Lektura "Nie być Bogiem" jest dla mnie jak deja vu. W wielu momentach mam wrażenie, że Vattimo nie pisze o sobie, a o mnie. I trapi mnie przez to myśl o metafizycznej zbieżności losu.
Wespół w zespół rozumiemy też chyba filozofię - nie jako uprzedmiotawiający dyskurs nauki pełen formalizmów. Ale jako dziejowe rozumienie dokonywane przez człowieka zanurzonego w świat i powiązanego z tym, co od niego inne. Niezgoda na filozofię jako naukę jest przecież niezgodą na to, by "uczucia, lęki, miłość..." uznać za śmieci do wyrzucenia na śmietnisko irracjonalności.
***
Chyba zgodzi się ze mną Vattimo, że jednym z najpiękniejszych momentów filozofowania jest spotkanie. Choćby takie przy kawie czy grzanym winie. Z bliską mi osobą. Gdy w przestrzeni tego, co intymne, wydarza się rozmowa. W niej zaś zjawiają się radości, problemy, uczucia, lęki czy miłości. Zjawiają w odmiennych i licznych horyzontach naszych doświadczeń, zasymilowanych tekstów, przemyślanych tez. Gdy w człowieku pracuje wszystko, co nosi w sobie po to, by dzięki filozoficznemu potencjałowi rozmowy mógł nieść coś innego, bogatszego o kolejny rozbłysk prawdy.***
Co z tego przecież, ile przeczytało się książek, czy ile kwestii udało się nam sformalizować.Jedno i drugie może być nieuważne, konfrontacyjne, wrogie. A można przecież - jak pisze Vattimo - nie przeczytać żadnej książki , a poza tym nauczyć wielu innych rzeczy. Odsłaniających się wtedy, gdy umiemy rozumieć. Gdy nic nie jest dla nas absolutnie pewne, jasne i obiektywne. Gdy myśl staje się "słaba".***
Jestem ciekaw, czy znajdę to wszystko jutro u Vattimy. Cieszę się, że znalazłem to u kilkorga dusz, spotkanych na drogach mojego życia. Drogach lasu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.