Wczorajszy dzień obfitował w wysyp dziwacznych informacji. Parlamentarne mylenie kultury z kultem, serwilistyczna ucieczka od problemu Funduszu Kościelnego, PO-PiSowa koalicja przeciw debacie o związkach partnerskich, grzmiący list arcyprofesora Jędraszewskiego, dla którego szkolna drama z chłopcem w roli dziewczynki świadczy o tym, że potwór dżęder zbiera krwawe żniwo... Za dużo jak na jedno popołudnie. Naszło mnie przy tej okazji kilka refleksji...
***
Primo, zastanawiam się, na ile jesteśmy świadomi, że walka o etykę humanistyczną w szkolnictwie i życiu codziennym, jest walką o demokratyczny, niezależny od religii kraj. Funkcjonariusze Krk dość łatwo godzą się na to, by kompetencje państwa i kościoła były rozdzielone, ale tylko dlatego że państwa nie oddziela się od etyki. Ta zaś pojmowana jest wyłącznie jako etyka katolicka. Wszelkie próby pokazania, że namysł moralny zaczął się na długo przed chrześcijaństwem i że niezmiennie rozwijany jest także poza nim budzi furię i frustrację. Kler bowiem zdaje sobie sprawę, że etyczna emancypacja sfery publicznej oznaczać będzie realne oddzielenie państwa od religii. Polska stanie się wtedy państwem złożonym z różnorodnych obywateli, którzy będą mieli swoją wartość jako ludzie. Nie będzie więc już państwem obywatela-katolika, w którym obecność innych z bólem, niekiedy z agresją, się (nie)toleruje.
***
Secudno, kwestię etyki silnie się de-polityzuje, wpisując ją w perspektywę pedagogizacji różnorodnych aspektów życia. Na problem ten w kapitalny sposób zwrócono moją uwagę na sympozjum Pamiętać Foucaulta. Prof. Marek Czyżewski jasno i samokrytycznie pokazał, jak nauki społeczne uległy retoryce "nastawienia". Idzie o to, by ukształtować ludzi w przekonaniu, że za jakość ich życia odpowiadają oni sami. To ich nastawienie, ich samokształcenie, ich zaniechania, ich działania (terapeuci, coachowie, poradniki "jak żyć", dietetycy etc.) odpowiadają za to, czy będą w życiu kreatywni, z sukcesami na kontach i w biografii, czy nie. Prof. Tomasz Szkudlarek zwrócił uwagę, że nasza cywilizacja od zarania postrzegała kulturę jako sferę pedagogii. Nasz problem polega na tym, że próbujemy zamienić to, co polityczne, na to, co "pedagogiczne".
Bezdomnym mówimy, że są nieporadni, więc winni. Dzięki temu znika problem polityki mieszkaniowej i odpowiedzialności władzy.
Bezrobotnym mówimy, że brak im elastyczności, kompetencji i przebojowości. Dzięki czemu znika problem braku przemysłu, akumulacji kapitału w rękach korporacji etc.
Podobnie pewnie jest z etyką - mówimy, że to indywidualny styl życia. Dzięki czemu zwalniamy się z obowiązku postrzegania sfery publicznej jako sfery normującej życie obywateli "z różnych parafii".
***
Tertio, choć nie lubię wiązania idei poliamorycznych z polityką, to coraz wyrażniej dostrzegam, że model miłości wykraczający poza dwójkę osób może realnie przełożyć się na inne myślenie o wspólnocie. Wciąż tkwimy w okowach mitu narodowego - wspólnota to dla nas wspólna tożsamość, istota, która tworzy z nas Polaków i obywateli, dzieło, które mamy urzeczywistnić. Dlatego wszyscy Ci, którzy nie mieszczą się w naszym rozumieniu owej istoty czy tożsamości muszą zostać wykluczeni, zmarginalizowani. Nie tworzą bowiem naszego dzieła, co najwyżej mogą je popsuć.
Za Jeanem-Lukiem Nancym uważam, że takie myślenie jest totalistyczne czy wręcz totalitarne. Zebrało czarne żniwo i nie warto go dalej podtrzymywać. Za Nancym jestem przekonany, że podstawą wspólnoty jest nasza odmienność - to, co nas łączy, to różnice między nami. Różnice, dzięki którym musimy się ze sobą komunikować, stan roztopienia w jakimś "ogólnoludzkim porozumieniu", czy biometafizycznej naturze jest bowiem niemożliwy.
Co ma do tego poliamoria? Romantyzm wychował nas w kulcie miłości, jako quasi-mistycznego stopienia kochanków. Szukamy swojej drugiej połowy, idealnie dopasowanej, by dzięki niej oderwać się od świata. Komunikacja w takiej perspektywie jest pozorna, tak samo jako możliwość samorozwoju. Jeśli bowiem jesteśmy inni, jeśli coś ze sobą dzielimy, a coś nas różni, jeśli jesteśmy sobą na wzajem zaciekawieni, musimy tę odmienność, która nas zbliża pielęgnować. Zawłaszczenie drugiej osoby i zamknięcie się na resztę świata nie będą tu funkcjonalne. Zakonserwują raczej przekonanie, że stapia nas jedna natura. Tak samo, jak "jedna natura" spaja naszą wspólnotę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.