sobota, 3 marca 2012

O ETHOSIE, NARZEKANIU NA STUDENTÓW I PYTANIACH O NASZĄ PRAKSIS

Jedną z rzeczy, która najsilniej utrwaliła się we mnie dzięki zajęciom z etyki, jest głębokie przekonanie o związku etyki  z charakterem oraz z zamieszkiwanym miejscem i praktykowanym tam obyczajem czy raczej obyczajami (także i w tym sensie, że miejsce zamieszkuje wspólnota złożona z mniejszych wspólnot). Wszystko to winno znajdować odzwierciedlenie w ethosie. Winno, gdyby nie okoliczność, że pojęcie ethosu, podobnie jak pojęcie honoru, nie jest dziś szczególnie popularne. Powód? To, o czym się nie mówi, wymazuje się ze zbiorowej świadomości. A przestając istnieć, pozwala chociażby na bardziej swobodną operacjonalizację działań politycznych . Widoczną choćby w tym, że podbijaniu słupków ekonomicznych, rankingowych i wszystkich pozostałych nie musi  już  towarzyszyć (i zazwyczaj tego nie robi) pytanie o kompleksowy wymiar podejmowanych przez polityków działań.
Pewnie dlatego w szkole jest tak dobrze, choć z drugiej strony jest tak źle. Zależy na co patrzeć: czy na wyniki statystyk, czy na postawę młodych ludzi tłamszonych dopasowywaniem się do z góry założonych kluczy i kodów, a przez to pozbawianych zrozumienia dla warunków owocnej dyskusji, emocjonalnie i intelektualnie pozamykanych w świecie gotowych i lepiej bądź gorzej zreprodukowanych klisz.
Ze smutkiem stwierdzam, że coraz częściej obśmiewane jest takie podejście do zajęć z filozofii, na których daje się możliwość wypowiedzi wszystkim uczestnikom, chce oglądać dany problem z różnych stron. Często odbierane jest to jako wodolejstwo, punktowanie mówienia dla mówienia, akceptowanie każdego bezsensu jako czegoś wartościowego. Nie dostrzega się, że często nie ma jednej narracji, która trafnie wyczerpywałaby poruszany temat. Nie widzi się, że czym innym jest ocena poglądu, a czym innym szacunek dla mówiącego. Zupełnie niezrozumiała jest już także sokratejska postawa, która za pomocą pytań nawet z mniej udanych wypowiedzi stara się wyciągnąć coś wartościowego czy istotnego. Co gorsza, prześlepia się i to, że jakość dyskusji jest taka, jaka jest jakość poglądów dyskutujących. Którzy - choć wyraziści w ocenie zajęć i prowadzących - mają już duże problemy z podsumowaniem i oceną tego, co zostało powiedziane.
Tyle tylko, że narzekanie na studentów nie ma sensu. Ich obyczaj wynika przecież z tego, jakie miejsce zamieszkują. To jakość takich wspólnot jak szkoła czy akademia wyrabia w nich takie a nie inne zachowania czy oczekiwania. I to właśnie na tym poziomie - pod przykrywką szumnych haseł - przetrąca się kręgosłup dawnym ethosom nie proponując w zamian nic, co byłoby przemyślane i perspektywiczne. Doraźność zaś i koniunktura, strukturujące większość decyzji naszych decydentów, to najgorszy rodzaj doradców w kwestiach, które sięgają tak głęboko. Ale nie tylko system jest winny. Winni jesteśmy też my, dając ludziom, których uczymy i wychowujemy, przykład lawirowania między ethosem-w-teorii a ethosem-w-praktyce. Zapytajmy się jako  środowisko: Ile dyżurów opuściliśmy? Ile razy znikaliśmy z uczelnianych korytarzy w trakcie sesji? Ile razy nie chciało się nam rozmawiać? Ile razy miast słuchać, od razu chcieliśmy forsować swoje zdanie? Jak bardzo przywiązaliśmy się do swoich schematów, choćby w układaniu dziejów filozofii , odradzając inne lektury? Jak często wierzyliśmy, że poznaliśmy już prawdę i to ona wyzwoli wszystkich pozostałych?
Może czas zastanowić się nad tym, jakie miejsce budujemy, jaką wspólnotą jesteśmy, jaki ethos wykształcamy pośród młodszych? Może czas zapytać o to, kim tak naprawdę jesteśmy i czego chcemy?

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...