Z Tygodnikiem Powszechnym jakoś mi ostatnio nie do końca po drodze. I tym razem wcale nie ze względu na treść pisma, ale przez korespondencję, którą Redakcja zamieścić powinna i zamieściła. Chodzi mi o list prof. Andrzeja Paszewskiego zatytułowany Homopatologia: list do ks. Jacka Prusaka, którego Autor powołując się na dowody biologiczne pisze o homoseksualizmie jako o patologii, o naciskach homoseksualnego lobby czy współczesnej "promocji homoseksualizmu", która pod płaszczykiem krzewienia tolerancji obrzydza "tradycyjną męską i żeńską przyjaźń". Tekst jest bolesny z wielu powodów. Także merytorycznych. Widać bowiem, że polscy naukowcy zupełnie nie odrobili lekcji z metodologii i filozofii nauki. Nie trzeba w końcu być konstruktywistą, zupełnie wystarczy znajomość Neuratha, Carnapa czy Poppera, żeby wiedzieć, jaki status mają naukowe tezy czy dowody. Ba, nie trzeba znać ich wcale, żeby wiedzieć, że nie da się lekko przejść od porządku wyjaśnień genetycznych, do konstatacji światopoglądowo-moralnych. Widać jednak, że na rodzimym gruncie to zbyt trudne. Znajomość "faktów" lepiej bowiem robi duszy człowieka niż świadomość, że promuje się stereotypy. Ale cóż, jak stawiać takie zarzuty biologom czy antropologom (mam jeszcze w pamięci taką prezentację "faktów" dotyczącą atrakcyjności cielesnej jako komunikatu biologicznego i wciąż mi słabo!), skoro swojej lekcji nie odrobili nawet niektórzy rodzimi etnolodzy oraz kulturoznawcy. Chciałoby się jednego: żeby oni wszyscy wreszcie dali nam spokój. Nie wciskali nas w ramy bezrefleksyjnie przyjmowanego (neo)darwinizmu, nie badali osobliwości naszego mózgu, przestali odwoływać się do badań z dyscyplin, o których mają raczej nikłe pojęcie. Chciałoby się tylko, żebyśmy mogli płacić razem podatki, bez problemu dowiadywać się o stan zdrowia partnerki/partnera leżącego w szpitalu, wybierać takie wspólnoty, których narracje nas przekonują. Chciałoby się, żeby wreszcie przestano zaglądać nam do łóżek i mówić, kim jesteśmy...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
PRASKA „LADY MACBETH MCEŃSKIEGO POWIATU”
Wojna Wojna jest nie tylko próbą – najpoważniejszą – jakiej poddawana jest moralność. Woja moralność ośmiesza. […] Ale przemoc polega nie ...
-
Nie będę krył, że należę do tej części melomanów, których cieszy "historycznie poinformowany" nurt wykonywania muzyki dawnej. Nam...
-
Podróż zimowa z poezją Stanisława Barańczaka to opowieść pozbawiona nawet iskier nadziei. Jest trzeźwa, ostra i smutna ocena naszej wsp...
"Nie trzeba w końcu być konstruktywistą, zupełnie wystarczy znajomość Neuratha, Carnapa czy Poppera"
OdpowiedzUsuńBrzmi to tak, jakby bycie konstruktywistą wymagało wyższych kompetencji od znajomości wyżej wymienionych. A jest przecież odwrotnie :)
Wszystko zależy od perspektywy :P Chodziło mi raczej o to, żeby mojego 'oburzenia' nie zbyć przypięciem określonej łatki. I autentycznie żałuję, że w swym jajogłowym realizmie część uczonych nie poczytała niczego choćby nt. sporu o zdania protokolarne. Może wtedy oszczędzili by nam takich wynurzeń. Bo to w nich, a nie w kwestii konstruktywizm czy nie, leży dla mnie problem ;-)
OdpowiedzUsuńTeksty homofilów, homoseksualistów i podążających bezrefleksyjnie za modą też są bolesne - dla nas. Ale to jest nieważne, nas należy z tego leczyć, z normalności w normalnym tego słowa znaczeniu, bo liczy się tylko to, co dla was bolesne.
OdpowiedzUsuńPytanie tylko, czym jest ta "normalna normalność". Cenzurowaniem mitologii? I Platona i Arystotelesa? Unikaniem ewangelicznego przygarnięcia heretyków (Samarytanka) i wykluczonych społecznie (od prostytutek po celników)? Przemilczaniem lub dezinterpretacją znalezisk w grobach naszych słowiańskich praszczurów? Fetyszyzowaniem norm społecznych jako głosu Boga? Wybieraniem ze współczesnej nauki tego, co wygodne, resztę zsyłając do kosza z napisem "wynik lobbowania i wymuszeń"? Nie wiem. Wiem za to, że dyskursy homofilów czy homoseksualistów wcale nie idą za modą bardziej niż dyskursy homofobów. Za to - generalizując - dążą do otwrzenia dyskusji, a nie jej zamykania. I to jest chyba wartość nadrzędna w społecznościach, które - także z woli Kościoła Rzymskokatolickiego - przestały być teokratyczne.
OdpowiedzUsuń