Teresa Piotrowska
Ministra Spraw Wewnętrznych
Andrzej Seremet
Prokurator Generalny
Stanisław Gądecki
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski
Szanowni
Państwo,
Pawłowi
Lisieckiemu zarzucono, że jako redaktor naczelny Rzeczpospolitej realizował interesy Prawa i Sprawiedliwości. Stanowisko
to podzielił sąd apelacyjny, gdzie Lisicki przegrał sprawę z własnego
powództwa. Nie byłoby sensu tego przypominać, gdyby nie cztery okoliczności.
Primo, obserwuję niespotykaną falę islamofobii, która
nie tylko zalewa Internet, ale znalazła swój wyraz także w profanacji
warszawskiego meczetu.
Secudno, Jarosław Kaczyński rozmijając się z elementarną
wiedzą z dziedziny filozofii praktycznej deklarował ostatnio, że „nie ma w
Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół”.
Tertio, Lisicki wydał książkę Dżihad i samozagłada Zachodu, którą
Quarto, zajął się na łamach Do Rzeczy Sławomir Cenckiewicz.
Okoliczności
te – jeśli spojrzeć na nie łącznie – powinny wywoływać niepokój.
Stawiają
bowiem pod znakiem zapytania polską rację stanu.
Kłopotliwe
staje się także pytanie o status polskiego konserwatywnego katolicyzmu. Wymowne
staje się także milczenie hierarchów Krk, którzy wraz z prawicą prowadzą
światopoglądową walkę z pojęciem gender
czy ustawą o in vitro, nie reagują za
to na sprzeczny z nauczaniem Krk stosunek
katolickich i prawicowych publicystów wobec islamu.
Tomasz
Terlikowski odnosząc się do muzułmanów twierdzi m. in.:
„Jest
głupotą i naiwnością wiara, że można ich powstrzymać wycofując się. Problem
polega tylko na tym, że Stary Kontynent stracił wiarę w życie wieczne nie jest
więc zdolny do sprzeciwu. Liberalna demokracja, hedonizm i nihilizm nie są
wartościami, za które ktokolwiek chciałby oddać życie.
Rekonkwista,
czyli wielkie zwycięstwo Europy nad islamem, krucjaty, które były obroną
chrześcijan przed muzułmanami nie byłyby możliwe bez wiary. I tą wiarę
uczestników krucjat i rekonkwisty trzeba wskrzesić, jeśli Europa ma przetrwać,
jeśli Stary Kontynent ma pozostać sobą. Bez niej jesteśmy skazani na zagładę.
Tylko pod znakiem krzyża można pokonać półksiężyc”.
Stać
go również na takie bon moty:
„I nie
będzie potrzebna do tego żadna wojna, wystarczą „bezpłodność europejskiej
babci” (by posłużyć się sformułowaniem papieża Franciszka) oraz ogromna
płodność muzułmanów, którzy prowadzą obecnie wojnę nie za pomocą
maczet, bomb czy kałasznikowów, ale macic swoich kobiet”.
Mimo
takich tez Cenckiewicz uważa, że Terlikowski ciągle pozostaje zbyt letni. Pisząc
o reakcji publicystów na książkę Lisieckiego nie kryje swojego rozczarowania:
„Wokół
trwają wojna i islamski napór na tęczowy Zachód, przy jednoczesnym zagubieniu
katolickiej tożsamości podmywanej konsekwentnie przez międzyreligijny dialog ekumeniczny
z elementami synkretyzmu.
Dotychczasowi
dyskutanci jakby tego wszystkiego nie dostrzegają i mylą chrześcijańskie miłosierdzie
z akceptacją religijnego fałszu oraz tolerancją
dla
nienawiści (Michał Łuczewski), obronę zachodniej cywilizacji z „umacnianiem politycznych
konstruktów” (Tomasz P. Terlikowski) lub po prostu powtarzają utarte slogany o
potrzebie dialogu z bardziej oświeconą odmianą konserwatywnego islamu (Ryszard
Czarnecki). Perspektywa doczesności, emocjonalny kwietyzm i prawa człowieka przesłaniają im ogląd
sytuacji”.
W
duchu podobnym do Terlikowskiego uważa on, że z islamem należy walczyć, a jest
to możliwe tylko wtedy, gdy odnowi się ducha katolickiego. Został on popsuty
przez ekumenizm i nauczanie Vaticanum II. Cenckiewicz pisze: „Tę ekumeniczną
rewolucję w Kościele, którą z takim uporem potępiali papieże aż do Piusa XII,
Lisicki opisuje przez pryzmat zdrady słów samego Zbawiciela i Założyciela Kościoła
katolickiego: „Idźcie więc i pozyskujcie uczniów we wszystkich narodach! Udzielajcie
im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego! Nauczajcie ich, aby zachowywali
wszystko, co wam nakazałem” (Mt 28, 19-20). I cytuje niezliczoną liczbę świadectw
papieskich od Pawła VI do Franciszka, potwierdzających ów ekumeniczny obłęd i
nakazujący w praktyce wziąć w nawias fundamentalne dogmaty wiary katolickiej o
Jezusie Chrystusie jako jedynym Zbawicielu świata i Kościele, poza którym nie
ma zbawienia, a w perspektywie uznać islam za religię prawdziwą i równie dobrą
jak katolicyzm.
Stąd
też rację ma Lisicki, pisząc, że „Jezus przegrywa w starciu z Mahometem, bo...
nie ma komu głosić Jego nauk”. Rzeczywiście, gdyby Chrystus był dla
deklaratywnych chrześcijan rzeczywiście Bogiem i Zbawicielem, dialog z
islamistami (i innymi innowiercami) byłby po prostu niemożliwy”.
Dodaje
także:
„Światowy
sukces islamu spowodowany jest w głównej mierze tym, że daje on dostęp do
tajemniczego, nieokiełznanego i transcendentnego Boga, a nie Jego oswojonej, zhumanizowanej
i grzecznej wersji. Jeśli zatem jest nadzieja na zmianę i jeśli Zachód ma być w
stanie przeciwstawić się islamowi, to pierwszym warunkiem musi być odzyskanie prawdziwego
Boga, Boga żywego, Boga ojców, Abrahama, Izaaka, Jakuba, Boga Jezusa Chrystusa,
a nie dostosowanego do oczekiwań
mitycznej współczesności Boga godności i praw człowieka”.
Nie
mam cienia wątpliwości, że formułowane w taki sposób poglądy są nieetyczne, szkodliwe,
a wręcz niebezpieczne.
Są
nieetyczne, bo poprzez zręcznie konstruowane uogólnienia i stereotypy piętnują
grupę osób, której podstawowe prawa człowieka gwarantują wolność wyznawania
religii.
Są
szkodliwe i niebezpieczne, służą bowiem utwierdzaniu stereotypów w świadomości
społecznej. Budują poczucie lęku i zagrożenia, na które odpowiedzią ma być
walka. Co prawda wzywa się do krucjaty modlitewnej, retoryka rekonkwisty,
opowieści o bitwie pod Lepanto, kontrast między prawdziwie katolickimi
papieżami wzywającymi do boju z islamem a posoborowym „ekumenicznym”
szaleństwem przekładają się na praktyczne działania, choćby Polskiej Ligii
Obrony („To my zrobimy wam dżihad” – rzucają rękawicę muzułmanom jak można
przeczytać w Internecie).
Agresja
często budzi agresję, a szacunek zawsze wydaje mi się lepszy od podjudzania. Nie
jestem pewien, czy PLO, pp. Terlikowski czy Cenckiewicz wezmą na siebie
ewentualne konsekwencje własnych tekstów. Obawiam się za to, że ich publikacje
są zagrożeniem dla ładu i bezpieczeństwa publicznego.
Kampania
islamofobiczna w prawicowych mediach powinna być oceniona także pod kątem
przepisów prawa, w tym par. par. 196 i 257 kodeksu karnego.
Osobny
problem stanowią uwagi Cenckieiwcza dotyczące praw człowieka – z jego artykułu
można wysnuć wniosek, że respektowanie praw człowieka – jako przesłaniających ogląd
sytuacji – stanowi zagrożenie dla naszego kraju.
Polska
nie jest krajem, który może chlubić się skutecznym realizowaniem praw człowieka
– o czym świadczy choćby sprawa z więzieniem w Kiejkutach. Uwagi takie jak
Cenckiewicza są zatem podwójnie niebezpieczne.
Pozostaje
jeszcze kwestia Kościoła, który w sprawie islamofobii milczy. Milczenie zaś
jest przywoleniem na rozwijanie pod sztandarami publicystyki
prawicowo-katolickiej poglądów z gruntu obcych nauczaniu Krk. Jak sądzę, najwyższy
już czas by hierarchowie zabrali głos, dokonując oceny postaw islamofobicznych,
nawet jeśli część publicystów – chętnie wykluczających myślących inaczej ze
wspólnoty Kościoła – okazałaby się katolikami wątpliwej doktrynalnej konduity.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.