wtorek, 28 stycznia 2014

SUMIENIE JAKO FUNDAMENT DIALOGU. Kilka refleksji po wykładzie STANISŁAWA OBIRKA

Zdjęcie za openforum.tezeusz.pl
Pomyślałem wczoraj, że można nazwać Stanisława Obirka człowiekiem nadziei. Nie tylko dlatego że komentując życie kościelne poza obawami szuka plusów (zajmująco mówił wczoraj o jezuickości papieża Franciszka). Nie tylko dlatego że przypomina ważne i otwarte postaci humanistyki, jak Barbara Skarga (bardzo celnie wskazał wczoraj, że jej myśl zawiera bezcenne, otwierające i dialogiczne intuicje, a pozostaje w cieniu choćby Leszka Kołakowskiego, którego dialogiczność i otwartość były jednak zdecydowanie ograniczone). Nie tylko dlatego że nie boi się mówić o marksizmie, jako ważnej perspektywie, która może powiedzieć coś ważnego o kondycji człowieka. Ale przede wszystkim dlatego że wierzy w dialog jako źródło rozwiązywania konfliktów i żywioł wydarzania się tego, co ludzkie, a więc zarazem jednostkowe i społeczne. 
Nie jest to jednak jakaś wiara w abstrakt - dialog, tak, jak pojmuje go Obirek, powiązany jest bowiem silnymi więzami z ważnymi przekonaniami dotyczącymi człowieka. W tym dotyczącymi także sumienia.
Przyznam się szczerze, że odświeżenie spojrzenia na problemat sumienia bardzo mi się wczoraj przydało. Obirek w kilku prostych słowach pokazał sumienie jako fundament postawy dialogicznej, jako to, co otwiera na innego człowieka, umożliwia wysłuchanie jego racji i podanie własnych, a w konsekwencji otwiera perspektywę zmiany. Słusznie stwierdził, że bez moralnej autonomii, bez kierowania się sądami sumienia, wszelka dyskusja jest niemożliwa, a wszelkie konflikty mogą się tylko eskalować. Dlaczego?

***
Żeby odpowiedzieć na takie pytanie, trzeba odejść od zakorzenionych w naszej wspólnocie przekonań, jakoby sumienie było jakimś poza-ludzkim głosem, emocją czy intuicją przemawiającą w sercu człowieka. Być może jest raczej tak - na co wskazywał Tomasz z Akwinu, Immanuel Kant, Tadusz Bartoś i wielu, wielu innych - że sumienie jest nazwą na jedną z funkcji naszego rozumu. Dokładniej, jest określeniem wskazującym na to, że ludzi rozum, korzystając z posiadanej wiedzy i kierując się regułą "dobro czyń, a zła unikaj" potrafi, po namyśle, wydawać sądy wskazujące kierunek naszego działania. Kierowanie się sumieniem jest tedy kierowaniem się rozumem, jest umiejętnością oceny działań, które chce się podjąć, i ich konsekwencji. W ostatecznym rozrachunku jest więc także umiejętnością wzięcia odpowiedzialności za to, czego się dokonało. Nie licząc, że rozgrzeszt nas autorytet nieziemskich głosów czy zewnętrznych intytucji.

***
Jak się to ma do dialogu? Ano tak, że podejmując działania wynikające z oceny dokonanej przez rozum, że przyjmując na siebie ciężar odpowiedzialności, traktuję innego jako osobę tak samo rozumną, jak ja, tak samo odpowiedzialną, tak samo kierującą się namysłem. Winny jej jestem zatem szacunek. Zobowiązany zaś jestem do wysłuchania jej racji, które - o tyle, o ile racjonalne - mogą przeważyć słuszność racji moich.

Pokazanie sumienia na tle dialogu jest czymś niezwykle pięknym i optymistycznym. Stoi też za tym optymistyczna antropologia, która nie dopatruje się w człowieku natury zdeprawowanej, którą jakaś instancja musi per fas et nefas uzdrawiać i pionizować, ale docenia naszą umiejętność poszukiwania dobra i karmi się przeświadczeniem, że "wolnym jest ten, kto dzięki sobie samemu jest", zaś niewolnikiem ten "kto działa nie dzięki sobie samemu, lecz jakby poruszany przez coś zewnętrznego" (Tomasz z Akwinu).

***
Czy jednak za takim rozumieniem sumienia nie czai się niebezpieczeństwo anarchii? Tego, że zdeprawowane sumienie pozwoli usprawiedliwić każdy, nawet najbardziej niegodny czyn?
Oczywiście, takie niebezpieczeństwo istnieje. I nie da się go uniknąć. Pisał o tym Bartoś przywołując zadziwiające słowa Tomasza z Akwinu: sumienie wiąże zawsze, nawet gdy jest w błędzie, a zatem, gdy sumienie mówi, że cudzołóstwo jest dobre, należy cudzołożyć, a gdy sumienie mówi, że wiara w Chrystusa jest czymś złym, nie należy w niego wierzyć.

Z drugiej strony, nie ma jednak sensu przecenianie tego niebezpieczeństwa. Dlaczego? Dlatego że w perspektywie Obirka, ale, jak sądzę, także Tomasza czy Bartosia, człowiek nie jest samotną wyspą, nie jest indywiduum, które poglądy na świat i moralność wyciąga siebie na zasadzie wyciągania królika z kapelusza.
Umieszczając sumienie w kontekście dialogu umieszcza się je w perspektywie wspólnoty - jej tradycji, przekazanych w języku przedsądów, szanowanych instytucji. Sumienie, jako władza rozumu, jako conscientia, czyli towarzyszenie-wiedzy, korzysta ze skarbów tradycji, opiera się na poszanowaniu sfery intersubiektywności, zawsze jednak poddaje je krytyce i namysłowi. Samodzielnej krytyce i samodzielnemu namysłowi. Innymi słowy, uznaje się tu obligatoryjność wspólnotowych norm i przekazanego rozumienia wartości, ale się tej obligatoryjności nie fetyszyzuje. Kształt norm i rozumienie wartości jest bowiem historycznie zmienne, przekształca się, a sądy moralne - ze względu na ich dyrektywny, a nie propozycjonalny charakter - nie dają się wartościować co do ich prawdziwości bądź fałszywości (tu znów odsyłam do Bartosia). Mówienie o koniecznym, uniwersalnym charakterze norm jest czystą uzurpacją, deprecjonującą ludzką skończoność i pozbawiającym Boga (o ile jest) jego transcendentnego incognito, by użyć sformułowania Karla Bartha, które teologia ma za zadanie chronić. 

***
Słuchając wczoraj Obirka, biorąc udział w ciekawej dyskusji po jego referacie, w końcu kontynuując debaty w kuluarach uświadomiłem sobie, że on, ale także Tadeusz Bartoś czy Tomasz Polak weszli w stan poróżnienia z instytucją czy instytucjami właśnie w imię poszanowania ludzkiej wolności, autonomii, rozumności. W imię możliwego dialogu, dialogu, jako żywiołu budowania. O tym, że taka postawa jest postawą moralnej dojrzałości, a nie permisywizmu, pięknie świadczy choćby debata w TVN24 dotycząca wydania przez Stanisława kard. Dziwisza notatek Jana Pawła II. Polemizując z redaktorem Tygodnika Powszechnego Bartoś zwórcił uwagę, że to decyzja niemoralna właśnie, stanowi bowiem zakwestionowanie prawa człowieka do wolnej decyzji - decyzji przekazanej w testamencie. Wywody redaktora TP, że woli wielkich ludzi nie zawsze trzeba dawać posłuch, że stało się coś arcyważnego dla kultury i teologii (JPII w zapiskach mówi choćby o ateistach rzeczy pozytywne, a nieobecne w jego oficjalnym nauczaniu) mogły budzić w takim kontekście wrażenie co najmniej zawiłych i nieprzekonujących.  

***
Słuchając Obirka pomyślałem także, że i moja relacja z instytucją poróżniła się z powodu wolności-i-moralności. Ideały ewangeliczne niezmiennie pozostały mi bliskie - miłość, wrażliwość społeczna, inkluzywność,  pragnienie dobra, potrzeba symbolu i jego rozjaśniającej mocy. Ale uświadomiłem sobie, że muszę o nie zabiegać na własną rękę, po prostu w sposób wolny, bez osobistego doświadczenia i bez odpowiedzialności mogę krzywdzić innych, a samemu nie pójść ani o metr do przodu. Eliptycznie można powiedzieć, że zostałem chrześcijańskim postmodernistą z pobudek etycznych. Także z bólu, że krzywidzłem siebie i innych bezrefleksyjnie internalizując nagatywny obraz tego kim jestem (o tym, że mogę określić siebie jako homoseksualistę dowiedziałem się jako dziecko z broszury na katechezie; wyczytałem w niej, że homoseksualista jest zboczeńcem, który uprawia seks, mastrubuje się i czyha na dzieci i generalnie nie robi nic więcej, dlatego będzie potępiony; żeby uniknąć potępienia uciekałem od potrzeby ciepła, uczuć, rodzących się erotycznych fascynacji, które - z racji dorastania i kupionego przeze mnie dyskursu stawały się tym bardziej dojmujące, im silniej je odrzucałem. W konsekwencji - jak każdy człowiek - potrzebując miłości potrafiłem o nią zabiegać w sposób neurotyczny i raniący).  
Mam szacunek dla europejskiej tradycji, dla prawa, nie chcę wyrzucać ze swojego słownika ani pojęcia wartości, ani pojęcia sumienia. Ale wierzę, że ich zdrowe rozumienie mówi o jednostkowej autonomii, rozumnej samodzielności, z której wypływa dialog, zakorzeniony w odpowiedzialności i szacunku względem wyborów innych ludzi. 
Wierzę, że opozycja indywidualizm-wspólnota jest pozorny.

______
Wiele ważnych rzeczy pisze o sumieniu Bartoś w Metafizycznym pejzażu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”

Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...