sobota, 4 lipca 2015

MASONI, ATEIŚCI, KOBIETY. NA MARGINESIE LEKTURY WOLNOMULARZA POLSKIEGO

Letni Wolnomularz Polski sprawił mi podwójną frajdę.
Ucieszył mnie, po pierwsze, bogaty zestaw tematów. Po drugie, ucieszyło mnie pewne hermeneutyczne napięcie, które wytworzyło się między tekstem b.'. Dawida Steinkellera,
s.'. Mirosławą Dołegowską-Wysocką i moim tekstem. Przedmiotem tego napięcia są konstytucje Andersona i zapisane w niej obowiązki wolnomularza.

W swoim tekście napisałem, że "po latach zawirowań  [konstytucje Andersona] stanowią dzisiaj <biblię masonerii>". 
S.'. Mirosława skomentowała ten fragment pisząc: "Dla wolnomularstwa kobiecego  Konstytucja Andersona <biblią> nie jest, bowiem wyklucza kobiety z masonerii. Jest dla masonek raczej kamieniem milowym na wolnomularskiej drodze".

Z kolei b.'. Dawida pisze w swoim tekście: "Uważam, że nie da się być wolnomularzem, jeśli nie wierzy się w Siłę Wyższą (czy to osobową, czy bezosobową), jeśli odrzuca się Landmarki i Tradycję, czy jak kto woli "Dawne Powinności" wolnomularstwa uniwersalnego. Nie da się być masonem, jeśl nie pracuje się nad swoim wzrostem duchowym i moralnym oraz nad budowaniem Świątyni Ludzkości. Nie jest zatem przypadkiem, że należę do obediencji tradycyjnej, jaką jest Wielka Loża Kultur i Duchowości. [...] Granica między wolnomularstwem tradycyjnym a tym, które nazywamy <liberalnym>, nie przebiega bowiem - moim zdaniem - poniżej pasa; płeć adeptki lub adepta nie odgrywa w tej kwestii żadnej roli. Byłby to jakiś absurd!".

O ile - jak sądzę - komenatrz s.'. Mirosławy dotyczy raczej mojego niefortunnego sformułowania niż różnic w poglądach, o tyle napięcie między mną a b.'. Dawidem jest ewidentne. 

Pisząc o <biblii wolnomularstwa> nie miałem na myśli jakiegoś świętego tekstu, który posiada jedną, niezmienną dogmatyczną wykładnię. Podobnie zresztą jest dla mnie i z biblią. Nie potrafię czytać tych tekstów odrywając je od kontekstu epoki, bez minimalnej choćby wiedzy z zakresu filologii, historii czy filozofii. Nie umiem także czytać ich unikając stawiania im współczesnych pytań. 
Konstytucje Andersona są dla mnie fundamentalną pożywką, jeśli chodzi o wolnomularski etos. Idzie jednak nie o każdą zapisaną w nich literę, ale o ocenę pracy wolnomularskiej w świetle tego, co dla masonerii najważniejsze. A jest tym zasada, jak pisze b.'. Dawid, by "zgromadzić to, co rozproszone", by budować świat braterski, wolny, równy, tolerancyjny.
Każda epoka na swój sposób widzi wolność, równość i braterstwo - nie da się raz na zawsze zadekretować, czym owe wartości są i jak je realizować. Zrozumienie do końca, czym są te wartości, byłoby możliwe tylko dla jakiegoś nieskończonego podmiotu, wolnego od uwarunkowań kulturowych czy społecznych. Jednym z konstytutywnych rysów wolnomularza jest dla mnie zgoda na usuwanie mentalnych barier. Umożliwia to zwłaszcza "doświadczenie naruszonej godności człowieka" (Jurgen Habermas), które pozwala nam odkryć nieznane rejony nierówności i braku braterstwa, ograniczenia wolności ludzi, odmowy równych dla nich praw. A więc niepełnej godności.
Tak było choćby z kobietami, które musiały i wciąż muszą zabiegać o równouprawnienie. Dotyczy to także wolnomularstwa, w którym musiało nastąpić przekroczenie mentalnych barier, by siostry mogły zasilić loże mieszane i kobiece.
W tej samej perspektywie postrzegam kwestię wolnomularzy-ateistów. Jeżeli faktycznie chcemy zbierać to, co rozproszone, jeżeli autentycznie uważamy, że ludzie są równi w swej godności, nie widzę najmniejszego powodu, by ateiści nie mogli stawać się masonami.

Paradokslanie sądzę przy tym, że udział ateistów w ruchu wolnomularskim daje się łatwiej pogodzić z Księgą Konstytucji Andersona niż udział kobiet.

W art. 1 czytamy: "obecnie, kiedy każdy ma prawo do własnych poglądów, bardziej wskazane jest nakłanianie do przestrzegania Religii, co do której wszyscy ludzie są zgodni. Polega ona na tym, aby być dobrym, szczerym, skromnym i honorowym, niezależnie od tego, jak się człowiek nazywa i jakie jest jego wyznanie. Wynika stąd, że Wolnomularstwo jest ośrodkiem zjednoczenia i sposobem na zawiązywanie szczerych przyjaźni między osobami, które w innych okolicznościach nie mogłyby utrzymywać bliskich stosunków między sobą".
B.'. Tadeusz Cegielski słusznie zwraca uwagę, że zapis ten wymierzony jest we wszelkiej maści postawy fundamentalistyczne, które są pożywką niezgody czy walki. Podkreśla także, że Anderson nie mówi tu o jakiejś religii naturalnej, w którą wierzyć mają wszyscy masoni. Pisze on raczej o porządku etycznym, o prawie moralnym , które nazywa religią, co do której wszyscy ludzie są zgodni* (religia bowiem polega na życiu dobrym, szczerym, skromnym i honorowym - to ewidentnie pojęcia z porządku etyki). (Podobną linią pójdzie rozumowanie Immanuela Kanta**).  W tym świetle zrozumiałe staje się wykluczenie z grona wolnomularskiego "bezmyślego ateisty" i libertyna, a więc osób, które fundamentalnie negują istnienie ładu moralnego i swoim życiem mu przeczą. Jeśli taka interpretacja jest do utrzymania (a sądzę, że jest), wolnomularzem może być każdy, kto akceptuje istnienie porządku moralnego, który chce realizować w swoim życiu i nasycać nim otoczenie. Symbol Wielkiego Architekta może oznaczać za ten ową głeboką moralną strukurę świata i w takiej wykładni jest do zaakceptowania zarówno przez osoby wierzące w Siłę Wyższą, jak i ateistów. Muszę przyznać, że jest to interpretacja bardzo mi bliska. Choć jestem wierzącym chrześcijaninem, nie szukam w symbolach wolnomularskich ujścia dla własnych motywacji religijnych. Wiadomo bowiem, że religie potrafią wykluczać, rozpraszać i walczyć ze wszystkim, co wobec nich zewętrzne. Szukaj jedności, której źródłem jest dla mnie ludzka godność i związany z nią moralny ład.

Zaprezentowany wyżej sposób interpretowania art. I potwierdza zapis z art. III. Czytamy tam, że wolnomularzem nie może być nikt "kto żyje bez moralności lub w sposób skandaliczny". Ale czytamy tam także, że masonem nie może być ani niewolnik, ani kobieta. Zapis ten odzwierciedla status społeczny kobiety w XVIII wieku, a więc to, że nie była ona uznawana za człowieka w pełni wolnego. Bezpośrednia litera tekstu nie pozostawia jednak żadnej furtki, która wskazywałaby, że kiedyś kobiety do wolnomularstwa mogą należeć (cóż, wyobraźnię też miewamy ograniczoną). Zmiany społeczne, w tym zmierzenie się z patriarchalizmem, doprowadziło szczęśnie do zrozumienia, że mężczyźni i kobiety są równi w swoim człowieczeństwie. Zapis Andersona ma więc znaczenie historyczne, a jego głębszy sens wskazuje na to, że wolnomularz jes osobą wolną. Wiemy dziś, że kobiety (ontologicznie) są tak samo wolne jak mężczyźni, nie ma więc powodu, by wykluczać je z ruchu wolnomularskiego. Takie postawienie sprawy wychodzi jednak dalego poza literę Starych Obowiązków. I jest hermeneutycznie o wiele mniej ostrożne, niż pro-ateistyczna interpretacja art. I Konstytucji.

Jeśli godzimy się zatem, że wolnomularza nie czyni to, co poniżej pasa, nie możemy - jak sądzę - jednocześnie obstawać przy stanowisku, że mason musi wierzyć w Siłę Wyższą. Popadamy bowiem wtedy w niekonsekwencję interpretacyjną - jedne zapisy utrzymujemy, wykładając je konserwatywnie. inne odrzucamy bez zdania z nich racji. W tym sensie każde wolnomularstwo mieszane i kobiece uznaję za liberalne. Liberalność nie oznacza przy tym porzucenia Tradycji. Tradycja żyje dla mnie tylko, gdy jest hermeneutycznie ożywiana, a to oznacza zawsze jednoczesne podtrzymywanie i zmianę. Litera bowiem zabija, a duch ożywia, mówi Pismo. A jakom rzekł, duchem ożywiającym wolnomularstwo jest dla mnie zbieranie tego, co rozproszone. Wartości wolnomularskie zaś to dla mnie punkt wyjścia do hermeneutycznego namysłu.



*"Nie napotykamy tu kategorycznego nakazu wyznawania <religii, co do której zgadzają się wszyscy ludzie>, ani tym bardziej groźby ukarania, usunięcia z loży wszystkich niedowiarków i odszczepieńców, którzy <pojmują Sztukę Królewską nieprawidłowo>. Jeśli dodamy, że w Historii wspomniano Chrystusa bez wskazania na jego boskość, to fakt, iż Artykuł I O Bogu i Religii nie tylko nie przywołuje konkretnego przedstawienia Boga, lecz odsyła nas jedynie do <prawa moralnego>, staje się szczególnie wymowny. Anderson uchyla się w dodatku przed zdefiniowaniem owego prawa; uczyni to dopiero w nowym wydaniu Konstytucji z 1738 roku, w którym rozwinie koncepcję <religii Noego> i mularzy jako <prawdziwych> Noachidów" [T. Cegielski, Księga Konstytucji 1723 roku i początki wolnomularstwa spekulatywnego w Anglii, ss. 127-8]. Musimy jednak pamiętać, że owa religia Noego, prawdziwe chrześcijaństwo, poważna religia nie jest przez Andersona nijak określona. Nie da się jej utożsamić z deizmem [por. Cegielski, s. 128], nic nie da na także stwierdzenie, że jest ona "wspólnym pniem" Biblii hebrajskiej i Nowego Testamentu. Anderson wspomina bowiem tylko o trzech wielkich artykułach Noego, które są cementem loży. Nie podaje jednak ich treści. Jest to tym bardziej wymowne, że w tamtej dobie skatalogowano 7 artykułów religii Noego, wśród których był m. in. zakaz kazirodztwa i sodomii, będący potencjalną podstawą wykluczenia z lóż osób nieheteronormatywnych. Jak sądzę, winniśmy docenić enigmatyczność sformułowań Andersona i widzieć zapisy dotyczące Boga i religii jako narzędzie usuwania barier między ludźmi. Cytowany przez Cegielskiego David Stevenson zauważa, że takie a nie inne sformułowanie Artykułu I "W praktyce organizacyjnej oznaczało, że <loże przyjmowały, kogo przyjąć chciały, nie wyłączając libertynów i osób, które bliskie były ateizmowi>" [Cegielski, s. 132].

**"Istnieje tylko jedna (prawdziwa) religia - napisze Kant w Religii w obrębie samego rozumu -, ale może być wiele rodzajów wiary". Religia prawdziwa to religia rozumowa, czyli moralność, wolna od instytucjonalizacji, kultu dogmatów, władzy kapłanów, antropomorficznych wyborażeń bóstwa, cudów, objawień itd. "Religia rozumu, pisze Jerzy Kochan, nie jest [...] kultem rozumu, siegającym do oprzyrządowania rytuałów istniejących kościołów, lecz opartą na rozumie moralnością, uznającą (ze względu na - jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli - zróżnicowany poziom audytorium) istniejące religie i kościoły za historycznie wytworzone i skuteczne swoje medium".   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...