Dosłowne traktowanie przekazów chrześcijańskich tradycji prowadzić może do wielopoziomowej konfuzji. Mało zwraca się u nas na fakt, że zaślubiny Miriam i jej cudowne poczęcie podpadałyby w Polsce pod paragraf związany z pedofilią. Cóż, takie były realia ówczesnej kultury, nijak nie przystające do świadomości i prawa w demokratycznych krajach XXI wieku. Co gorsza, samo zapłodnienie musiało mieć jakiś aspekt "materialny", snuto zatem domysły, jak się dokonało. Chyba najsłynniejsza odpowiedź wskazuje na ucho, przez które Duch miał dokonać poczęcia Słowa w dziewiczym łonie. Dalej, Tomasz Kozłowski w Faktach i Mitach przypomniał celne zdanie Michela Serres'a, że Święta Rodzina była związkiem głęboko nienormatywnym - "w Świętej Rodzinie ojciec nie jest prawdziwym
ojcem, bo Józef nie jest ojcem Jezusa; syn nie jest prawdziwym synem, bo Jezus
to syn Boga, a nie Józefa; Józef nigdy też nie uprawiał miłości z żoną. Co do
matki, to jest ona zarazem matką i dziewicą …". Pamiętajmy przy tym, że brak skonsumowania małżeństwa stanowi jeden z ważniejszych powodów kościelnego unieważnienia małżeństwa! Wisienką na torcie może być kwestia intronizacji Chrystusa na Króla Polski. Po dokonaniu tego aktu, mielibyśmy do czynienia z Królem-Synem i Królową-Matką, a więc związkiem, który trudno byłoby wybronić przed symbolicznym kazirodztwem. Zapewne kwestia ta nie musi być specjalnie kontrowersyjna w świetle Biblii - czytamy w niej bowiem (Genesis, 19, 30-38) o córkach Lota, które spijały go po to, by z nim współżyć i począć potomstwo (mamy tu więc w sumie do czynienia także z gwałtem czy seksualnym wykorzystaniem). Gromy, które ciskano w Jana Hartmana wydają się zatem mocno niepoważne i naciągane.
Sam wolę widzieć w Biblii dyskurs na wskroś symboliczny, stanowiący opowieść o doświadczeniu religijnym ludzi określonych czasów i określonej kultury. Symbol, jak widział do Karol Serini, łączy w sobie dwa aspekty - trwałość formy i rewolucyjną nowość interpretacji. Napięcie (czy wręcz walka) między "autorytetem formy" a duchową wolnością interpretatora, sprawia, że symbole żyją, łącząc przeszłość z przyszłością. Boże Narodzenie i cały okres świąteczny jest dla mnie żywą opowieścią symboliczną, której znaczenia rozsadzają duszny świat polskiej sfery publicznej.
Po pierwsze, że znów odwołam się do tekstu Kozłowskiego, Święta Rodzina jest dla mnie modelem związku opartego na miłości, którą się buduje i wybiera, a nie na rzekomo naturalnym podporządkowaniu biernej kobiety czynnemu (także seksualnie) mężczyźnie. Święta Rodzina nie mogłaby zaistnieć, gdyby przestrzegano przepisów kodyfikujących rodzinę pojmowaną tradycyjnie, czyli jako związek nasienia i krwi. Relacje między Miriam, Jeszuą i Josefem to otwartość, miłość i wybór, także zgoda na adopcję, a więc wartości konstytutywne dla myślenia o związkach partnerskich czy lepiej - o związkach innych od tradycji patriarchalno-heteronormatywnej. Wychowanie do wolności, otwartości i miłości widać później w stosunku Jeszui do kręgu uczniów - nowy testament przechowuje wypowiedzi o silnych uczuciach łączących Jeszuę z kobietami i... mężczyznami, by przypomnieć umiłowanego ucznia. Możemy mieć tu zatem do czynienia z tym rodzajem relacji, które nie są monogamiczne, za to wolne od zazdrości i nakierowane na dawanie siebie innym.
Po drugie, okres bożonarodzeniowy przypomina o tym, że czynnikiem konstytuującym kulturę jest różnorodność, pluralizm. Dobrze widać to na przykładzie tzw. Trzech Króli - różniących się podług podań rasą, a więc także językiem, podzielanymi wartościami etc. Jednoczy ich szczere poszukiwanie prawdy, co wcale nie przekłada się na unifikację kulturową. Można by rzec - że różne drogi mogą prowadzić do wspólnego celu, który - być może - daje się rozpoznać, ale którego nie można osiągnąć. Jeszua tylko objawia Boga, Bóg sam w sobie pozostaje bowiem niepoznawalny. To ważne przesłanie dla wszelkiej maści fundamentalistów, próbujących wprowadzać w świat wyłącznie swoje porządki. Wskazuje bowiem, że hic et nunc nie da się wprowadzić jednorodności, więcej - że takie zabiegi są zamachem na człowieka. Zasada jedności - o ile istnieje, to znajduje się poza tym światem, jest ideą regulującą nasze dążenie do porozumienia. Porozumienie jednak nigdy nie może eliminować różnorodności.
Po trzecie, tradycje chrześcijańskie odsłaniają niebagatelną rolę zwierząt w rozpoznaniu Boga. Przekazy związane z szopką akcentują jedność świata jako organizmu, powiązanie zwierząt, aniołów, ludzi i Boga, także ziemi jako siedliska roślin, skał, wspólnej nam macierzy. Skoro tak, to człowiek nie może być eksploatatorem świata, ale jego pasterzem. Posiada zobowiązania moralne (także religijne) wobec nie-ludzi, z którymi uczestniczy w tym samym akcie kosmicznej liturgii. Szacunku wobec zwierząt czy środowiska naturalnego nie da się więc motywować tak kuriozalnie, jak czyni to choćby Tomasz Terlikowski - rozpadem relacji między-ludzkich. Nie da się także czytać chrześcijańskich symboli i twierdzić, że zwierzęta nie mają praw i nie mają dusz. I że zbawiony będzie tylko człowiek - księgi prorockie znają opowieść o czasach zbawienia, w których panuje pokój między człowiekiem, lwami i trzodą.