Nie lubię etykiet, ale niekiedy bywają potrzebe. Żeby nieco ułatwić ewentualną dyskusję i żeby zarysować kontekst zadeklaruję, że nie jestem ani ateistą, ani agnostykiem. Uważam się za chrześcijanina, który wiele inspiracji czerpie od teologów rzymsko-katolickich, prawosławnych, a ostatnio protestanckich.
Jako chrześcijaninowi jest mi smutno, że ateiści i agnostycy wciąż żyją w Polsce z piętnem stygmatu, że wciąż doświadczają symbolicznej przemocy, że wciąż oczekuje się od nich dowodu bycia moralnymi.
***
Loża Kultura, w której jestem uczniem, przypomniała dziś o rocznicy śmierci Stanisława Lema. To postać niezwykła. Lema niegdy nie kupiłem jako pisarza (!), niezmiennie frapuje mnie jako myśliciel (!), a jest dla mnie zwyczajnie ważny jako humanista. Do dziś pamiętam, że od jego felietonów pisanych do Odry rozpoczynałem lekturę pisma.
Niezwykle pięknie pożegnał Lema Stanisław Obirek. Czytamy tam, między innymi:
"Żyjemy obaj w niestycznych i nigdzie nie przecinających się uniwersach dyskursu. (...) Wszystkie rodzaje ludzkiej konfesji są mi jednakowo obce w tym prostym sensie, że jestem na każdą wiarę dokładnie tak samo niekonwertowalny. Oczywiście z racji elementarnej, że urodziłem się w katolickim kraju, musiałem nasiąknąć pierwiastkami katolicyzmu mocniej niż na przykład islamu. Możliwe, że pewne podstawowe fragmenty moich etycznych dociekań lub zasad są wywodliwe z chrześcijaństwa i musiałbym upaść na głowę, ażeby się takich wpływów wypierać. Niemniej estetyczne atrakcje wiar mogą być rozmaite, ale ich moc oddziaływania na mój światopogląd utrwalony rozumowo równa się zeru. Żadnej tego rodzaju opoki nie potrzebuję". Koniec i kropka. Pozostałem sam z moją potrzebą dotarcia do źródeł moralnej wrażliwości człowieka, któremu religia akurat do uzasadnień moralnych była zupełnie niepotrzebna. Domyślałem się tylko, że jednym z powodów odżegnywania się od religii była znakomita znajomość historii i świadomość do jakich celów religie były używane i nadużywane.
Za ateizmem Lema stała też głębokie przekonanie o tym, że zła w świecie nie można lekceważyć. Nie da się go sprowadzić do braku, jak chciał Augustyn, obejść mówiąc, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów, jak chciał Leibniz, ani opadem - koniecznym - ewolucji, jak chciał Teilhard. Dlatego stać go było na szczere słowa, które w uszach wielu mogą brzmieć krzywdząco:
Oglądałem wczoraj w TVN24 magazyn Tak jest. Ku mojemu zdziwieniu jego część poświęcona była Warszawskim Dniom Ateizmu. Okazuje się, że te kilka dni rozmów, wydarzeń, w tym rekonstrukcji kaźni Kazimierza Łyszczyńskiego, budzą repulsję. Prawica traktuje jako antyreligijną wojnę, wyborczą hucpę, stara się obnażyć domniemaną głupotę ateistów. Tak robił Jacek - nomen omen - Żalek, który utrzymuje, że skoro ateiści nie wierzą, to żadne symbole religijne nie powinny w nich budzić niechęci, gdyż są semantycznie puste. Tym samym, chcąc być ateistami, powinni milczeć, bo walcząc z tymi symbolami, obnażają pozorność swoich przekonań.
***
Demagogiczność takich wymogów jest zatrważająca. Szkoda, że Żalek nie widzi, że symbole religijne nie są tylko oznakami transcendencji, są symbolami instytucji religijnych, których reguły, sposób istnienia w życiu społecznym, sposób krzewienia "prawd", mogą budzić sprzeciw, także sprzeciw demokratyczny. Szkoda, że Żalek nie widzi, że symbole religijne mogą być jednocześnie symbolami politycznymi, w tym także symbolami państwa wyznaniowego. O tym, że Polska jest państwem wyznaniowym, jestem przekonany.
Wciąż "nakazy religii katolickiej stają się podstawą ustawodawstwa świeckiego, a kryteria religijne służą organom państwowym" do organizowania życia obywateli (niech przykładem będzie tu casus związków partnerskich czy odwołania posła Godsona nie do Konstytucji, a do Biblii). Wyznaniowość widać też w tym, że "odpowiedzi katolików na pytania świeckie nie podlegają różnicowaniu politycznemu", cenzurowane są bowiem przez kler, zwłaszcza przez episkopat i jego komisje (cytaty z książki Michała Pietrzaka, Państwo prawne, państwo świeckie).
To dziwne, że udział polityków w mszach, ceremonie religijne organizowane w ramach wydarzeń państwowych, udział rektorów uczelni publicznych w radach przy kuriach biskupich nie jest traktowane jako element kampanii wyborczych, narzucania światopoglądu etc. Za to jedna z nielicznych imprez pokazujących ateistyczną część Polski odsądzana jest od czci i wiary.
To dziwne, że walka z symbolami innymi niż katolickie prowadzona jest jawnie, a wskazanie na to, że dyskurs katolicko-polityczny zawłaszcza symbole, traktowana jest jako wyraz walki.
***
Nie będę Państwa przekonywał do ateistów i agnostyków, bo to uwłaczałoby Ich godności.
Będę za to przekonywał do przestrzegania prawa, w tym zapisów o neutralności swiatopoglądowej, filozoficznej i religijnej władz. "Państwo świeckie - pisał Pietrzak - nie prowadzi żadnej indoktrynacji swoich
obywateli, nie popiera określonej koncepcji życia, nie preferuje żadnych
orientacji filozoficznych, politycznych, kulturalnych czy religijnych.
Neutralność nakazuje państwu uznanie absolutnej równości wobec prawa wszystkich
opcji i opinii religijnych lub światopoglądowych".
U nas taka indoktrynacja trwa. Wyrażanie sprzeciwu nie musi być postawą antyreligijną (wiara i niewiara, gdy rodzą się z poczucia zaniepokojenia
złem, sa - moim zdaniem - równie godne szacunku, a zaangażowane w nie osoby mogą owocnie współpracować). Wręcz przeciwnie, może być wyrazem troski o to, byśmy mogli religie i duchowość przeżywać bez opresji. Lub nie przeżywać ich wcale.
_________
Zdjęcie autorstwa Elżbiety Lempp.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.