Ekonomizacja wszystkiego
„Dla
myślenia potocznego — twierdzi Gilbert Rist — ludzkie działania podporządkowane
są w całości logice ekonomicznej. Tak skrajnie banalne stwierdzenie rodzi
jednak pytanie. Skąd bierze się to podporządkowanie?
Na czym oparty jest ten szacunek, który okazuje się «prawom» ekonomii? Dlaczego
urojenie ekonomiczne stało się centralną kategorią życia społecznego? Dlaczego
«wymogi» ekonomii przywoływane są stale do formułowania sądów nie znoszących
sprzeciwu, gdy chodzi o podjęcie jakiejkolwiek decyzji, zwłaszcza w sferze
politycznej?”.
Odpowiedź
na te pytania jest złożono i nie roszczę sobie pretensji, by jej tutaj udzielić.
Chcę jedynie — idąc za kilkoma autorami — wskazać kierunek, w którym może
zmierzać bardziej wyczerpująca argumentacja.
Zgadzam
się z Ristem, gdy twierdzi, że „Do obecnego stanu rzeczy doszło niewątpliwie
dzięki temu, że w toku historii uznaliśmy hipotezy standardowej «nauki»
ekonomicznej nie za jedynie wiarygodne czy prawdopodobne, ale za prawdziwe, i
przystaliśmy na nie bez podawania w wątpliwość założeń, na których się opierają”.
Stało się to między innymi dzięki temu, że neoklasyczna szkoła w ekonomii stała
się w sumie jedyną perspektywą nauczaną w szkołach wyższych. Doprowadziło to
nawet do swoistej „rebelii” studentów, którzy domagać się zaczęli dostęp do
wiedzy o innych szkołach ekonomicznych. Sytuacji nie ułatwia również fakt, że
ekonomiści stali się politykami, skutecznie wpływając na społeczne wyobrażenia
i praktyki. Sukces „standardowej” ekonomii jest spektakularnym przykładem
zideologizowania nauki. Powiem wręcz, że to nie postmodernizm, nie Fryderyk
Nietzsche, Jacques Derrida, Michel Foucault czy Judith Butler zainfekowali
nasze społeczeństwo nihilizmem i nadwyrężyli autorytet nauki. Zrobili to
ekonomiści i ekonomiści-politycy, posługując się stereotypem „obiektywizmu” naukowego (tezy
ekonomiczne są prawdziwe, a nie prawdopodobne) i „nauki wolnej od wartościowania”. Deklaratywny obiektywizm ekonomii
i jej równie deklaratywny brak związków z wartościami umożliwił stosowanie
argumentacji ekonomicznej i „logiki ekonomii” do usprawiedliwiania (głęboko) niesprawiedliwego
porządku społecznego. To — i wiele innych czynników — doprowadziło do
opisywanego przez Alaina Touraine’a rozejścia się globalnego systemu
ekonomicznego i świata społecznego. Globalny system ekonomiczny stał się
kapitalizmem finansowym, którego naczelną zasadą nie jest produkcja (jak w
kapitalizmie przemysłowym), ale akumulowanie zysków. Zysk jako „obiektywny” i „neutralny
aksjologicznie” cel działania, usprawiedliwia
decyzje, które leżą wyłącznie w interesie wąskiej grupy ludzi, a „naukowo
obiektywne argumenty” pozwalają na zamknięcie dziobów czy dyskredytację oponentów
oraz na polityczny szantaż. Polityczny szantaż wiąże się choćby z groźbą
delokacji firm — to silny argument w rękach korporacji, które grożą
przeniesieniem swoich oddziałów, jeśli w jakimś państwie wzrosną koszta pracy czy
ochrona pracowników. Formą „szantażowej” legitymizacji obecnego porządku jest
też choćby status niewolniczej pracy — dajmy na to — w Bangladeszu. Doskonale
wiemy, że za pracę ponad siły dostaje się tam zarobki na poziomie urągającym
wszelkiej moralności. Niemniej masowa decyzja, że nie będzie się kupować
produktów wytwarzanych w tamtym regionie spowoduje — o czym mówiła ostatnio
Halina Bortnowska — że tamtejsi pracownicy stracą jakiekolwiek dochody. Wrażliwy
społecznie człowiek staje więc wobec „etycznego klinczu”, który powstał, by
służyć kapitalizmowi finansowemu.
Rozejście
się porządku ekonomicznego i społecznego wiąże się między innymi z tym, że instytucje
społeczne i polityczne okazują się zupełnie niezdolne do regulowania tego, co
dzieje się na poziomie globalnego systemu ekonomicznego, mimo że społeczeństwo
i jego instytucje muszą mierzyć się z następstwami: kryzysami ekonomicznymi i
społecznymi, rozwojem chorób społecznych, jak depresja i nerwice, itd. itp. Przekłada
się to na sparaliżowanie działań aktorów społecznych — i Touraine, i Joseph
Stiglitz, mówią wprost o tym, ze ofiary kapitalizmu finansowego stały się
bierne. Zniszczono — w znacznej mierze dzięki Margaret Thatcher — impet
związków zawodowych, ugrupowania przyznające się do lewicowości albo nie są
lewicowe, albo nie mają pomysłu, jak działać. Liczne zagrożenia na rynku pracy,
przekładające się na poczucie niestabilności i zagrożenia, działają
demobilizującą na jednostki, zmuszone do planowania strategii jak przetrwać. Ekonomii
podporządkowano także strategię działań politycznych — doskonałym przykładem
jest tu strajk pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka. Przez dyrekcję CZD i
rządzących polityków spór pokazywany jest jako spór o płacę, co w przypadku
dość niskich dochodów w Polsce ma budzić odruch moralnego oburzenia w społeczeństwie.
Pomija się wtedy zupełnie fakt, że w CZD dramatycznie brakuje personelu. Na
każdym dyżurze – jak pisze Łukasz Lipiński — brakuje około 70
pielęgniarek/pielęgniarzy. Wszyscy zaś są mocno przepracowani.
Postspołecznie wyjść z kryzysu
Touraine
wskazuje kilka możliwych reakcji na kryzys z 2008 r. i jego skutki. „Trzy wydają mi się szczególnie ważne. Pierwsza, to próba obrony porządku, który do
kryzysu doprowadził, choć wysławia się ją inaczej — ma to być próba powrotu do
„porządku sprzed kryzysu”, pokazywanego jako atrakcyjny dla wszystkich. Druga,
to przyjęcie strategii „wspólnotowości defensywnej”, „której nie sposób będzie
zdefiniować w kategoriach relacji społecznych, a jedynie jako proces zamykania
się na tożsamościach typu religijnego, narodowego lub etnicznego. Być może
zjawisko to przyjmie formę (ograniczonego) protekcjonizmu ekonomicznego. Nie
zapominajmy jednak, że bezpośrednie starcie między wspólnotami religijnymi a
niektórymi centrami kierowniczymi globalnej gospodarki doprowadziło już do
wojny między radykalnym islamizmem a siłami amerykańskimi i brytyjskimi,
które opanowały Irak. Innymi słowy, nastąpiło starcie jednego dżihadu z inną
jego odmianą”. Trzecia, to ponowne upodmiotowienie ludzi, poprzez uświadomienie
im ich niezbywalnych praw i przywrócenie im roli aktywnych aktorów,
kształtujących nasz wspólny świat życia. Aby stało się to możliwe trzeba jednak
— twierdzi Touraine — znaleźć zasadę, która będzie tak samo ponadspołeczna, jak
ponadspołeczny jest globalny system gospodarczy. Touraine widzi taką szansę w
moralności opartej na prawach człowieka i proponuje przeciwstawić systemowi
gospodarki światowej nie tyle aktorów społecznych, ile aktorów moralnych (czy
duchowych), kierujących się «logiką szacunku dla podmiotu i jego praw». Aby to
przeciwstawienie mogło funkcjonować, należy wzmacniać humanizm, który jest dzieckiem
sekularyzacji, czyli «rozpuszczania się tego, co religijne, w praktykach
społecznych» (tak pojmowanej sekularyzacji nie należy uznawać za wroga religii,
ale raczej za proces, w którym budowane są wspólne podstawy dla działania osób
o rozmaitych światopoglądach na rzecz lepszego świata). Trzeba także wskrzesić
etos pracy dokonując jej «permanentnej pochwały»”.
Innymi
słowy, potrzebujemy ponownego „nawrócenia się na humanizm”, a także
przypominania, że obecny konflikt nie tyle jest konfliktem między różnymi
siłami społecznymi, ile reakcją na dominację ponadspołecznego systemu
ekonomicznego, w ramach którego ludzie są bądź beneficjentami, bądź „towarami
lub maszynami”. Związana jest z tym konieczność odbudowy instytucji społecznych
i politycznych, których zadaniem musi być wzmacnianie
podmiotowości i sprawczości obywateli. Oznacza to, że zadaniem państw
przestaje być układanie życia społecznego według reguł definiowanych przez daną
ekipę rządzącą, a staje się pośredniczenie między różnorodnymi jednostkami po
to, by odsłaniać to, co je łączy — podmiotowość, związana z przysługującymi im
na równi prawami do wolności, godnych warunków życia, wpływania na kształt
wspólnot itd.
Etos instytucji publicznych - casus Teatru Wielkiego w Łodzi i planów reformy szkolnictwa wyższego
Wielką rolę mają tu do odegrania instytucje reprezentujące
kulturę i naukę. Dlatego czymś szczególnie
nagannym, wręcz sprzecznym z legitymizującym je etosem, jest wpisywanie się publicznych
(choć nie tylko) placówek kulturalnych czy naukowych w obcą i wrogą im
przestrzeń reguł kapitalizmu finansowego. Z taką sytuacją mamy do czynienia
ostatnio np. w Teatrze Wielkim w Łodzi, gdzie część pracowników próbuje się przenieść
do firmy zewnętrznej. Outsourcing jest wręcz modelowym przykładem tego, jak
działa „logika ekonomii” — pracownik zamieniony zostaje w zbyt kosztowny towar,
należy więc się go pozbyć. Jego sytuacja egzystencjalna, dobrobyt psychiczny,
ale także istotne dla jakości pracy zaufanie, lojalność w stosunku do
pracodawcy etc., schodzą na dalszy plan. Uprzedmiotowienie czy utowarowienie
ludzi łączy się z misją teatru , którą jest upodmiotowienie widza, „służenie
Sztuce”, szlachetna zabawa, ale i mówienie ważnych, uniwersalnych problemach
ludzkiej kondycji. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w szkolnictwie wyższym.
Zespoły pracujące pod egidą Jarosława Gowina proponują pod kątem nowej ustawy o
szkolnictwie wyższym między innymi:
„-
odchodzić od kolegialnego modelu zarządzania w stronę modelu menedżerskiego
("Takiej republiki uczonych jak w Polsce nigdzie w Europie już nie ma. Nie
przesądzamy jednak, że rektorami muszą być zawodowi menedżerowie"),
-
wprowadzić podział na studia akademickie i praktyczne, a studia akademickie
ograniczyć do niektórych typów uczelni,
-
zapewnić kadrze zatrudnienie tylko na czas nieokreślony przy rzetelnych ocenach
okresowych”.
Propozycje
te świadczą o tym, że nie wyciągnęliśmy wniosków z ostatniego kryzysu i wciąż
wydaje się nam, że był to jakiś „wypadek” przy pracy. Być może nawet wypadek „lewicowy”
— przypominają mi się bowiem słowa Leszcza Balcerowicza z 2010 r., który mówił,
że kryzysy ekonomiczne wiążą się generalnie z wydatkami budżetowymi, głównie
socjalnymi. A gospodarka oparta o wolny rynek, własność prywatną i minimalne
uprawnienia władz jest gospodarką stabilną.
Dlaczego RAZEM?
Jeśli
zgodzimy się z Touraine’em, że ostatni wielki kryzys ma charakter
postspołeczny, gdyż wiąże się z działaniami graczy na poziomie ponadspołecznym
i paraliżującym aktorów społecznych, także jego rozwiązanie musi mieć charakter
„postposłeczny”. W swojej książce Touraine wiąże nadzieję z lewicą socjaldemokratyczną,
która winna przekształcić się w „lewicę postspołeczną”. Tym, co
legitymizowałoby jej działania, jest odwołanie do podmiotowości i związanych z
nią uniwersalnych praw człowieka, a więc także z wizją ludzi jako trwale i
fundamentalnie równych. Oznacza to,
między innymi, że lewica musi reprezentować spectrum
wykluczonych i pozbawionych możliwości aktywnego działania obywateli, w
imię uniwersalności podmiotu i niezbywalnej różnorodności jednostek. Jest zatem
lewicą inkluzywną — działa zarazem na rzecz pracowników, biednych, ale również
szykanowanych mniejszości etnicznych, seksualnych czy religijnych i
światopoglądowych. To lewica działająca na rzecz wzajemnego zrozumienia, podejmująca
próby przekładania odmiennych perspektywa na zrozumiały dla innych język, i fundamentalnie
przywiązana do praw człowieka, a jej działania mają na celu aktywizację
jednostek do działania, wyrwanie ich z bierności. To lewica, która promuje
działania, „w które każda jednostka świadomie się angażuje, a nie tylko biernie w nich uczestniczy”. Dzięki temu
ominąć będzie można mielizny przynależności do grup, które budują i
obiektywizują swoją tożsamość przeciwstawiając się — często gęsto agresywnie —
innym. Symbolicznym przykładem może być zaangażowanie brytyjskich lesbijek i
gejów po stronie górników w sporze z Thatcher. Marek Ashton powołał do życia
organizację Lesbians and Gays Support the
Miners. „Pierwszą zbiórkę pieniędzy
dla górników Ashton zorganizował na londyńskiej paradzie równości. Była to
manifestacja solidarności z grupą, przeciwko której rząd Żelaznej Damy zaczął
stosować politykę siły i dyskryminacji. Warto przypomnieć, że władza w tamtym
okresie uważała środowiska gejowskie za element wywrotowy. Lider LGSM wsparcie
dla górników wytłumaczył następująco: „Dziś policjanci nie stoją przed
klubami gejowskimi, bo pojechali tłumić strajki. Musimy im (górnikom) pomóc”.
Zbiórki
pieniędzy LGSM docierały do małego robotniczego miasteczka na południu Walii. W
filmie przedstawiono, jak wzajemne wizyty związane z przekazywaniem donacji
przyczyniły się do rozwoju relacji pomiędzy dwoma jakże różnymi grupami
społecznymi. Początkowa niepewność, zakłopotanie i ciekawość („Czy to prawda,
że wszystkie lesbijki są wegetariankami?”) bardzo szybko przerodziły się w
poczucie solidarności a nawet przyjaźń. Poczucie jedności przetrwało
zakończenie strajku (w marcu 1985 roku górnicy zdecydowali się powrócić do
kopalń). Na coroczną londyńską paradę równości w 1985 roku zjechały bowiem…
tłumy walijskich górników, aby zamanifestować swoje poparcie w walce o prawa
mniejszości seksualnych! Co więcej to właśnie na wskutek wsparcia Krajowego
Związku Górników Partia Pracy w 1985 roku wpisała w swój status
równouprawnienie gejów i lesbijek”.
Nadzieje,
które Touraine wiąże z lewicą socjaldemokratyczną moim zdaniem potwierdzają się
w Polsce. Aktualnie bowiem tylko jedna partia — a myślę tu o RAZEM — stara się
reprezentować szerokie spectrum obywateli
i przykłada dużą wagę to wizji instytucji społecznych i życia zbiorowego, które
w imię podmiotowej godności człowieka przeciwstawiają się mechanizmom
kapitalizmu finansowego. Warto o tym pamiętać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.