konsumenckim potrzebom. 

Zastanawiając się nad treścią deski moje myśli pobiegły w kierunku trójki bliskich mi autorów - Michela Serres'a, Arystotelesa i Marii Kostyszak.

Serres w literacko wyrafinowany i szlachetnie prosty sposób od lat przypomina, że człowiek jest przede wszystkim sumą swoich możliwości. Nie rodzi się jako jednostka o zadanym charakterze, ale jako niezrealizowana potencja - to relacje, te, na które jest skazany i te, które świadomie wybierze, sytuacje, w których się znajdzie, stosunek do samego siebie, są sposobem, w jaki wykuwa swoje oblicze
W Serres'owskiej antropologii jest wiele z Arystotelesa - zbiega się tu indywidualna praca nad sobą, ethos pojmowany jako charakter miejsca, w którym człowiek żyje, znajdujący odzwierciedlenie w tym, kim człowiek może się stać. Wreszcie pokazanie dynamizmu tworzenia siebie jako pobudzania potencji, jako nabywania cnoty, którą po latach kryzysu należy przywrócić naszemu słownikowi.
Źle bowiem się stało, że cnotę zaczęłiśmy rozumieć zasadniczo jako brak seksualnej inicjacji, ewentualnie jako rygorystyczne przestrzeganie instytucjonalnie zakreślonych norm postępowania.

Źródłowa dla naszej kultury tradycji pojmowała cnotę jako trwałe usposobienie człowieka, jako szczytowne natężęnie jego twórczych cech, zarazem praktycznych, jak i intelektualnych. Nic dziwnego, że tak pojmowane cnoty podlegają rozwojowi, a ich ukształtowanie wymaga czasu. W tym także wyzwań czy dylematów, z którymi należy się zmierzyć (rozumiejąco!), a nie uciekać od nich drogami na skróty. Wymaga także inicjacji - tej służyła w kulturze greckiej instytucja pederastii, którą zakażeni wirusem seksu traktujemy tylko przez pryzmat seksualnego użycia, a która była zrytaulizowaną formą edukacji.

***
Wśród cnót, które potrzebne są współczesnemu człowiekowi, widziałbym zwłaszcza roztropność, wielkoduszność, tzw. wielki gest, mądrość, umiarkowanie, męstwo, sprawiedliwość, umiejętność zabawy i dowcip, a nade wszystko przyjaźń.

Roztropność "jest nawykiem używania rozumu w sprawach możliwych, aby osiągnąć dobro, uniknąć zaś zła, wszystko zaś w celu zapewnienia sobie szczęśliwego życia".

Wielkoduszność to świadomość własnej wartości. Pozwala ona na zachowanie wolności czy niezależności - człowiek wielkoduszny bowiem nikim nie gardzi i nikomu nie schlebia, nie potrzebuje ludzkiego poklasku, ale zabiega o własną cześć i jej broni.


Wielki gest wiąże się ze szczodrością - szczodrość jest umiejętnością rozsądnego dzielenia się swoimi dobrami z tymi, którzy ich potrzebują, wielki gest natomiast jest umiejętnoscią właściwego łożenia na sprawy publiczne. 


Mądrość to wiedza na temat niezmienników świata, zdolność do bezinteresownej kontemplacji, wypracowywana na żmudnej i trudnej drodze intelektualnego poznania.

Umiarkowanie dotyczy rzeczy, które pragniemy. Powinno być ono uporządkowane, co znaczy, że dane miejsce i czas pozwalają zasadnie (rozumnie) pragnąć określonych rzeczy.

Męstwo to umiejętność rozsądnego, czyli wolnego od dezynwoltury stawiania czoła problemom i walki o trudne dobro.

Sprawiedliwość wiąże się z jakością życia społecznego. Polega, mówiąc z grubsza, na równości obywateli względem prawa bez względu na miejsce, jakie zajmuje on w hierarchii (władca tedy nie jest postawiony ponad czy poza prawem, ale staje się stróżem prawa).

Umiejętność zabawy i dowcip są cnotami, które kształtują naszą zdolnosć bycia z innymi. Zabawa z jednej strony przygotowuje człowieka do zajęć w życiu dorosłym. Z drugiej, pojmowana jako sztuka konwersacji, spotkania ze znajomymi na właściwym poziomie moralnym i intelektualnym, opartym także na dowcipie, czyli umiejętności zachowania stosownego dystansu.

Cnotliwe życie wieńczy przyjaźń, będąca zarazem spoiwem nieutylitarnych relacji między jednostkami, jak i spowiem więzi wspólnotowych.

***
Klasyczne spojrzenie na człowieka trzeba, moim zdaniem, uzupełnić o jeszcze jedną cnotę - stałości. Arcyciekawy tekst poświęciła jej Karolina Maria Kasperkiewicz (Roczniki Filozoficzne 1958).
Pisze ona, że na gruncie etyki klasycznej, o stałości mówić możemy w trojakim znaczeniu:
(a) jako składniku "każdej dojrzałej cnoty",
(b) jako "dyspozycja woli, która nie opanowuje całkowicie uczuć, lecz umacnia wobec nich władze umysłowe",
(c) jako "cnota moralna, usprawniająca człowieka, by pod wpływem uczuć nie odstąpił od dobra moralnego". 
Stałość jako cnota jest złotym środkiem między uporem a niestałością, pozwala przekroczyć uczucie zniechęcenia, chroni tożsamość człowieka "w najtrudniejszych sytuacjach życia ludzkiego".

***
Rzecz jasna należy zastanowić się nad tym, jakie konkretne zabiegi paidetyczne pozwalają w naszych czasach ukształtować wskazane powyżej cnoty.
Zgadzam się z Autorem deski, że możliwe jest to raczej wewnątrz wspólnoty niż samotnie, choćby dlatego że wspólnota pozwala zachować czujność m. in. wobec wszelkich miraży "ukończenia pracy", zbytniej wiary "we własną doskonałość i nieomylność".

Myślę także, że kształtowanie cnót, o którym deliberuję, ma w naszych czasach dodatkowy cel. Zwraca na niego uwagę właśnie Kostyszak.
Celem tym jest chronienie doświadczenia czasu i chronienie potencjalności języka

Chronienie doświadczenia czasu wiąże się ze świadomością, że "czas nosimy w sobie", że to w nas "przebiegają wszystkie parametry ontologiczne", że to, co dawne łączy się w nas i zapowiada to, co nowe.
Nosząc w sobie czas, nosząc tradycję i nosząc nowy świat skazani jesteśmy na bycie uważnymi. Idzie o to, by nie uciekać od tego, co trudne, a także o to, by zbyt łatwo nie potępiać trudności. Naszym zadaniem jest mężne nasłuchiwanie, poszukiwanie tego, co dobre, w tym, co trudne, próba odsłonięcia takich działań, które pozwolą przetransformować zło, niepokój czy dyskomfort w kierunku świata rządzonego przez doskonalszy kształt przyjaźni, a więc także wolności i równości.

Aby tego dokonać, musimy rozumieć - rozumiemy zaś poprzez język. Musimy zatem poddawać jego znaczenia ostrożnemu badaniu, szukać skamielin, które nie pozwalają uchwycić nowości, przekształcać go tak, by otwierając jednocześnie nie wyzbywać się tradycji. Musimy pozwalać mówić prawdzie, która zawsze jest nowa, ale nigdy nie jest nowa w całości.

***
Myślę, że człowiek dzisiejszych czasów musi być człowiekiem łączenia i krytycznego myślenia.
Kwestionując i podważając musi łączyć: być jednocześnie indywidualny i społeczny, tradycyjny i awangardowy - jak pisał Serres.
W kształtowaniu człowieka na dzisiejsze czasy pomocne jest adagium z Ewangelii, podług którego ojciec wcyiąga ze skarbca rzeczy stare i nowe - bo w sercu starego złożone są zawsze ziarna tego, co świeże, inne, niepokojące. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...