Reforma samorządowa - jak czytamy ba stronach Prezydenta RP - służyć miała sześciu celom:
1. odbudowa więzi wspólnotowych i wzmocnienie poczucia tożsamości lokalnej;
2. przywrócenie małym i średnim miastom znaczącej roli w aktywności gospodarczej i obywatelskiej regionów;
3. stymulowanie równomiernego rozwoju regionalnego;
4. wprowadzenie systemu zdecentralizowanego i opartego na odpowiedzialności politycznej wybieralnych władz;
5. przekazanie szerszych uprawnieo w zakresie życia zbiorowego jednostkom samorządu terytorialnego, co umożliwia administracji rządowej skupienie się na strategicznym zarządzaniu paostwem, a nie poszczególnymi społecznościami lokalnymi;
6. zwiększenie skuteczności i efektywności działania urzędów administracji publicznej, wykonywania usług publicznych oraz zarządzania finansami publicznymi na poziomie lokalnym i regionalnym.
Problemy PKW z liczeniem głosów, cząstkowe wyniki i komentowane sondaże boleśnie uświadomiły mi, że nie czuję już róznicy między wyborami samorządowymi, a "centralnymi" (sejmowymi, prezydenckimi). W jednym i drugich sendem sprawy jest partyjny wyścig, rozważanie, które ugrupowanie sięgnęło po laur i co z tego wynika. To niedobry objaw, wskazuje bowiem na to, że reforma samorządowa nie przyniosła spodziewanych rezultatów.
W końcu samorządy stanowić miały instrument decentralizacji władzy, a jednym z elementów decentralizacji jest także niezależność od władzy rządowej i od rozgrywek politycznych, jakie toczą się wokół rządzenia.
Samorządność ma sens tylko o tyle, o ile oznacza scedowanie (części władzy) na grupę "niezależną od władzy odgórnej", a stworzoną z osób, które "chcą decydować o swoich sprawach w sposób autonomiczny". Idzie więc o ludzi bezpośrednio zaangażowanych we własne małe wspólnoty - ich problemy, nadzieje, plany. I tylko takie zaangażowanie - jakże odmienne od logiki partyjnej - powoduje, że władza samorządowa faktycznie jest najbliższa obywatelowi.
Samorządność jest ideą bardzo mi drogą - wyznacza bowiem perspektywę obywatelskości i demokracji. Zakłada umiejętność debatowania, osiągania konsensu, współpracy dla dobra małej ojczyzny, które stoi ponad podziałem na polityczne poglądy i partyjne przynależności. Samorządność sięga więc spraw głębszych niż nasze doraźne partyjno-polityczne przepychanki. Gdyby weszła w życie, mogłaby mieć pozytywne skutki dla polityki centralnej. Ale weszła w życie pozornie, składając hołd molochowi partyjniactwa. Stawką czyniąć nie bezpośrednie zaangażowanie w losy regionu, ale symboliczne zwycięstwa jednego ugrupowania nad innym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.